Czy Polacy są dobrymi ludźmi?
Pytanie bardzo niewygodne, lecz jednocześnie bardzo aktualne, bo właśnie pławimy się w narcystycznym samozachwycie z powodu masowej pomocy, jakiej udzielamy uchodźcom z Ukrainy. To fakt – wielu ludzi, może nawet około połowy populacji kraju, zrobiło coś bądź nadal robi dla Ukraińców. Jeszcze więcej jest takich, którzy głośno wychwalają naszą zbiorową cnotę. Pochwały są zasłużone, lecz ten jeden przypadek, przypadek Ukrainy, nie unieważnia i nie przekreśla znaczenia przykładów wręcz przeciwnych. Stanowczo zbyt łatwo przychodzi nam przekonanie, że jesteśmy wspaniałym narodem dobrych ludzi. Poza sprawą Ukraińców niewiele na to wskazuje. A przecież i Ukraińcom pomagamy, bo sami boimy się Rosjan.
Oceniając moralne naród, trzeba pamiętać o kilku rzeczach. Ocena zbiorowości jest wypadkową oceny poszczególnych jej członków. Zdanie „Polacy są gościnni” oznacza, że jest szczególnie wielu gościnnych Polaków, a nie że wszyscy czy prawie wszyscy są tacy. Uogólnienia są jak najbardziej na miejscu, bo oznaczają jedynie pewną wartość statystyczną. To jedno. Druga rzecz, o której nie wolno zapominać, to porównawczy charakter uogólniających sądów o zbiorowości. Jeśli te sądy są pochwałami, to znaczy to ni mniej, ni więcej, że dana społeczność jest lepsza od innych. Jakich innych? W domyśle – sąsiednich bądź w ogóle ważnych na tyle, że daną społeczność z nimi właśnie się porównuje. Dlatego zdanie „Polacy są narodem gościnnym” znaczy tyle, że wśród Polaków jest więcej ludzi gościnnych niż wśród wielu innych narodów, zwłaszcza sąsiednich bądź takich, z którymi zwykliśmy się porównywać.
Po tych uwagach wstępnych przejdźmy do rzeczy. Za pomoc Ukraińcom należy się nam piątka. Nie ma jednakże dowodów, że pomagamy im bardziej niż Słowacy albo Mołdawianie. Tak czy inaczej, jest dobrze. Jednak ta ofiarność względem Ukraińców, z którymi generalnie nie bardzo się lubimy (albo raczej: lubiliśmy), dramatycznie kontrastuje z naszym stosunkiem do uchodźców muzułmańskich, przedostających się do Polski przez Białoruś. Rząd brutalnie łamie prawo polskie i europejskie (nie mówiąc już o elementarnych zasadach moralnych), wydalając chorych i potrzebujących pomocy uchodźców „za druty” oraz prześladując osoby niosące im pomoc. W wyniku tej brutalnej i nieludzkiej działalności władz zginęło co najmniej 16 osób. I co? I nic. Żadnych protestów, żadnych spadków notowań partii rządzącej, żadnego społecznego oburzenia. Jak widać, uchodźców traktujemy nader wybiórczo, solidaryzując się z takimi, którzy są do nas podobni, a lękając się tych naprawdę obcych. Ich los jest obojętny prawie wszystkim Polakom, a więc również tym, którzy dziś pomagają Ukraińcom. Jesteśmy ksenofobami – chyba nie trzeba na to bardziej uderzającego dowodu.
Zresztą nie tylko obojętność na los uchodźców o tym świadczy, lecz również aktywnie przejawiana wrogość. Rząd PiS bardzo zyskał na popularności, propagując lęk i wrogość względem uchodźców i emigrantów. Widząc przyzwolenie ze strony rządzących oraz Kościoła, a nawet otrzymując realne wsparcie finansowe i organizacyjne, wszelkiego autoramentu faszyści i rasiści bardzo się w ostatnich latach zaktywizowali. Łącznie tych ludzi są setki tysięcy, a chętnych poprzeć w wyborach jawnych antysemitów jest dobre kilka procent. Jeśli dodamy do tego niesłabnący, codzienny hejt antysemicki w internecie, nie ma wątpliwości, że pod względem ksenofobii i rasizmu wyróżniamy się in minus.
