Czy Zbawca Narodu już emerytowany?

Jarosław Kaczyński jest, a jakoby go nie było. Pokazuje się rzadko i zachowuje się tak, jakby znajdował się na marginesie dziejących się dramatycznych wydarzeń. Zakładamy niejako a priori, że nadal pociąga za wszystkie sznurki, tylko że nie chce mu się wychodzić do ludzi i kamer. Albo poradzono mu, żeby się schował i nie denerwował społeczeństwa swoją ogólną abnegacją i stetryczeniem.

Jednakże nieobecni nie mają racji. Czasy szarych eminencji dawno się już skończyły. W epoce mediokracji nieobecność w kamerze oznacza wyjście z pola uwagi i „odrealnienie” polityka. A zasada ta działa bynajmniej nie wyłącznie w odniesieniu do szerokich kręgów społeczeństwa, lecz dotyczy również samych polityków. Posłowie i działacze PiS muszą widzieć swego przywódcę, aby podtrzymywać w sobie przekonanie, że wciąż kontroluje sytuację. Jeśli przywódca się chowa, to zawsze może to znaczyć, że ktoś inny go schował. A wtedy nie ma już mowy o pełni władzy. Tylko jak sprawdzić, czy schował się sam, czy ktoś mu pomógł? Niepewność więc zawsze jest. A przecież przywództwo musi być pewne i niepodważalne.

Oczywiście Kaczyński nie chciałby, żeby dręczenie ludzi na pograniczu polsko-białoruskim, przegrane procesy z Unią Europejską, kary nakładane na Polskę i cały proces odrąbywania Polski od UE szedł na jego konto. Woli, aby zużył się przy tym Morawiecki i inni. Tyle że nie bardzo widać, kim miałby dziś Kaczyński zastąpić Morawieckiego. Ba, nie zdołał się nawet pozbyć Ziobry, który ciągnie cały układ w dół, grając na skrajnie kosztowny i społecznie nieakceptowany konflikt z Unią. Przebieg wydarzeń ostatnich tygodni potwierdza tezę o powolnym zmierzchu władzy Kaczyńskiego. Biedak musi siedzieć w jakiejś norce i „lepić błotem” większość sejmową, zamiast przewodzić Narodowi z myślą o chwalebnej emeryturze w stylu Piłsudskiego. Jakież to musi być dla niego upokarzające być takim sejmowym liczykrupą w dniach, gdy ważą się losy całego reżimu (i Polski przy okazji).

Sądzę, że Morawiecki jest zbyt cwany i cyniczny, żeby w nieskończoność bezkrytycznie wykonywać polecenia słabo zorientowanego w realiach, a za to pogrążonego w swoich iluzjach i obsesjach, ewidentnie zużytego już starego szefa. Skończyły się czasy, gdy Kaczyński mógł zaimponować smykałką do interesów, co bodajże jest jedynym tytułem do szacunku u kogoś o mentalności Morawieckiego. Działający niemalże solo młody aktywista Jan Śpiewak odebrał Kaczyńskiemu marzenie o dwóch wieżach-pomnikach. A lotnisko, które mogłoby się nazywać „Lecha i Jarosława Kaczyńskich”, nawet nie zaczęło się budować. A skoro tak, to widocznie nie ma się budować. Nie widać jakoś nikogo, kto miałby chęć i byłby w stanie zadbać o nadanie Jarosławowi Kaczyńskiemu pośmiertnego statusu „wielkiego Polaka”. Po upadku PiS wszyscy będą chcieli tę ponurą epokę jak najszybciej zapomnieć, choć nie ma pewności, że kolejny rząd będzie wiele lepszy. Z tego, co mówi ostatnio Donald Tusk, wynika, że „na opozycji” panuje niesłuszne przekonanie, że Polska zaściankowa wciąż dominuje i długo jeszcze będzie dominować nad Polską mieszczańsko-liberalną.

Jarosław Kaczyński musi się zadowolić pomnikiem brata na placu Piłsudskiego. Nawet porządna ulica Lecha Kaczyńskiego w Warszawie nie jest pewna. O ulicy Braci Kaczyńskich może w ogóle zapomnieć. Z mitu Smoleńska pozostał nawet nie pusty śmiech, lecz grymas obrzydzenia i zażenowania. Wokół sami złodzieje i ruscy agenci. Plus paru cynicznych karierowiczów handlujących głosami. Zera, z którymi w dobrych czasach nie siadłby nawet do schabowego z kapustą, a dziś musi siadać – nawet osobiście – do negocjacji i się z nimi poważnie liczyć. Do tego koszty rosną – nikogo dziś nie kupisz za dziesięć patoli i pijackie zdjęcie. A na domiar złego w krzakach czai się Tusk. I pewnie nawet Rydzyk już nie dzwoni po kasę. W sumie posypało się na całej linii i nie ma już żadnej radości w tym życiu.

Owszem, ma Kaczyński wielu oddanych przyjaciół, ale są to osoby mało sprawcze i zależne od niego, a ponadto ich atencja zabarwiona jest protekcjonalną czułością, której nabieramy z czasem w stosunku do starców. Julia Przyłębska ani Krystyna Pawłowicz pomnika Jarosławowi raczej nie załatwią. Z Marty też niewielka pociecha, bo ani ona co może, ani reputacji żadnej nie ma. O Dudzie to już nawet szkoda gadać. Przy całej swojej abnegacji i mitomanii Kaczyński widzi komizm tej postaci, którą sam przecież wykreował. Niestety, jak otaczasz się klakierami i błaznami, a rządzenie powierzasz cwaniaczkom, potem zostajesz sam. I Kaczyński jest dziś sam. Siedzi w swojej norze sam jak palec. Jego dom jego więzieniem. I dobrze mu tak!