Wielebny Księże Lemański!
Przepraszam, że tak po nazwisku, ale to tylko w tytule, żeby było widać, o co chodzi, i dotarło do adresata. Przepraszam również, że dalej nie będę mówił „proszę Księdza”, tylko normalnie, ale widzę w tej formie („proszę Księdza”) coś uniżonego, przejaw rewerencji dla stanu kapłańskiego, a ja, jako ateista, takiej rewerencji nie czuję.
Zwłaszcza nie czuję jej w stosunku do kościoła katolickiego (pisanego prawidłowo od małej litery, tak jak od małej pisze się „państwo”), któremu nigdy dość hołdów i przywilejów i który bez ustanku wszystkich poucza i po kątach rozstawia, a kogo tylko się da, pomawia i szkaluje. No i który, jakby na potwierdzenie swych tytułów do moralizowania, pochwalił się ostatnio ustami samego papieża, że ma wśród duchownych 2 proc. pedofilów, czyli ok. 50 razy większy ich odsetek, niż wynosi przeciętna dla męskiej populacji tego łez padołu. 50 razy więcej! Jeden na 50 księży pedofilem (nie jeden na 1000, jak sam, za przedstawicielami kościoła, głosiłem)! 10 tysięcy na świecie i statystycznie ok. 400 w Polsce! Ależ banda! To naprawdę robi wrażenie, prawda? Jeszcze większe niż te parę tysięcy zgwałconych dzieci, setki porwanych, katowanych i głodzonych oraz dziesiątki zamordowanych przez ów „święty kościół” w jednej małej Irlandii w ciągu paru ostatnich dekad. Strach wypuścić dziecko na ulicę, bo może spotkać księdza!
No ale do rzeczy. Jak Pan widzi, kościół katolicki jest instytucją upadłą. Do milionowych rzesz jego ofiar z czasów przymusowej chrystianizacji Europy, wojen krzyżowych, inkwizycji i konkwisty dochodzą potworności, jakie odsłania przed nami powoli historiografa kościoła w wieku XX. Czy naprawdę Bóg, jeśli istnieje, upodobał sobie spośród tysięcy wyznań i setek kościołów chrześcijańskich akurat ten? Czy gdyby wiara katolicka była tą prawdziwą, Bóg pozwoliłby na to, aby Jego kościół wyczyniał to, co wyczyniał i wyczynia nadal?
Czy jeszcze jakiegoś znaku od Boga Pan potrzebuje, aby jako człowiek bogobojny poszukać dla siebie kościoła bardziej uprawomocnionego w swych roszczeniach do racji i słuszności niż akurat ten – tak tragicznie upadły i nadal upadający? A zresztą: czy nie można czcić Boga (ja akurat nie wierzę, ale rozumiem, że ktoś może myśleć i czuć inaczej), bez tej całej dogmatyczno-doktrynalnej i biurokratycznej nadbudowy? Po prostu, po swojemu, z książką, którą uważa się za objawioną, w ręku i oczami zwróconymi ku niebu?
Jest tak wiele powodów, żeby rzucić tę pracę i odejść z tej organizacji! Niech Pan się na to zdobędzie, niech Pan zrzuci sutannę! Tak jak tylu mądrych i wrażliwych księży przed Panem – Obirek, Bartoś, Węcławski, żeby wymienić najbardziej znanych.
Czy będzie Pan tkwić w stanie duchownym na złość biskupom, którzy marzą tylko o tym, aby pan odszedł? Będąc dojrzałym mężczyzną, chce się Pan bawić w podchody z Hoserem, z którym zresztą i tak Pan nie wygra? To dziecinny, niepotrzebny upór. Skoro Pana tam nie chcą, skoro Pana wciąż poniżają i szykanują, to po co w tym tkwić? Żeby robić szum?