Ksenofobia łączy się zwykle z pychą i poczuciem wyższości. Nie trzeba żadnych badań socjologicznych, żeby zauważyć, że Polacy w masowej skali są chełpliwi. Naprawdę myślą, że są lepsi od innych narodów – bardziej waleczni i solidarni, bardziej przywiązani do wolności i bardziej zaangażowani we wspieranie aspiracji wolnościowych innych narodów. Wszystko to są narcystyczne mity, które innych mogą odstręczać bądź śmieszyć, lecz czasami budzą wręcz grozę, gdy już dochodzi do kłamliwej rewolty wobec faktów. Polacy nic nie chcą wiedzieć o tym, jak krzywdzili Żydów, i dosłownie masowo głoszą, że przede wszystkim im pomagali, a krzywdzili jedynie nieliczni nielicznych. Obrażają się, nawet słysząc, że więcej Żydów zabili, niż uratowali. Niestety, pod względem zdolności do krytycznej samooceny oraz konfrontacji z brudami własnej przeszłości Polacy są daleko w tyle za narodami zachodniej Europy, z którymi chcieliby być na równej stopie. Daleko nam do tego moralnego przełomu w historii dojrzałego narodu, który polega na przyjęciu do wiadomości win przodków i zmierzeniu się z nimi. Nie – z całą pewnością Polacy nie są narodem intelektualnie uczciwym i samokrytycznym. Raczej jest odwrotnie – na krytykę masowo reagują wrogością.
Niestety, Polacy nie są też powiązani silną więzią społeczną, solidarni i czuli dla siebie wzajemnie. Owszem, w sytuacjach spektakularnych katastrof bądź sukcesów potrafią bardzo intensywnie przeżywać zbiorowe uniesienia. Dzieje się tak jednakże tylko wtedy, gdy chodzi o jakiś wzniosły symbol (jak papież Polak) albo połączenie symboliki z przemawiającymi do serc obrazami tragedii (śmierć głowy państwa w wypadku lotniczym). Wtedy tak. Jednakże największa w powojennych dziejach katastrofa, jaką była utrata ponad 200 tysięcy rodaków w wyniku pandemii covid-19, nie wywołała żadnych właściwie reakcji żałobnych ani w ogóle silnych emocji. Ba! Nawet ewidentna wina rządu, którego haniebne zaniechania, korupcja i nieudolność sprawiły, że straciliśmy kilkadziesiąt tysięcy ludzi więcej, niż umarłoby w razie sprawnego i etycznego zarządzania pandemią, nie wywołała żadnych reperkusji społecznych, nie mówiąc już o obaleniu rządu.
Być może nawet większość społeczeństwa nie wie, że można było uniknąć tysięcy zgonów i że nasze statystyki są porażające na tle innych krajów. Ludzi to najczęściej wcale nie interesuje, więc i nie wiedzą. Dochodziło nawet do tego, że wyczuwając społeczną obojętność, władza rozpędzała protestujących, którzy próbowali upamiętnić ofiary koronawirusa. Przyznam, że jestem zaszokowany postawą Polaków. Również w innych krajach uroczystości żałobne i upamiętnienia były dość niemrawe, lecz jednak były. W Polsce nie było nic – ani dnia żałoby narodowej, ani uroczystości. Nie waham się nazwać tego hańbą narodową.
Brak współczucia jest pochodną niskiego poziomu zaufania społecznego. Każdy zajmuje się sobą i swoimi sprawami. Śmierć w sąsiednim domu jest problemem obcych ludzi, z którymi nie chcemy mieć za wiele wspólnego. Polacy ukonstytuowali się jako naród dość niedawno (jeszcze sto lat temu większość obywateli polskich nie mówiła o sobie „Polak”, „Polka”), a narodotwórcza propaganda nie była w ich przypadku specjalnie wyszukana. Polegała na kulcie katolickim, legendach o walecznych królach, rycerzach i powstańcach, kilku utworach literackich i muzycznych, piosenkarzach, aktorach i sportowcach. II RP wykonała wielką pracę mito- i narodotwórczą, a peerelowska urawniłowka dzieła dokończyła.
