Ks. Jankowski w twierdzy zboczeńców

Artykuł Bożeny Aksamit w poniedziałkowym „Dużym Formacie” nareszcie przerwał tamę milczenia i obojętności. Szambo, przez wiele lat trujące atmosferę w Gdańsku i w całym kraju, wylało się na ulicę – teraz truje gwałtownie i nieznośnie, lecz i nadzieja na posprzątanie większa niż kiedykolwiek.

Wszystko zależy od prezydenta Adamowicza – czy znajdzie w sobie dość siły i determinacji, aby postawić się biskupowi Głódziowi, wielkiemu obrońcy i czcicielowi Henryka Jankowskiego? Pomnik Jankowskiego musi zniknąć, a jego kult musi się definitywnie i raz na zawsze skończyć. Jeśli stanie się inaczej, oznaczać to będzie, że Kościół nie tylko jest gniazdem pedofilii, pleniącej się wśród duchowieństwa z bezprzykładną częstością, lecz czymś więcej – twierdzą zboczeńców, z której murów rzuca się żagwiami pogardy i nienawiści w ofiary zbrodniarzy w sutannach. Czym innym jest bowiem ukrywanie przestępców, w której to natchnionej czynności Kościół wyspecjalizował się prawie tak dobrze jak w wyłudzaniu publicznych pieniędzy, a czymś innym brutalne i wyzywające oddawanie czci zboczeńcom we własnym gronie.

Jaki jest Kościół, każdy widzi. Lecz państwo polskie nie może być takie – nie może ścielić się u stóp książąt Kościoła, zgadzając bez słowa na każde świństwo i płacąc każdy haracz, którego ten Lewiatan zażąda. Jeśli władza publiczna pozostawi na ulicy miasta pomnik zwyrodnialca, stanie się współuczestnikiem zbrodni, a nie tylko wasalem Rzymu, którym jest dziś tak samo jak przed wiekami.

Nikt już nie może udawać, że ma jakieś wątpliwości, czy aby ks. Jankowski, hołubiony przez kilka dekad „kapelan Solidarności”, nie jest przypadkiem tylko pomawiany przez wrogów o gwałcenie dzieci. Że Jankowski był zwyrodnialcem, psychopatą i pedofilem, wiemy już na pewno – jest na to aż nadto wiele świadectw. Wiemy jednak i więcej – to, że zboczenie i psychopatia Jankowskiego były szeroko znane gdańszczanom, a także prominentom. O tym się po prostu mówiło. A że nie było dowodów? Dowodów gwałtów może i nie było, lecz jednoznaczne objawy zaburzonej osobowości, w tym także na tle seksualnym, tajne nie były dla nikogo. Każdy, kto z Jankowskim obcował, wiedział o nim kilka rzeczy: że jest ekscentrycznym bufonem, kradnącym pieniądze przekazywane mu na kościół lub na Solidarność, i używającym ich na zakup bezprzykładnie luksusowych dóbr do własnego użytku. Każdy też widział, że jest człowiekiem prymitywnym, nieinteligentnym i pełnym nienawiści. Że wyraża się po polsku jak prostak, a jego żydożerstwo jest warte budki z piwem. Wielu też wiedziało, że otacza się nastolatkami. Może co mniej rozgarnięci nie domyślali się, że musi im płacić, i to pieniędzmi przekazanymi mu na zgoła inne cele, lecz nawet gdyby tym mniej rozgarniętym brakło znajomości życia, by do końca zrozumieć, o co chodzi, to z pewnością wiedzieli, że kręcący się po domu i nocujący w nim chłopcy to oznaka zaburzonej osobowości i zachowanie więcej niż dziwne ze strony starszego mężczyzny.

Lud wiedział i siedział cicho. Ale cicho siedzieli też najważniejsi, łącznie z Wałęsą. Samozwańczy książę Kościoła był nietykalny. Dla ludu – bo ksiądz, czyli władza, i to władza nadprzyrodzona, a dla prominentów – bo przywódca ludowy jest potęgą, którą należy mieć po swojej stronie, nawet jeśli jest chamem i prymitywem (co było jasne dla każdego, kto z Jankowskim obcował) lub wręcz zboczeńcem i zwyrodnialcem (co było wiadome zapewne tylko niektórym).

Lud złakniony chwały, który oddawał sobie cześć w osobie zboczeńca, zasługuje na politowanie. Prominenci polityczni, którzy dla własnego interesu podtrzymywali kult narcystycznego psychola, gwałciciela dzieci i sprawcy niezliczonych ludzkich dramatów – to dranie. Jedyne, co mogą dziś zrobić ci wszyscy, którzy korzystali z kultu tego fallicznego złotego cielca, sami go sprawując, to przeprosić i potępić – i Jankowskiego, i siebie samych.

Jednocześnie z upadkiem wstrętnego mitu o niezłomnym wrogu komuny i duchowym przywódcy Solidarności upada mit o rzekomym udziale Kościoła katolickiego w wyzwoleniu Polski od rządów komuny. Solidarność od początku infiltrowana była przez ludzi Rzymu – na czele z Jankowskim. To prawda. Lecz chyba nikt nie będzie tak bezczelny, by przypisać im działanie na rzecz wolnej, demokratycznej, praworządnej Polski, w której rządzi świeckie, a nie wyznaniowe prawo, zaś wszystkie wyznania traktowane są tak samo. Trzeba być zajadłym heretykiem i kłamcą, nieznającym ani doktryn kościelnych, ani kościelnych deklaracji politycznych, by tak wszeteczne zamiary Kościołowi przypisywać. Podobnie jak czymś niegodnym katolika byłoby insynuowanie, że święty Kościół nie umiał sobie ułożyć wygodnych stosunków z ową komuną, korzystając z przywilejów, o których nie mogła nawet śnić opozycja. Ale to już sprawa na inny felieton – kłamliwy mit Kościoła w służbie polskiej wolności i opiekuna demokratycznej opozycji.

Tymczasem, gdyby ktoś miał wątpliwości, czy aby wyznawcy Jankowskiego na pewno musieli być świadomi, że mają do czynienia z zaburzonym prymitywem, polecam jedno z ogólnodostępnych nagrań:

https://www.youtube.com/watch?v=psCV7Ok_-jY