Przepraszam kobiety!

Wychowano mnie w przekonaniu, że ważne sprawy są dla mężczyzn, a kobiety mają za zadanie czynić ich życie milszym. Długo w to wierzyłem, ale już nie wierzę. I za te lata lekceważenia kobiet przepraszam.

Wychowano mnie w przekonaniu, że kobiety są istotami trochę niepoważnymi, infantylnymi. Wmówiono mi, że są „emocjonalne”, płaczliwe, poddane „huśtawce hormonalnej”, egoistyczne i próżne. Dopiero jako dojrzały mężczyzna przekonałem się, że próżność i płochość nie są cechą płci, a „emocjonalność” to bardzo często moralna wrażliwość. Za hołdowanie przesądom przepraszam.

Przez połowę dorosłego życia wyobrażałem sobie, że do kobiet trzeba mieć „podejście”, gdyż są zupełnie inne niż my. Przybierałem różne pozy i zachowywałem się wobec nich nienaturalnie. Nie wiedziałem, że w tle tych nieszczerych zachowań były uprzedzenia i poczucie wyższości. Zbyt późno pojąłem, że kobieta jest człowiekiem z krwi i kości, tak jak mężczyzna, a nie nakręcaną lalką, małpką ani osobliwością natury. Przepraszam.

Nauczono mnie taksować kobiety od pierwszego spojrzenia. Każdy kontakt z kobietą zaczynał się dla mnie od oceny jej wyglądu. Dokonywałem ich klasyfikacji pod względem estetycznym i seksualnym, pod względem wieku i „szans”. Myślałem, że wszyscy mężczyźni tak robią. Dopiero dzięki pouczającym rozmowom i lekturom w dojrzałych latach wyzbyłem się tego poniżającego dla kobiet i dla mnie samego nawyku. Trochę późno, ale przepraszam.

Do niedawna byłem przekonany, że kobiety nie są zdolne do tworzenia wielkich dzieł – w literaturze, w nauce i w filozofii. Do utrzymywania się w tym przekonaniu wystarczał mi fakt, że w spisach klasyków różnych dyscyplin, od filozofii do muzyki, jest bardzo mało kobiet. Teraz już rozumiem, że nie ma ich dlatego, że nie pozwalano im rozwinąć skrzydeł. W przyszłości będzie inaczej. Kobiety będą Joyce’ami, Heglami, Chopinami. Przepraszam, że tak długo nie chciałem tego przyznać.

Zawsze uwielbiałem seksistowskie żarty. Wydawały mi się swojskie, inteligentne i świetnie nadawały się do tworzenia atmosfery męskiej solidarności. Poza tym uważałem je za nieszkodliwe, za „tylko dowcipy”, odsłaniające jakiś głębszy podkład porozumienia między płciami, porozumienia, które pozwala tolerować takie żarty. Dopiero całkiem niedawno pojąłem, że „insajderskie” żarty mogą po prostu sprawiać przykrość i denerwować. Za to głupie i niestosowne dowcipkowanie przepraszam.

Starałem się być trochę „szarmancki”. Lubiłem „puszczanie przodem” i w ogóle wszystkie te stare mieszczańskie czy wręcz postszlacheckie obyczaje. Jednakże w ostatnich latach zrozumiałem, że przykrywają one protekcjonalny i lekceważący stosunek do kobiet i nie każda pani (nawet to słowo ma w sobie cień seksizmu) życzy sobie takiego traktowania. Przepraszam, że wiele kobiet uraziłem swą dwuznaczną „szarmanckością”. Nie posiadam wytwornych manier i marnie mi wychodzi ich udawanie, więc lepiej już być po prostu miłym i naturalnym.

