Czy będą zaraz wybory? Czy wygra je Putin i Spółka?

Istnieje poważne ryzyko, że polska odnoga międzynarodowego putinizmu, czyli rządzący naszym krajem PiS, skorzysta na kryzysie politycznym, społecznym i gospodarczym związanym z wojną na Ukrainie. Tzw. efekt flagi, czyli skupianie się zalęknionego i pobudzonego moralnie społeczeństwa wokół władzy, może skłonić Kaczyńskiego do ogłoszenia wcześniejszych wyborów. Bo kiedy, jak nie teraz?

Słupki poparcia dla PiS nie będą rosnąć dłużej niż przez kilka miesięcy – w końcu górę weźmie zmęczenie i złość na drożyznę. Benzyna po siedem złotych, koniec wypłat z „tarcz” antycovidowych, konflikty związane z absorpcją uchodźców i nieudolność rządu w czasie kryzysu uchodźczego sprawią, że PiS zacznie tracić poparcie. W konstytucyjnym terminie wyborów, za półtora roku, może być już naprawdę źle.

Dlatego trudno oczekiwać od Kaczyńskiego, że będzie czekał do końca kadencji. Nie jest to w jego interesie. Należy więc zakładać, że wcześniejsze wybory jednak się odbędą. I to pewnie niebawem. Może już w maju albo czerwcu. Czy PiS ma szansę je wygrać? Otóż niestety tak. Wszystko zależy od sytuacji ekonomicznej i wiarygodności opozycji oraz jej planów zażegnania kryzysu.

Opozycja musi brać pod uwagę przedwczesne, a wręcz nagłe wybory i się do nich przygotować już teraz. Gdyby dała się zaskoczyć, będąc w rozsypce i defensywie, zapewne je przegra. To zaś oznaczałoby, że Polska pozostanie na następne lata, lata kryzysowe, w łapach międzynarodówki putinowskiej. Trudno sobie nawet wyobrazić, co mogłaby uczynić Polsce i Europie organizacja Putin i Spółka – zarówno w przypadku, gdyby kremlowski patron upadł pod naporem społecznej rewolucji, jak i zwłaszcza w przypadku, gdyby miał utrzymać się przy władzy. Kaczyński lub jego następca nie mieliby już żadnych skrupułów, aby pod pretekstem sytuacji nadzwyczajnej zaprowadzić w Polsce pełną dyktaturę.

Te wybory będą więc grą o wszystko. Dla nas, a w pewnej mierze również dla Ukrainy i Europy. Jeśli nadal macki KGB będą sięgać głęboko w struktury Zachodu, a Rosja Putina będzie mogła kontrolować agenturalnie oraz przekupywać tzw. populistów, czyli faszystów, zlecając im niszczenie Unii i NATO, wojna z Ukrainą nie przyniesie spodziewanego przełomu. A to będzie oznaczało, że Rosja ją w ostatecznym rozrachunku zwycięży. Bo gra toczy się o to właśnie, czy konsolidacja Zachodu nastąpi, czy też wszystko pozostanie po staremu, a Europa Wschodnia nadal będzie postrzegana jako peryferyjna strefa buforowa. Polityczni i nie tylko polityczni gangsterzy w Polsce i w Ukrainie o niczym innym nie marzą. W „strefie buforowej” można bowiem rozrabiać i kraść bez przeszkód.

Waży się dziś przyszłość ładu międzynarodowego, a przede wszystkim przyszłość Ukrainy i Rosji. Zaraz za tym jednak również przyszłość Polski. Albo endemiczny putinizm, oparty na lokalnej odmianie ideologii szowinizmu i klerykalizmu, ksenofobii, pysze kulturowej i pogardzie dla demokracji się utrzyma, albo raz jeszcze otworzy się dla nas droga na Zachód. Nic nie jest jeszcze przesądzone. Sytuacja jest jednak bardzo poważna, choć wątpię, aby polscy politycy zdawali sobie sprawę z rozstrzygającego znaczenia tych dni. Nazbyt są dziś zajęci ustawianiem się na dogodnych dla siebie pozycjach w chwilach mobilizacji na rzecz Ukrainy. Prześcigając się w pomysłach, jak wspierać uchodźców, zapominają o tym, co teraz najważniejsze, czyli o przygotowaniu się do wyborów. Ich wygranie to wspólna sprawa Polski i Ukrainy, bo nie będzie wolnej Ukrainy, jeśli Polską będą nadal rządzić putiniści.

