Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich wspiera antysemityzm?

Jom Kipur to największe żydowskie święto, Sądny Dzień, gdy wszyscy wierni rozpamiętują swoje grzechy i wybaczają bliźnim krzywdy. To jakby wielka, całoroczna spowiedź, mająca na nowo pojednać każdego z Bogiem i ludźmi, aby dalej żyć w szacunku i pokoju. Tylko ktoś powodowany nienawiścią może w ten akurat dzień, święty dla wierzących i w jakiś sposób ważny nawet dla zupełnie niereligijnych Żydów i osób żydowskiego pochodzenia, uprawiać swe antysemickie rzemiosło.

Lecz dla środowiska antysemickich maniaków, którzy karmią się nienawiścią i wstrętem do Żydów, to był właśnie najlepszy moment na publiczną prezentację najnowszego swojego wytworu – filmu „Powrót do Jedwabnego”, mającego dowodzić, że mord w Jedwabnem był wyłącznym dziełem Niemców, a Żydzi, pomimo tak wielkiego poświęcenia Polaków starających się ich ratować, uparcie lżą i pomawiają gościnny polski naród o zbrodnie, aby oszczerstwami i kłamstwami utorować sobie drogę do zawłaszczenia kraju.

Reklamowany jako opowieść o „żydowskim rozbiorze Polski” film wpisuje się w narrację zrównującą stalinizm z żydostwem i prezentującą napaść ZSRR na Polskę 17 września 1939 r. jako część żydowskiego spisku przeciwko naszemu krajowi. Film zrealizował znany z długoletniej działalności antysemickiej Wojciech Sumliński wraz z Wiolettą Kardynał i Tomaszem Budzyńskim, z pomocą i życzliwym wsparciem takich instytucji jak Klub Ronina, Ordo Iuris i Marsz Niepodległości. Lektorem filmu jest Jerzy Zelnik. Jak podłe i załgane jest to dzieło, może się przekonać każdy, bo film został udostępniony w serwisie YouTube. Dotyka ono również mnie osobiście, gdyż wykorzystuje bez mojej zgody mój wizerunek (nie jestem osobą publiczną), i to w sposób niedwuznacznie sugerujący, że pobieram wynagrodzenie za świadome szerzenie kłamstw na temat relacji polsko-żydowskich.

Początkowo premiera filmu miała się odbyć w kinie Wisła na Żoliborzu, którego właścicielem jest Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego. Na szczęście tuż przed projekcją kino wycofało się z umowy najmu sali – szkoda tylko, że pod pretekstem awarii projektora, zamiast wyjawić prawdziwe powody. Tak czy inaczej, projekcję przeniesiono do sali Domu Dziennikarzy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przy ulicy Foksal w Warszawie. Jest ona już od kilku lat udostępniana na spotkania skrajnie prawicowej organizacji Klub Ronina.

Tym razem miarka się przebrała. Jeśli SDP pozwala, aby w jego murach odprawiano rytuały antysemickiej nienawiści, to oznacza, że organizacja ta przekroczyła granicę oddzielającą zwykły serwilizm i kolaborację z autorytarnym reżimem od zaangażowania w praktyki o charakterze dyskryminacyjnym i kampanie nienawiści wymierzone w mniejszości. Nic w tym zresztą dziwnego, bo granica ta jest cienka i trudno ją zauważyć, gdy czerpie się tak wielkie korzyści z zaprzedania się władzy.

Nie ma w środowisku dziennikarskim dyskusji odnośnie do tego, czy Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich jest organizacją reżimową. Panuje co do tego zgoda. Przynależność do tej organizacji jest po prostu kolaboracją. Pół biedy, gdy motywowana jest lękiem albo pragnieniem korzyści i przywilejów związanych z posiadaniem legitymacji SDP – gorzej, gdy towarzyszy temu przekonanie, iż działalność rządów PiS można moralnie usprawiedliwiać, a przeto udział w reżimowej korporacji nie jest powodem do wstydu.

Otóż jest powodem do wstydu. Jedyną wolną i niezależną od władzy organizacją dziennikarską jest Towarzystwo Dziennikarskie. I jeśli prezes SDP Krzysztof Skowroński uważa inaczej, to bardzo proszę – niech wykaże, że się mylę bądź kłamię. Tak czy inaczej, faktem jest, że jak dotąd w kwestii tej nie ma sporu. Spór dotyczy czegoś innego, a mianowicie czy dziennikarz niepłacący składek na SDP może uważać, że uczynił wystarczająco dużo, aby uwolnić się od zarzutu kolaboracji z reżimem, a obecnie również z maniakalnymi antysemitami.

Otóż moim zdanie nie. Nie wystarczy nie opłacać składek, gdyż SDP – pomimo rekomendacji zawartej w statucie – nie usuwa ze swoich szeregów takich osób. Ba, znane są wypadki gdy nie usuwa ich nawet wtedy, gdy o to proszą mailem. Czyni tak dlatego, żeby wciąż chwalić się – w Polsce, a przede wszystkim na forum międzynarodowych organizacji dziennikarskich – że ma tysiące członków.

Zważywszy na te okoliczności, zwracam się z gorącym apelem do tych Koleżanek i Kolegów, którzy nie płacąc składek na SDP, formalnie pozostają członkami tej organizacji, aby pofatygowali się napisać listy do Zarządu z jasno zadeklarowaną rezygnacją z członkostwa. Jestem przekonany, że gest taki – jakkolwiek wymagający odwagi – jest minimum moralnym, które obowiązuje każdą osobę, która chciałaby nazywać się dziennikarzem. Przynależność do kontrolowanej przez reżim korporacji, a w szczególności korzystanie z rabatów i zniżek, jakie z tym się wiążą, stoi w jaskrawej sprzeczności z zasadami etyki dziennikarskiej. I to zupełnie niezależnie od poglądów politycznych danej osoby. Nawet żywa miłość do PiS i Jarosława Kaczyńskiego nie usprawiedliwia samoograniczania własnej dziennikarskiej niezależności.

Zdaję sobie sprawę, że jestem dziennikarzem jedynie połowicznie i nie mam w środowisku dziennikarskim autorytetu. Mimo to chciałbym prosić Koleżanki i Kolegów, aby pominęli tę drugorzędną okoliczność i zechcieli upowszechniać wyrażony tutaj postulat. Powinien on wyjść od kogoś ze znacznie poważniejszym niż mój dorobkiem dziennikarskim, jednakże lepsze może to niż nic.

A więc raz jeszcze: Koleżanki i Koledzy „siłą inercji” należący do Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich – wypiszcie się! Dokonajcie tej „apostazji” dla własnej godności, z uwagi na własny honor i z poczucia obowiązku względem kodeksu moralnego swego zawodu. A jeśli nadal macie wątpliwości, to wyobraźcie sobie, w jakim położeniu zawodowym znajdziecie się wówczas, gdy Polska stanie się państwem prawa, a media publiczne będą wolne.

Czy ktoś będzie wtedy wierzył w Waszą ni z tego, ni z owego odzyskaną rzetelność i niezależność, czy może będziecie już na zawsze zamknięci w reducie „weteranów rządów PiS” – towarzystwie wzajemnych usprawiedliwień i wzajemnej adoracji, wspominającym „złote czasy” przy gorzkim piwie w kilku lokalach skrzętnie omijanych przez pozostałych dziennikarzy? Widziałem to w latach 90. i nie życzę nikomu takiego końca kariery. Koleżanki i Koledzy – nie da się być trochę w ciąży i nie da się być trochę w SDP. Albo w tę, albo we w tę!