Co to znaczy być polskim patriotą?
Nowe władze przejmują instytucje powołane przez PiS do krzewienia propagandy narodowo-katolickiej, czyli różne „instytuty” i muzea, których jedynym celem było przekonywanie wyborców, że są dziedzicami bohaterskich dziejów i całych zastępów obrońców wolności i wszelkich wartości, a kto by chciał choćby bardzo nieśmiało podnieść jakiekolwiek wątpliwości odnośnie do bezwarunkowej nieskazitelności polskiego narodu i jego dziejów, ten jest zdrajca i renegat. A na zdrajców i renegatów głosować nie wolno.
Władza ma do wyboru albo całkowicie zrezygnować z manipulowania historią i zostawić historię historykom, albo dokonać pewnej reformy tzw. polityki historycznej, czyniąc z niej nieco bardziej uczciwą i mniej nachalną politykę pamięci. Z całą pewnością wybierze to drugie, bo co najmniej połowa rządu to chadecy, czyli prawica o skłonnościach ku lżejszym odmianom katolicyzmu i nacjonalizmu. Widać to choćby z zapowiedzi Władysława Kosiniaka-Kamysza dotyczącej ustawy o wychowaniu patriotycznym.
Zapewne trzeba się cieszyć, że gloryfikacja endecji, fundamentalizmu katolickiego, bezwzględnego szowinizmu i antysemityzmu nieco zelżeje, a pojawi się za to więcej miejsca dla postaci bardziej umiarkowanych. Jednakże pociecha to niskiego gatunku, podobna do tabletki przeciwbólowej, która nie leczy, a tylko przynosi ulgę. Co z tego, że lekcje historii i wystawy muzealne będą nieco mniej brutalne w epatowaniu narcystycznym szowinizmem, a kłamstwa będą poowijanie w bawełnę półprawd? Zmieni się tylko forma, a treść – nacjonalistyczna i zakłamana – zostanie bez zmian. A zresztą nowa forma, nieco bardziej obła i wolna od brutalizmu, może się okazać atrakcyjniejsza i skuteczniej wspierająca propagowanie nacjonalizmu i religii katolickiej.
Niestety, nacjonaliści ukradli, zawłaszczyli i zbezcześcili słowo ważne i potrzebne, a mianowicie patriotyzm. W zasadzie stało się już semantyczną niemożliwością używanie go bez powiązania z szowinistycznymi kłamstwami i przechwałkami, bo też każdy, kto nieśmiało nawet chciałby przeciwstawić nacjonalistycznej legendzie jakieś fragmenty prawdy, od razu odsądzany jest od czci i patriotyzmu, o wierze nawet nie wspominając.
Czy w ogóle można jeszcze odzyskać zbrukane i zeszmacone przez pogrobowców endecji słowo „patriotyzm”? Nie dziś i nie jutro, ale warto walczyć. Może za kilka dekad karta się odwróci i polskim patriotą stanie się nareszcie ten, kto na to określenie zasługuje, a nie załgany i agresywny szowinista, karmiący się kompleksami i ksenofobią, mający za nic prawdę i uczciwość intelektualną i wstyd.
Dziś polski patriota to ktoś, komu przyświecają amoralne i bałamutne zasady, dające się ująć tak oto:
– Nigdy pod żadnym pozorem nie przypisywać polskim katolikom żadnych win ani słabości.
– W każdej kwestii historycznej, bez względu na fakty i ustalenia historyków, bronić słuszności postaw i czynów polskich katolików, ich cnót i niewinności.
– Negować z góry i bezdyskusyjnie wszystkie fakty, które mogłyby świadczyć źle o Polakach katolikach, a zwłaszcza o ich przywódcach, łącznie z aktami przemocy, napaściami na inne kraje i narody, morderstwami itp. Wszystkie takie zdarzenia, jeśli nie można by już było zanegować ich istnienia, trzeba wiązać z cudzoziemcami, niekatolikami, a w ostateczności z pojedynczymi osobami, które nazywa się zdrajcami i wyklucza poza nawias zawsze nieskazitelnej wspólnoty.
– Każdą zbrodnię popełnioną przez Polaka katolika uważać za jego osobistą winę, w żaden sposób niebrukającą wspólnoty, natomiast każdą zasługę Polaka katolika (lub nawet Polaka protestanta albo prawosławnego) uważać za chwałę całego narodu.
