Zabić Urbana, czyli pojedynek trupów

Czytam gazety i oglądam telewizję od lat czterdziestu, ale jeszcze nie widziałem, żeby z uśmiechem na ustach jeden polityk rozprawiał o rychłej śmierci drugiego polityka i radował się jej bliską perspektywą. Oto wczorajszy dialog Leszka Millera z naczelnym Super Ekspresu.

Sławomir Jastrzębowski: Największa kanalia w Polsce, Jerzy Urban, powiedział o panu, że jest pan trupem, ale trupem chodzącym. I co pan na to?
Leszek Miller: To jest takie marzenie Jerzego Urbana, które liczy już co najmniej dziesięć lat, i mogę się założyć, że to ja pochylę się nad trumną Jerzego Urbana, a nie odwrotnie. Już widzę ten kondukt, skromniutki oczywiście, widzę ten kondukt, który odprowadza pana Urbana na miejsce zasłużonego odpoczynku.
SJ: Czyli weźmie pan udział w ewentualnych uroczystościach pogrzebowych?
LM: Chyba tak, dlatego że ta chwila satysfakcji warta jest takiego wyrzeczenia.

Całość: tutaj.

Jestem wstrząśnięty łatwością, z jaką fala pogardy, wezbrana w duszy bądź co bądź byłego premiera RP, przelała się przez wszystkie tamy, jakie naszym wypowiedziom stawia kultura i obyczaj. Jeśli mówić o naruszeniu tabu, to chyba właśnie w tym przypadku. Swoją drogą, jaka niebywała moc tkwi w żarcikach, które potrafią niepostrzeżenie stać się skutecznym wehikułem nienawiści.

Tę bezprecedensową wypowiedź jednego starszego pana o drugim, jeszcze starszym panu przeżywam również jako pewną konfuzję osobistą.

Wprawdzie nie znam bliżej żadnego z nich, ale z oboma wypiłem kilka kaw, rozmawiając o polityce. Obydwu szanuję jako ludzi inteligentnych i nietuzinkowych, choć z pewnością mają życiorysy niejednoznaczne. Obaj przecież byli funkcjonariuszami PRL, jakkolwiek obaj mają też wybitne zasługi – Miller jako polityk, który sprawnie i skutecznie prowadził Polskę do Unii Europejskiej, a Urban jako wybitny reportażysta i autor wielkiej liczby nonkonformistycznych tekstów prasowych pisanych w czasach, kiedy wiązało się to z poważnym ryzykiem osobistym.

Nie wiem, co Miller sądzi prywatnie o Urbanie, ale tak się akurat składa, że wiem, co Urban sądzi o Millerze.

W dniu, w którym Leszek Miller mówił te zdumiewające rzeczy, Jerzy Urban podzielił się ze mną swoją o opinią o byłym premierze. Powiedział, że Miller kocha władzę i że pewnie nie odmówi sobie startu w wyborach prezydenckich. Ale żadnej wrogości ani pogardy w jego słowach nie było.

Urban jest zresztą, co nie wszyscy wiedzą, a warto, żeby wiedzieli, człowiekiem niezwykle delikatnym i wręcz nieśmiałym. Owszem, jego medialny image jest całkiem inny – znany jest z brutalnej i nieraz wręcz wulgarnej retoryki. Owszem, jest w jego stylu powiedzieć, że „Miller jest chodzącym trupem” (zamiast: Miller poniósł dotkliwą porażkę i chyba będzie musiał pomyśleć o emeryturze), lecz chyba nigdy nie posunąłby się do dywagacji na temat liczby uczestników jego pogrzebu.

Miller na głowę pobił starszego kolegę w medialnym pałkarstwie. Takich rzeczy się nie mówi, a nawet nie myśli. Zapowiedź, że będzie się intruzem na pogrzebie, w którym to weźmie się udział dla napawania się satysfakcją ze śmierci chowanej osoby, jest czymś skandalicznym i odrażającym. To obraża nie tylko Urbana, pal go sześć, ale obraża też jego rodzinę, a to już nie przelewki. Trzeba by przeprosić, Panie Premierze. Niestety. Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, czy umie przeprosić, jak nabroi.

Mamy tylko chwilę, żeby przygotować się do dwutaktu wyborczego 2015 roku. Od tego, czy uda się pójść jednym frontem wszystkich środowisk postępowych, liberalnych, lewicowych, zależy ich dalsza obecność na scenie politycznej. Jeśli jednoczenie sił lewicy przed wyborami ma polegać na licytowaniu się, który były komuch bardziej nienawidzi drugiego komucha, to nic z tego nie będzie.

A za to będzie druga Turcja, czyli całkowite zawłaszczenie sceny politycznej przez oportunistycznych filistrów z „umiarkowanej prawicy” i szowinistycznych populistów z „prawdziwej prawicy”. Zamiast się publicznie opluwać, ludzie lewicy powinni dziś intensywnie się spotykać i rozmawiać o roku wyborczym. A Leszkowi Millerowi radzę zrobić wspaniałomyślny krok w tył i pozwolić wejść na scenę nowym ludziom, bez PZPR-owskich obciążeń i akceptowalnych dla milionów postępowo myślących Polaków, którzy chcą nowoczesnej, demokratycznej i społecznie sprawiedliwej Polski, ale bez Urbanów i Millerów na trybunach. To ostatnia szansa Leszka Millera na prawdziwie męską końcówkę.

I jeszcze jedno. Jeśli przeżyję Urbana, to zasilę szeregi żałobników na pogrzebie. Mogę się założyć, że będzie tam spory tłum, niezależnie od pogody. A to dlatego, że wszyscy, którzy znają Jerzego Urbana, po prostu go lubią. Frekwencja na pogrzebie od tego zaś przede wszystkim zależy. A więc do zobaczenia, Panie Premierze, na tym nietuzinkowym pogrzebie. A co do stypy, to się jeszcze okaże.