Hartman: instrukcja dla niepokornych
Jako że media służące Prawdzie i Miłości są łaskawe poświęcać mi tak wiele uwagi, oferuję im na przyszłość prostą instrukcję pisania na temat J. Hartmana. Przyda się na czas wyborów i na każdy Czas Próby w ogóle. Wystarczy połączyć dowolne elementy, zależnie od zadanej przez Redaktora Naczelnego liczby znaków (ze spacjami). Za prawdziwość informacji i słuszność ocen ręczę osobiście, jako najlepiej poinformowany.KIM JEST JAN HARTMAN? Jan Hartman jest przede wszystkim (zawsze trzeba to podkreślać!) członkiem-założycielem antypolskiej organizacji żydowskiej B`nai B`rith. Komentując jego działalność i wypowiedzi nigdy nie należy zapominać o kontekście – o jego żydowsko-masońskich i lewackich mocodawcach. Bo Hartman nie działa sam i nie działa z własnej inicjatywy. Sterują nim określone koła i one też go opłacają. Warto przy tym zauważyć, że prapradziad Hartmana, rabin Izaak Kramsztyk, był bardzo dobrym Żydem-patriotą. Nawet ojciec, Stanisław Hartman, miał swoje zasługi. Niestety, zło i zdrada zawsze wyjdzie na wierzch – nawet w piątym pokoleniu.
CZYM ZAJMUJE SIĘ JAN HARTMAN? Hartman jest obsesyjnym wrogiem Kościoła katolickiego i Narodu polskiego. Cała jego aktywność skupia się na opluwaniu i szkalowaniu tego, co dla Narodu najświętsze, a w szczególności na zwalczaniu znaku Krzyża. Jego „poglądy” to bolszewicki fanatyzm, nawołujący do eliminacji religii, prawdy i wartości z życia Polaków i zastąpienia ich libertynizmem, wynarodowieniem i totalnym permisywizmem moralnym, tak aby bezbronny Naród tym łatwiej mógł stać się łupem kosmopolitycznych wrogich sił. Realizując ten program, Hartman podszywa się pod „profesora” i „bioetyka” (nie robił nawet doktoratu z tej dziedziny!) po to, by krzewić eutanazję, aborcję i walczyć z etyką zawodu lekarza, między innymi przez opluwanie Kodeksu Etyki Lekarskiej i demoralizowanie studentów medycyny UJ, do których podstępem dopuścili go jego koledzy i mocodawcy. Ci sami wpływowi ludzie umocowali Hartmana w swoich polskojęzycznych mediach, takich jak Gazeta Wyborcza i TVN, których stał się „pupilem”. Dzięki medialnej tubie Hartman może spełniać rolę „trybuna ludowego” wojującego ateizmu i antyklerykalizmu oraz „ideologa” tzw. „lewicy”. Intelektualny poziom Hartmanowskiej mowy nienawiści oraz jej cynizm i przewrotność stanowią swoisty „wzorzec” lewactwa i bezbożnictwa, w iście bolszewickim stylu. Nic dziwnego, że Hartman przyłączył się do takich „postaci” polskiej tzw. sceny politycznej, jak Janusz Palikot czy Marek Siwiec.
SKĄD SIĘ WZIĄŁ JAN HARTMAN? W młodości Hartman – zagubiony i uzależniony od marihuany trójkowy absolwent XIV LO we Wrocławiu – został przygarnięty przez Katolicki Uniwersytet Lubelski. Za wdowi grosz, zbierany w kościołach, w latach 1985-1990 pobierał nauki w katolickiej uczelni, by potem ją zdradzić, stając się wrogiem wszystkiego, co polskie, wszystkiego, co katolickie. Był zresztą miernym studentem, wyróżniającym się co najwyżej smykałką do interesów (handlował kserokopiami wykładów). Szczególnie słaba była jego praca magisterska, którą recenzent, Stanisław Judycki (dziś profesor) ocenił na niedostateczny. Pełen wiary w człowieka i miłosierdzia o. prof. Mieczysław Albert Krąpiec, opiekun pracy magisterskiej Hartmana, postanowił jednak dać mu szansę, wobec czego pozwolono, by ukończył studia. Następnie znalazł się w Krakowie, gdzie robił doktorat u prof. Władysława Stróżewskiego, który załatwił mu pracę w Collegium Medicum UJ. Doktorat był słaby, a w dodatku dotyczył nieistniejącej dyscypliny („heurystyka filozoficzna”). Jeszcze gorsza była habilitacja (pod pretensjonalnym tytułem „Techniki metafilozofii”), która przeszła z powodu zmowy recenzentów – komunistów, a prywatnie bliskich znajomych i protektorów Hartmana. Warto wspomnieć, że za tę pracę habilitacyjną Hartman otrzymał nagrodę premiera, premiera, którym był… Leszek Miller. Nie lepiej wyglądał przewód profesorski, w wyniku którego Lech Kaczyński w 2008 roku nadał Hartmanowi tytuł profesora (tu warto przypomnieć wyjątkowe zaangażowanie Lecha Kaczyńskiego w reaktywację loży B`nai B`rith w tymże samym 2008 roku).
JAKI JEST JAN HARTMAN? Hartman jest typem błaznującego karierowicza, podlizującego się swoim mocodawcom i bezwzględnego w prześladowaniu słabszych od siebie (np. dr Michała Łuczewskiego, na którego pisał liczne donosy). Mierny intelektualnie i niespełniony naukowo (ma na tym punkcie poważny kompleks!), gotów jest posuwać się do hucpiarskiego prostactwa i skrajnego populizmu, by zjednać sobie poklask tzw. „opinii publicznej”. Jest w tym wszystkim płytki, nielogiczny i żałośnie niepoważny. W bezpośrednim obcowaniu sprawia nieprzyjemne wrażenie swoją śliską ironią i besserwisserstwem – typowym dla dyletantów – które to cechy dobrze „konweniują” z powierzchownością zaniedbanego, dość otyłego i niemłodego już mężczyzny. Ponadto w niesmaczny i żenujący sposób Hartman obnosi się ze swoim żydostwem, z którego stara się czerpać wszelkie profity, jednocześnie używając go do celów moralnego szantażu, polegającego na pomawianiu o antysemityzm każdego, kto ośmieli się go skrytykować. Generalnie nie ma żadnego powodu, by zajmować się tą dość żałosną postacią. Pisanie i mówienie o nim, nawet krytyczne, działa tylko na jego korzyść. Takie osoby zasługują tylko na jedno – na całkowite zignorowanie. I koniecznie trzeba o tym napisać!