– Polskość i katolickość uznawać zawsze za nierozłączne idee i wartości, poczęte wraz z samą Polską poprzez tzw. chrzest. Od tego czasu w nadprzyrodzonym, duchowym sensie wszyscy mieszkańcy królestwa Polskiego wyznania katolickiego są Polakami, a współcześni Polacy są ich dziedzicami pod każdym względem i w każdym sensie.
– Uznawać Polskę za kraj od zarania wyjątkowy, a to zwłaszcza pod względem swej wierności Kościołowi, dzielności, umiłowania wolności i tolerancji.
Wszystkie te zasady są tak głupie i niemoralne w swym narcystycznym oderwaniu od rzeczywistości, że nikt jawnie ich nie artykułuje. Są po prostu wstydliwe, a ich wypowiedzenie na głos oznaczałoby kompromitację. Dlatego trzeba do nich dopisać jeszcze jedną „metazasadę”:
– Nigdy nie przyznawać się do wyznawania zasad jak wyżej, a jedynie stosować je tyleż bezwzględnie, co skrycie; rzecz jasna reguła bezwzględności i skrytości stosuje się również do niniejszej metazasady.
Bardzo trudno sobie wyobrazić autentyczne oderwanie idei patriotyzmu od tych bałamutnych i żenujących w swojej głupocie zasad bezwarunkowej stronniczości. Nie mam żadnych wątpliwości, że „światła i umiarkowana prawica” od nich nie odejdzie i nie zerwie pęt wiążących ideę patriotyzmu z uniżeniem wobec Kościoła katolickiego i nacjonalizmu. Co najwyższej dopuści wyjątki od wymienionych wyżej zasad. W praktyce może to oznaczać, że na krysztale polskich dziejów pojawią się jakieś małe ryski. A to może nie zawsze kontrreformacja była tak szlachetna, jak by sobie katolik życzył. A to może nie cały polski naród wspierał Żydów w czasie Holokaustu. A to może nie cała lewica to zdrajcy. W sumie cała reforma to dosłownie kilka zdań do wykreślenia i zastąpienia ich innymi, brzmiącymi jak aluzja, że coś gdzieś mogło jednak nie być doskonałe.
Nie sądzę, aby nowe, osłabione i uwolnione od najbardziej prostackiego załgania wersje nacjonalistycznej legendy były krokiem w stronę odzyskania idei patriotyzmu dla świata ludzi przyzwoitych. To nie jest żaden tam „krok w dobrym kierunku”, lecz jedynie dostosowywanie się do okoliczności, mimikra kulturowa.
Prawdziwa zmiana wymaga przede wszystkim dotarcia do społeczeństwa z kilkunastoma prostymi prawdami, w świetle których narracja narodowo-katolicka staje się natychmiast stekiem bzdur i mitów. Czego powinni dowiedzieć się Polacy? Oto kilka przykładów:
– Średniowieczne państwo polskie nie było zamieszkane przez Polaków; Polakami nie byli też ani Piastowie, ani pierwsi Jagiellonowie, podobnie zresztą jak większość późniejszych władców.
– Współcześni Polacy pochodzą od dawnych Polaków, czyli tych, którzy określali się w ten sposób już od XV i XVI wieku, w stopniu bardzo niewielkim, porównywalnym z przymieszką krwi żydowskiej, jaką ma większość mieszkańców Polski. Natomiast w przygniatającej większości przodkowie współczesnych Polaków to ludność niewolona i eksploatowana przez Polaków epoki przedrozbiorowej, ludność ani nie identyfikująca się jako Polacy, ani bynajmniej za takowych nieuważana przez Polaków, czyli szlachtę katolicką. Polacy sprzed wieków uważali się za rasę odrębną od przodków współczesnych Polaków. Co więcej, uważali swoich poddanych (chłopów) za coś w rodzaju podludzi. Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero w wieku XVIII, a na dużą skalę w wieku XIX. Wtedy też zaczął powstawać ponadklasowy naród polski, którego kształtowanie się trwało aż do połowy XX wieku.
– Polska była zawsze krajem wieloetnicznym, a panujący pochodzili z różnych krajów i mówili różnymi językami.
– Polska wielokrotnie napadała na inne kraje, a jej władcy nieraz dopuszczali się mordów (również masowych) i tortur.
