Balonik Ordo Iuris pękł
A cały kraj pęka ze śmiechu z powodu romantyczno-kiczowatej historii, jaka przydarzyła się prominentnym działaczom Ordo Iuris. Oto dwóch młodych panów pobiło się o przepiękną młodą panią, żonę jednego z nich, a w tle aż dwa rozwody i rozpad organizacji!
Wszyscy bardzo „empatyzujemy” i mamy wiele serdecznych uczuć dla romantycznej młodzieży. Jednocześnie przeżywamy moralną ulgę: och, na całe szczęście to tylko młodzi ludzie, którzy po prostu chcą zarabiać pieniądze i się kochać, a nie jacyś ponurzy i agresywni fundamentaliści, którzy na serio zamierzają nam tu urządzić średniowiecze. I choć z całą pewnością wizerunek organizacji uległ trwałemu i radykalnemu ociepleniu (zwłaszcza że kojarzyć się będzie z niebiańskim obliczem bohaterki „skandalu”), to straciła ona nieodwołalnie to, co zapewniało jej dochody: strach, jaki budziła.
Takich firm jak Ordo Iuris jest w świecie pełno, może nawet setki. Większość przykleja się do islamu, ale niektóre orbitują wokół Kościołów chrześcijańskich. Ordo Iuris akurat należy do sieci kontrolowanej przez brazylijską centralę o nazwie Tradycja, Rodzina, Własność i specjalizuje się w pozowaniu na fundamentalizm katolicki. W odróżnieniu od siostrzanego Instytutu Piotra Skargi, który obsługuje dewocyjność ludową, model biznesowy Ordo Iuris polega na straszeniu pozwami i innymi działaniami prawnymi w celu zwalczania przeciwników ideologiczno-politycznych oraz na realizacji celów ideologiczno-politycznych instytucji patronackiej, czyli Kościoła katolickiego.
Zgrywając nie wiadomo jakich purytanów, dla których antykoncepcja, aborcja albo rozwód to diabelskie wynalazki Żydów i masonów, z jednej strony zjednują sobie część biskupów, a z drugiej naiwnych bądź bardzo zepsutych biznesmenów, którzy sądzą, że jak wpłacą coś na tę organizację, to będą mieli osłonę dla swych biznesów, a może nawet wpadną im jakieś deale z samym Kościołem. A biskupi liczą na to, że dzięki pośrednictwu młodych i pozbawionych skrupułów prawników będą mogli wywierać wpływ na polityków i państwo. Odziani w garnitury i garsonki „młodzi prawnicy” umieją bowiem zadbać o dojścia do co bardziej cynicznych polityków, liczących na poparcie Kościoła w zamian za takie czy inne apanaże i wrzutki ustawowe.
Krótko mówiąc, takie firmy jak Ordo Iuris to agencje pośrednictwa między Kościołem (a raczej jego najbardziej sekciarską, fundamentalistyczną częścią) i władzą. W warunkach polskich politycznym klientem tej agencji jest najbardziej zdeprawowane środowisko polityczne, a mianowicie Ziobro i jego ludzie. Nie ma tu miejsca na wstyd czy refleksję moralną – za wszystko musi wystarczać pycha i poczucie władczej słuszności, wynikające z patronatu potężnej organizacji, której się służy, czyli Kościoła katolickiego.
Kto trzyma z taką władzą, ten jest już a priori rozgrzeszony ze wszystkiego – tak jakby działał na zlecenie samego Boga. W naszym narcystycznym i cynicznym świecie zawsze znajdą się chętni, aby wejść w diaboliczny tunel takiej mentalności.
Aby tego typu interes się kręcił, niezbędne są dwie rzeczy. Po pierwsze, w danym kraju ludzie biznesu i polityki muszą się „organizacji” solidnie bać, a więc tkwić w przeświadczeniu, że jak jej podpadną, to będą mieli jakieś kłopoty prawne, które mogą im naprawdę zaszkodzić. Jednak aby ten strach miał dostatecznie wielkie oczy, musi być spełniony jeszcze drugi warunek, a mianowicie wszyscy muszą być przekonani, że ci ludzie z „organizacji” są bezwzględni, gdyż motywowani fanatyzmem. Muszą się oni więc wydawać inni niż ogół – surowi, dogłębnie przekonani o swoim religijnym posłannictwie, bezkompromisowi i żyjący wedle głoszonych przez siebie zasad. Słowem: katotaliban.
A tu guzik! Balonik pękł! Nie ma katotalibanu, tylko grupa młodych ludzi na tyle pozbawionych skrupułów, że angażujących się w biznes polegający na nękaniu wrogów ideologii kościelnej za pomocą pozwów oraz wymuszaniu brutalnych i obskuranckich zmian w prawie pod dyktando prawa wyznaniowego pisanego w Watykanie. Ot, banał.
Wystarczyło, żeby jeden chłopak poszturchał drugiego, a już cała Polska wie, że w Ordo Iuris kwitnie miłość i harcują rozwody. Och, słodziaczki! I tego nijak nie da się już odwrócić! Nikt ich już nie będzie się bał i żaden cwaniak nie zapłaci już milionów za iluzoryczne dojścia do Kościoła. Biedaczki będą musieli się czymś zająć albo będą obsługiwać jakąś drobnicę. A w dodatku jeszcze PiS traci władzę i za chwilę zgrywający świętoszków gangsterzy będą stawać przed sądem! I z pewnością wynajmą profesjonalnych adwokatów, a nie dzieciarnię bawiącą się w średniowiecze.
Bardzo współczuję, bo kredyty pobrane i apetyty były równie wielkie jak ego pseudofundamentalisty, a teraz trzeba będzie spuścić z tonu. Ale ja mam dobre rady dla szanownych młodych katolików w garniturkach i garsonkach. Po pierwsze, można zająć się porządną pracą. Po drugie, można poprosić centralę o przerzut do jakiegoś spokojniejszego kraju. Po trzecie zaś, można się pomodlić do św. Rity, patronki spraw beznadziejnych. Alleluja i do przodu! – jak powiada czcigodny weteran waszej branży Tadeusz Rydzyk, Ojcem Dyrektorem zwany.