Jesteśmy narodem! Tyle że w budowie narodowej wspólnoty nie wzięły udziału wartości nowoczesnego państwa, czyli demokracja, praworządność, wolność, równość. Polski naród polityczny w końcu nie powstał, choć było blisko w czasach pierwszej Solidarności oraz po roku 1989. A ściśle biorąc, to powstał, lecz jako mniejszość. To właśnie ci, którzy próbują dziś bronić demokracji i praworządności przed zdemoralizowanym reżimem Kaczyńskiego. Idzie im słabo, gdyż właśnie są mniejszością.
Nie ma silnego polskiego narodu politycznego, lecz nie ma również wspólnoty tradycyjnej, opartej na zaufaniu i obyczaju. W Polsce – bardziej niż w krajach Zachodu – trzeba wszystko zamykać, bać się hołoty, złodziei i bandytów, a napotkany na ulicy człowiek raczej jawi się jako potencjalny powód konfliktu niż życzliwa osoba, po której możemy spodziewać się dobra. Jak głęboka jest nieufność i idąca za nią obojętność, to pokazuje najlepiej tzw. społeczna znieczulica – jedyna wada narodowa, do której Polacy się przyznają. Wada? To przerażające, że w naszym kraju można umrzeć na ulicy bez otrzymania pomocy przechodniów.
O pijaństwie, hałasowaniu i śmieceniu szkoda nawet gadać. Po prostu o chamstwie mówić się nie chce. Nie możemy go jednakże nie odnotować. Ludzi prymitywnych, brutalnych, wrogich względem innych, zachowujących się wulgarnie, krzywdzących zwierzęta, zakłócających spokój sąsiadom i otoczeniu jest w Polsce z pewnością więcej niż w krajach Zachodu, a także u sąsiadów z południa. Nie wiem natomiast, czy więcej, lecz z pewnością są całe masy Polaków bez honoru. Takie na przykład ściąganie i plagiatowanie jest wśród polskiej młodzieży tak powszechne, że o ludziach, którzy tego nie robią, śmiało można powiedzieć, że stanowią chwalebne wyjątki. A podobno odziedziczyliśmy po naszych panach i prześladowcach, w dawnej Polszcze zwących się Polakami albo Lechitami, honor! Dobre sobie.
Nie, nie jesteśmy dobrym narodem dobrych ludzi. Wypadamy gorzej do tych narodów, które podziwiamy i szanujemy. Niewielka to zaś pociecha, że pewnie i tak jesteśmy lepsi od Rosjan.
Jest jednakże inna jeszcze pociecha. Zmieniamy się powoli na lepsze. Pamiętam Polskę nawet sprzed pół wieku, więc wspomnę, jak wtedy było. Uderzyć cudze dziecko? Proszę bardzo! Ponarzekać w pociągu, że Hitler nie zdążył wymordować wszystkich Żydów – ot, konwencjonalny small talk. Napisać polityczny donos na sąsiada – banalna sprawa. Trzymać psa na krótkim łańcuchu i bez budy – toż to tylko pies. Uderzyć dziecko, bo nie ukłoniło się księdzu? Mores muszą być!
Są nawet dwie pocieszające prawdy w tej moralnej tragedii. Po pierwsze, ludzie jednak się zmieniają, a po drugie, są różni. Owszem, są te masy złych ludzi, które robią nam te paskudne statystyki i przez których nie możemy powiedzieć, że jesteśmy dobrym narodem dobrych ludzi. Ale są też zwarte i wielkie środowiska społeczne, które razem stanowią cywilizowaną i względnie etyczną wspólnotę. To jakby „naród w narodzie”. Gdyby wziąć te kilkadziesiąt procent porządnych ludzi, którzy nie krzywdzą, nie biją, nie kradną, nie oszukują, nie piją, nie złorzeczą obcym, nie wspierają zdemoralizowanej ze szczętem władzy, płacącej gotówką za poparcie wyborcze, mielibyśmy naprawdę piękny naród.