– Kościół katolicki czasami sprzyjał aspiracjom niepodległościowym oraz interesom Polski jako państwa niezależnego od Niemiec, a zwłaszcza Rosji, lecz najczęściej sprzyjał interesom państw niemieckich i innych katolickich potęg Zachodu; przede wszystkim jednakże kierował się w relacjach z państwem polskim i polskimi elitami czasów zaborów interesem własnym.
– Bywało, że polscy książęta i królowie byli bardziej otwarci na innowierców (głównie Żydów) niż ich odpowiednicy na Zachodzie, lecz najczęściej było odwrotnie. Polska była tolerancyjna, ale zaledwie przez kilkanaście dekad w swoich dziejach (a głównie przez część wieku XVI).
– Pod względem postępu idei demokratycznych Polska nie była liderem, jakkolwiek pod koniec XVIII wieku należała do czołówki państw Europy, czego świadectwem była Konstytucja 3 maja; jej przepisy były wszelako bardzo połowiczne co do swego demokratyzmu, natomiast „polskość” jako taka w ogóle w niej nie występuje jako idea. Wręcz przeciwnie – konstytucja gwarantowała władzę w Polsce Niemcom.
Te proste lekcje można by wpoić kolejnym pokoleniom Polaków bez wdawania się w awantury odnośnie do konkretnych wydarzeń czy procesów. Odkłamywanie historii i mówienie prawdy o poszczególnych jej momentach i postaciach to rzecz dalsza, aczkolwiek niezbędna. To trudne, ale można sobie wyobrazić, że za pół wieku połowa Polaków będzie wiedziała, że w latach 30. XX wieku Polska była krajem na wpół faszystowskim, żyjącym w przyjaźni z Hitlerem. Za sto lat możliwe będzie i to, że połowa Polaków zrozumie, że w czasie II wojny światowej więcej Żydów zginęło z rąk Polaków, niż zostało przez nich dla zysku bądź też bohatersko uratowanych.
Żeby Polacy mogli stanąć w rzędzie wielkich narodów, wolnych od narcyzmu i zdolnych pogodzić się z czarnymi kartami swojej historii, konieczna jest nie tylko systematyczna i żmudna praca odkłamywania historii, lecz również budowanie antynacjonalistycznego patriotyzmu, który będzie niemalże zupełnym przeciwieństwem opisanej wyżej groteski.
Warto mieć odwagę wyobrazić sobie, czym może i powinien być polski patriotyzm, wyrwany z łap szowinistów i ksenofobów. Dla równowagi sformułuję go w postaci zasad. Ale tym razem zasad w pełni jawnych! Otóż polski patriota:
– Cieszy się i okazuje szczerą radość, gdy Polacy i Polska osiągają sukcesy, a zwłaszcza osiągają postępy w budowie sprawiedliwego i demokratycznego państwa oraz społeczeństwa.
– Wystrzega się wszelkiego nacjonalizmu i poczucia wyższości, jak również wzgardy dla innych narodów i mniejszości narodowych.
– Wystrzega się kłamstw i mitów odnoszących się do przeszłości Polski, a zwłaszcza tuszowania i przeinaczania zjawisk i wydarzeń nieprzynoszących Polsce chluby.
– Pragnie Polski demokratycznej, silnej swoją różnorodnością i aktywnością, a także niezależnej od wszelkich niedemokratycznych potęg, takich jak Rosja czy Watykan (Kościół katolicki).
– Nie negując win i zbrodni z przeszłości, a także słabości państwa i społeczeństwa współczesnego, stara się zachować szlachetną stronniczość w ich komentowaniu, to znaczy być raczej adwokatem niż oskarżycielem w odniesieniu do swojego kraju; nigdy wszelako kosztem zaprzeczania faktom.
Nie wiem, czy ten tekst przeczyta jakiś „prawicowy nacjonalista”, któremu się wydaje, że jest lepszy od innych, bo jest Polakiem i katolikiem, a nie na przykład Polakiem Żydem i ateistą. Ale jeśli tak się zdarzy, to niech usłyszy rzecz niesłychaną: jego patriotyzm nie jest żadnym tam „innym patriotyzmem”, „innym rozumieniem patriotyzmu”, lecz żadnym! Jest jedynie szkodliwym, agresywnym i podszytym kompleksami szowinizmem, który redukuje naród polski do wymiarów zadufanego w sobie i pogrążonego w ciemnocie anachronicznego plemienia. Dziś Polakom słowo „patriotyzm” kojarzy się z tą formą odrażającej zaściankowości. Ale nie zawsze tak będzie!