To będzie walka o wszystko – brutalna i bezpardonowa. Stawką tym razem jest bowiem nie tylko władza i majątki, lecz również wolność osobista. W warunkach toczącej się tuż za granicą wojny „depisizacja” będzie w razie wygranej opozycji de facto „deputinizacją”. A to oznacza realne ściganie i osądzenie przestępców spod znaku Putina i Spółki, czyli długoletnie więzienia dla setek przestępców z kręgów władzy. Nie można mieć złudzeń, że ci ludzie uczynią dziś wszystko, aby tego uniknąć. Podsłuchy i nękanie opozycji postępowaniami prokuratorskimi to zaledwie przygrywka do tego, co mogą teraz, pod osłoną wojny, wyczyniać. Trzeba się liczyć z aresztowaniami działaczy opozycji, blokowaniem mediów i dosłownie zasypywaniem gotówką grup społecznych głosujących na Putina i Spółkę.

Czy opozycja zrozumie powagę sytuacji, czy też da się wpuścić w maliny? Niestety, „maliny”, czyli łatanie dziur, którymi wyciekać będzie elektorat, kuszą bardziej niż wyrąbywanie maczetą drogi do zwycięstwa. Łatwiej wpisywać się w społeczne nastroje i ostentacyjnie pomagać Ukraińcom (czemu w najmniejszym stopniu się nie sprzeciwiam i proszę mi takich głupich zarzutów nie czynić), niż pokonywać opór, jaki wytwarza „efekt flagi” i powszechna niechęć do prowadzenia walk wewnętrznych w obliczu grozy wojennej. A jednak, jeśli chcemy uratować Polskę (i Ukrainę), nie da się inaczej.

Jeśli mamy obalić Putina i Spółkę, ratując Polskę, a w pewnej mierze również Ukrainę i całą Europę przed cynicznym reżimem, chodzącym na pasku kagiebistów, nie wolno nam ulegać szantażowi moralnemu. Putinowi i Spółce rośnie poparcie. Może nie spektakularnie, lecz jednak rośnie. A to oznacza, że wybory mogą być zaraz. Nie ma ani dnia do stracenia. Opozycja musi jak najszybciej wyłonić lidera, zaprezentować wspólny program i plan działania po przejęciu władzy oraz zacząć układać listy. Wspólne, rzecz jasna. Tu już nie ma czasu na zabawę w „pozycjonowanie”. Koalicja musi być już. Ludzie muszą wiedzieć, jaką konkretnie mają alternatywę i co będzie się działo, jeśli PiS straci wadzę. Inaczej nie przekażą władzy opozycji.

No i najważniejsze – propaganda. Każdego dnia, do znudzenia – tak aby do każdej i każdego wreszcie dotarło – trzeba przypominać o putinowskim rodowodzie rządów PiS. O aferze taśmowej, zmontowanej z udziałem KGB, o agenturalnych kontaktach Rydzyka, Kaczyńskiego i Macierewicza, o brudnych interesach Glapińskiego i Morawieckiego. A przede wszystkim pokazywać jedność ideologiczną reżimu Putina i Kaczyńskiego – ich bliźniaczy szowinizm, zakompleksienie, ksenofobię, ostentacyjny egoizm, populizm, manię wielkości, bigoterię, homofobię i patriarchalizm. Trzeba zestawiać ze sobą cytaty z Putina i Rydzyka, Kaczyńskiego i Morawieckiego. Trzeba przypominać fakty ustalone w dziennikarskich śledztwach na temat rosyjskich powiązań tego reżimu, pokazywać jego codzienne bezprawie i przemoc, jaką stosuje wobec uchodźców przechodzących przez granicę białoruską oraz przeciwników politycznych.

No i wreszcie to, co ludzi być może razi najbardziej – bezprzykładne złodziejstwo i nepotyzm. Nie wystarczy pisać o tym w „Wyborczej” i na TT. To musi być widać w przestrzeni publicznej – na billboardach, w płatnych reklamach, na filmikach rozprowadzanych w sieci. Do znudzenia: PiS to Putin i Spółka. PiS to złodzieje. PiS to mordercy uchodźców. PiS to agentura. PiS to gangsterzy. PiS mizia się z Le Pen. Oczywiście, ani na jotę nie mijając się z prawdą. Gdy coś nie jest udokumentowane, a jedynie prawdopodobne, lepiej to przemilczeć. Na szczęście tego, co jest udokumentowane, mamy aż nadto.

Nie chodzi o to, aby wykorzystać wojnę na Ukrainie do wewnętrznych rozgrywek. Chodzi o to, aby pomóc obalić putinowską międzynarodówkę, której częścią jest PiS. To wspólna sprawa Polaków, Ukraińców i całej Europy. Jeśli teraz nam się nie uda, można będzie powiedzieć, że dziedzictwo roku 1989 zostało zaprzepaszczone, a Polska jest tam, gdzie zawsze – w brudnych łapach zdradzieckiej reakcji na służbie obcych potęg.