Niestety, taki zabieg można wykonać tylko w myślach. To jedynie marzenie. Realnie wszyscy odpowiadamy za amoralizm i degradację społeczną wielkich mas naszych współobywateli. Jak ktoś pije, ryczy, że powywiesza innych, rzuca butelkami i kamieniami, kradnie, niszczy, urąga wszystkim lepszym od siebie i wyciąga łapę po wyborczą kiełbasę, to winienem temu jestem także ja. Bo nie zrobiłem tego, co należało, aby tamten nie był taki, jaki jest. Bo wspólnota społeczna jest wspólnotą i życia, i sukcesów, i win. Właśnie dlatego, że jedni drugich winy nosimy, czyli zdolni jesteśmy do ponoszenia zbiorowej odpowiedzialności, jesteśmy narodem. Przed nami długa droga.
Komentarze
Panie Profesorze,
moj s.p. Papa zawsze twierdzil, ze na kuli ziemskiej istnieja tylko dwa typy ludzi-
cytuje : ” Dobrzy i zli „. Czyli nie ma tylko takich lub istnienia innych.
Tata byl madrym czlekiem, zawsze podziwialem jego WIEDZE i mädrosc.
Podobnie do Einsteina twierdzi jak ten : ” Dwa zagadnienia sa nieograniczone-
Uniwersum & ludzka glupota „.
Bog zaplac !
0statni Prorok
Już na początku Pan Profesor stosuje retorykę demoniczną z zaczepkami: jeżeli chwalą nas to czujemy się lepsi…od kogo? Podkreślił zarazem odmowę pomagania uchodźcom muzułmańskim świadomie nasłanym na nas (inwazja z Białorusi). Zarazem wskazał na łamanie przez nas praw obywatelskich i europejskich. „W wyniku tej brutalnej i nieludzkiej działalności władz zginęło co najmniej 16 osób”.
Dalej trwał atak na niedobrych Polaków z przyzwoleniem „ze strony rządzących oraz Kościoła”, aby faszyści i rasiści aktywizowali się. Nie widzę jednych i drugich. Wszystkiemu jest winien „zdemoralizowany reżimem Kaczyńskiego”.
Później trwały konfabulacje: widzenie wrogów w miejscu normalnych ludzi. Nawet w śmieceniu i hałasowaniu jesteśmy prymusami, a zaśmiecają nas bracia Niemcy (utylizacja odpadów to ich wysłanie do naszej ojczyzny). Zdrajcy z poprzedniego systemu robią na tym kasę. Tutaj pasowałby zachwyt o uczestnikach Parad Grzeszności, które nie śmiecą.
Profesor ocenia nas od Belzebuba, bo jesteśmy teraz krajem wybranym przez Boga (w miejsce bezbożnego Izraela) stąd próba wymazania nas z krajów świata. Dlatego w UE chcą udowodnić, że u nas jest bezprawie.
Profesor nie może ujrzeć tego, bo nie ma Światła, nie widzi wszystkiego od góry; Bóg i Szatan. Kogo reprezentuje niech odpowie? Dlaczego nienawidzi wierzących, co złego mu czynią? Komu przeszkadzają nasze celebracje, liturgia i modły.
Dalej jak zwykle nie da się czytać, bo Polacy są winni działania ludzkich bestii (wyhodowanych przez system bolszewicki)…w tym jest bicie dziecka za to, że nie ukłoniło się księdzu. To brak powagi, a nawet głupota.
Na pocieszenie mamy „naród w narodzie”. Wg mnie „naród w narodzie” to garstka wiernych Bogu, a nie wymyślonych przez profesora. Nie widzi w tym czasie swojego namawiania do „róbta, co chceta”.