Do niedawna żywiłem przekonanie, że mężczyźni powinni chronić kobiety, „zapewniać” im byt, dbać o ich potrzeby oraz potrzeby dzieci, które pozostają głównie pod ich opieką. W zamian za to, jak sądziłem, kobiety powinny „iść za mężczyzną”, dostosowywać się do jego planów i potrzeb oraz dawać mu psychiczne wsparcie. Dziś wiem, że oparcie można mieć w drugim człowieku pod warunkiem równości i partnerstwa. Wchodzenie w „role” mężczyzn i „role” kobiet utrwala stereotypy i szkodzi bliskości. Rolami i zadaniami trzeba się dzielić, ale nie wedle kryterium płci. Przepraszam za swój konserwatyzm obyczajowy, który przeżył o wiele lat mój dawno już nieżywy konserwatyzm polityczny.

Proces emancypacji kobiet – bardzo bolesny i burzliwy – przyniósł w ciągu półtora stulecia spektakularne zdobycze moralne i społeczne. Kobiety uzyskały prawo do posiadania majątków i dysponowania nimi, do samodzielnego poruszania się po mieście, występowania o rozwód, opieki nad dziećmi po rozwodzie, do studiowania, do głosowania, do sprawowania urzędów, do wykonywania „męskich” zawodów; bicie kobiet stało się przestępstwem. Wszystko to są dziś oczywistości, choć jeszcze w XIX wieku każde z tych roszczeń wywoływało moralne oburzenie.

Mimo wszystko, w wielu krajach, nawet na Zachodzie, jest jeszcze wiele do zrobienia. Wciąż występują nierówności w zarobkach kobiet i mężczyzn na tych samych stanowiskach, ograniczenia w awansach, lekceważenie przez organy ścigania i sądy w przypadku nadużyć o charakterze seksualnym, a przede wszystkim łamane są prawa kobiet do kontrolowania własnej płodności. Walka o równość płci wciąż ma sens. Jednak na horyzoncie rysują się już nowe czasy – rzeczywiście partnerskie i równościowe relacje społeczne, w których kwestia płci stanie się drugorzędna.

W nowych czasach, które nadchodzą, nikt nie będzie świętował Dnia Kobiet, bo będzie to albo protekcjonalne, albo po prostu niepotrzebne; nie będzie Dnia Kobiet, tak jak nie ma Dnia Mężczyzn. Dyskryminacja ze względu na płeć będzie rzadkością i będzie wszystkich oburzać tak samo – kobiety i mężczyzn. Przemoc domowa będzie solidarnie zwalczana i potępiana, niezależnie od tego, czy dotyczy kobiet czy mężczyzn. Seksizm i lekceważący stosunek do człowieka z powodu jego płci staną się czymś powszechnie odrzucanym – także wtedy, gdy dotyka mężczyzn. W tę stronę idziemy.

Na razie jednak wspominanie o (niezbyt może częstej, lecz zdarzającej się) dyskryminacji i krzywdzie mężczyzn wzbudza takie samo szyderstwo i irytację, jakie jeszcze niedawno wzbudzało upominanie się o swoje prawa przez kobiety. Pamiętajmy, że walka o równość płci nie polega na tym, żeby „kobiety stały się jak mężczyźni”, ani tym bardziej nie może być walką płci. Walka kobiet z mężczyznami wyłącznie utrwala męskie stereotypy waleczności i rywalizacji. Jej ofiarami padają kobiety, przybierające pozy bojowników. Rzecz w tym, żeby zakończyć spór płci. Rzecz w tym, aby przesądy i dyskryminacja stały się w odczuciu i kobiet, i mężczyzn czymś niedopuszczalnym – niezależnie od tego, jakiej grupy społecznej i której płci dotyczą.

Walka kobiet o swe prawa to część powszechnej walki ludzkości o wolność i szacunek dla każdego człowieka. Nie ulegajmy logice seksizmu i genderowym stereotypom, działając na rzecz wolności i równości. Przecież właśnie od uprzedzeń i kompleksów chcemy się wyzwolić. Jadę zaraz do Rzeszowa na Strajk Kobiet i powiem, że przyjechałem tam jak człowiek do człowieka, a nie mężczyzna do kobiety.