Nie wierzę, że o to Panu chodzi. Pan kościoła nie zmieni – oni już nie z takimi sobie radzili. Potrafią zamknąć usta każdemu, a jak nie, to robią z delikwenta świętego i w ten sposób „unieszkodliwiają”. Pozostając w stanie duchownym, daje Pan tylko pretekst różnym pseudochrześcijańskim napuszonym bonzom, aby chwalić się, jaki to w kościele katolickim panuje ferment i pluralizm.
Nie ma i nigdy już nie będzie żadnego fermentu. Dogmatyczny kościół, zorganizowany w średniowieczną monarchię (cóż za absurd w świetle wiary chrześcijańskiej!), jest ostatnią instytucją, w której mogłaby panować wolna debata i jakakolwiek otwartość na racje płynące spoza organizacji. Nawet w XIII wieku było pod tym względem lepiej niż dziś. Dziś wprawdzie nie palicie na stosie nieprawomyślnych, jak jeszcze w XVIII wieku, lecz nadal dostajecie z Watykanu ścisłe instrukcje i nikt was, nawet purpuratów, o zdanie nie pyta.
Dobrze Pan wie, jak to działa. Tu nie ma miejsca na dyskusję, samodzielność myślenia, nie mówiąc już o krytyce albo wywieraniu na cokolwiek wpływu. Zwykły ksiądz, a tym bardziej świecki wierny, jest u was śmieciem, który ma pokornie powtarzać, co mu każą powtarzać, robić, co mu każą robić i płacić jak najwięcej. Tak jest w kościele katolickim i dlatego trwa już 1700 lat. Nie dlatego, że podoba się Bogu, lecz dlatego, że był i jest bezwzględny i okrutny!
Gwoli sprawiedliwości trzeba powiedzieć, że podobnie jest w setkach innych organizacji religijnych. Tyle że ta wasza jest największa i najpotężniejsza, jaką widział świat, od kiedy ktoś wymyślił Boga i religię. Jak bardzo się was bały i wciąż boją miliony waszych poddanych i tych, po których ciała i dusze przychodziliście w „dziele ewangelizacji”!
Nie ma słów, by opisać lęk przed krzyżem na tarczach waszych wojowników i pieczęciach waszych władców i inkwizytorów. Ciekawe, czy Jezus też się tak bał ortodoksyjnych kapłanów?
A tak na marginesie: czy naprawdę wierzy Pan, że Jezus, uważający się może za Mesjasza, lecz nie za Boga, obrzezany, modlący się i prawiący kazania w synagodze, przestrzegający Prawa i spełniający micwy, naprawdę byłby dziś akurat katolikiem? I że jeśli nadal żyje w niebie (Pan w to wierzy, prawda?), to z aprobatą przypatruje się temu, co robił z „poganami” i Żydami powołujący się na niego kościół katolicki?
Jezus powtarzał za Pismem, że Bóg jest Miłością. Stworzył sektę żydowską opartą na tym, jak to mówicie, charyzmacie. Z niej wyrosło chrześcijaństwo, bardzo, bardzo różne od wiary Jezusa i jego Matki, ale mniejsza. W każdym razie powstało jako religia miłości. Ale tej miłości kościół katolicki nie praktykował nigdy. Zawsze była tylko przemoc, przymus i kontrola, słowem – władza. Tym się okazało rzekome apostolstwo miłości. I nawet sto tysięcy szpitali, sierocińców (nie tych irlandzkich) i innych „dzieł miłości” nie zmieniłoby tego strasznego bilansu.
Gorąco Pana proszę, niech sobie Pan da spokój. Proszę wyjść z kruchty i czynić dobro pośród wolnych i światłych ludzi, tak jak Pańscy poprzednicy, których nazwiska wyżej wspomniałem. Jak Pan wie, wszyscy byli księża witani są przez światłe elity z otwartymi ramionami i wszystkim okazywana jest wszelka pomoc. Tak będzie również w Pańskim przypadku.
Niech Pan do nas wraca! Wraca, mówię, bo tak naprawdę należy Pan do nas. Czekamy na Pana! Ukłony, JH