Czekamy na następny wpis…tym razem samooceny (typu spowiedzi): „Czy ja jestem dobrym człowiekiem?”
https//:www.wola-boga-ojca.pl
„Ocena zbiorowości jest wypadkową oceny poszczególnych jej członków”.
Co to znaczy „wypadkowa”? Wypadkowa sił ma zastosowanie w fizyce. W naukach społecznych mówimy o średniej arytmetycznej, ale dużo częściej o średniej ważonej, medianie, albo już oceniając o stereotypach. W każdej zbiorowości jest tak dużo postaw, prawdę mówiąc wszystkie możliwe, że niemal każdą tezę da się udowodnić.
Jest znany wierszyk Boya-Żeleńskiego:
Tak więc: chytry jest Germanin,
Francuz – sprośny, Włoch – namiętny,
A zaś każdy krakowianin:
Goły i inteligentny.
„Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina
Starszy czy młodszy, chłopak czy dziewczyna
Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina
Starszy czy młodszy, chłopak czy dziewczyna”
Pewien cwaniak ukradl te piosenke harcerzom i slowo harcerz zamienil na slowo Polak.
Osobiscie nie ufam nikomu, kogo nie znam. Niech panstwo pilnuje jednej zasady zapisanej w Konstytucji i ludziom tlumaczy co ona znaczy.
„Godnosc ludzka jest nienaruszalna”
Chetnie przeczytalbym panska poglebiona analize na ten temat.
Ukraińcom pomagamy z nienawiści do Putina i Rosji.
Polska gościnność jest wyrachowana.
Typowy Polak spotkany w Polsce to człowiek niesympatyczny, arogancki, niekulturalny, nieżyczliwy, nieuprzejmy, złośliwy, kłótliwy.
Zazdrosny i zawistny malkontent.
Kojarzy się z alkoholem.
Za granicą rozpoznaje się go po spojrzeniu spode łba, bacznym lustrowaniu otoczenia i komentowaniu go po polsku (wygląd i zachowanie innych ludzi) w przekonaniu, że skoro on tego otoczenia nie rozumie, to i vice versa.
Polak jest impulsywny, emocjonalny, zawzięty, pamiętliwy i mściwy, ale i niedowartościowany, niedoceniony, zakompleksiony, ksenofobiczny i nietolerancyjny.
Wystarczy czytać komentarze pod blogami
Wpadl mi prawidlowy cytat mojego taty :
” ” Glupich nie trzeba siac- oni sami rosna ”
Moja uwaga : podlewac tez ich nie trzeba….
Bog zaplac !
0statni Prorok
Nadchodza ciezkie czasy dla Polski. Pytanie nie dotyczy dobra, czy zla w swojej istocie tylko tego co ma kazdy czlowiek w swoim DNA (OK, sa wyjatki), chciwosci i zawisci i jak sobie z tym poradzi.
Jesli chodzi o dobro to mam nadzieje idac za nasza Noblistka, ze „dobro bedzie bardziej przebiegle niz zlo”.
Panie Profesorze,
Czuję ulgę i ubytek przygnębienia z okazji przeczytania tego tekstu.
Próbuje Pan wnieść oczyszczenie do tej zbiorowości jaką są Polacy.
Nie rokuję Panu w tym dziele sukcesu, ale po latach, jeśli przetrwamy, może nauczycie etyki w szkołach będą Pana wskazywali jako (między innymi) wzór dzięki któremu Polacy się nie zdegradowali.
Wydaje mi się, że miał rację pewien feldmarszałek pruski
(nazwiska nie pamiętam), który dłużej niż na polu bojowym przebywał w kancelariach Berlina, Petersburga, Wiednia, Londynu i innych ośrodkach politycznych wpływowych w owym czasie monarchii europejskich, pisząc krytycznie o Polakach.
W swoim traktacie „O wojnie” poświęca Polsce dwa lub trzy akapity (czytałem dawno i nie jestem dość precyzyjny) w których twierdził, że brakuje nam utrwalonych (ugruntowanych) cech, które posiadają narodowości od wieków zamieszkałych na jednym terytorium.
Polacy zaś przesuwali się (byli przesuwani) ze wschodu na zachód, a także zamieszkiwali terytoria południowej Europy i nigdzie nie zagrzali miejsca przez dłuższy okres. Przejmowali jakieś zwyczaje od ludności zamieszkałej na wschodzie, gdzie rozwój cywilizacyjny stał niżej niż na zachodzie, ale także liznęli trochę kultury zachodu, co powodowało że wszystko co poznali było powierzchowne i nie utrwaliło się w świadomości społecznej
Zrobiła się z tego mało wyrazista mieszanka, która zrodziła kompleksy niższości w stosunku do kultury zachodu i pogardy w stosunku do ludzi wschodu.
Odczuwamy to do dzisiaj.
Otóż feldmarszałek ów pisał w swoim traktacie, że Polacy nie mogli się odnaleźć w ówczesnej Europie powodując waśnie narodowe wszyscy więc przyjęli z ulgą tragiczne rozwiązanie jakim był ostatni rozbiór Polski.
Warto przeczytać świetną książkę Hena o ostatnim okresie przedrozbiorowym, która jest świetnym lustrem mentalności Polaków.
Prawie każdy kto się liczył w polityce wystawał przed drzwiami carskich kancelarii i donosił na sąsiada, błagając znaczących dworaków (do carycy Katarzyny pielgrzymkował nawet sam Prymas) o interwencje.
Dobry esej napisał na ten temat (konsultowany ze współczesnymi mu historykami znającymi mentalność elit politycznych Zachodu) Zygmunt Kałużyński w wydanych pośmiertnie zapiskach p.t. Do czytania pod prysznicem.
Jednak bardzo celnie ostatnio ocenił przyczyny polskiej zapaści kulturowej Bogusław Linda.
Profesor (katolik) Akademii Teatralnej w Warszawie twierdzi, wszystko to działo/je się za sprawą kościoła i podaje daty kolejnych „sukcesów ” polskiej hierarchii kościelnej.
Profesorze, Polska jest krajem buforowym między Wschodem i Zachodem. Cywilizacyjnie (cokolwiek to znaczy) jesteśmy nieco niżej niż zachodni sąsiedzi ale też sporo wyżej niż Rosja (czytam współczesnych ros. pisarzy, więc wiem). Problem, dokąd idziemy? PIS ciągnie nas na Wschód. Jeśli nie uda się tego przerwać, to będzie b. niedobrze. Wschód nie spowoduje, że Polacy będą lepszymi ludźmi. Dobre związki z Zachodem jak najbardziej. Tylko to są powolne procesy, ale spokojnie, doczekamy się uczciwych rozliczeń z własną przeszłością. Może nie za Pana życia (mojego tym bardziej), ale jednak.
Nijacy jestesmy w pogoni za Zachodem. Mamy jednak kolo ratunkowe na kazda okazje lub przystanek na zadanie.
Panie Profesorze,
Z tą ‚niewielką pociechą, że pewnie i tak jesteśmy lepsi od Rosjan’, ma Pan coś na rzeczy. Chodzi o niewielkość tej pociechy.
Niewielkość wynikać może bowiem z faktu, ze nasza ‚lepszość’ od Rosjan to raczej ogromnie subiektywna opinia. Wynikająca z ludycznego porzekadła:
– Mamo, chwalo nas
– Tak? A kto?
– Wy mnie a ja was.
Mauro Rossi
1 LIPCA 2022
16:53
Mnie nie interesuja ani hasla ani wajchy polityczne. Mnie interesuje proba udupczania dziennikarstwa w Polsce jako ostatniej instytucji w panstwie, ktora moglaby jeszcze funktionowac, gdyz reszta instytucji polskich jest juz karykatura.
Mnie dziwi, ze dziennikarze biora w tym udzial. Mnie dziwi, ze nie maja szacunku do wlasnego zawodu. Mnie dziwi, ze dziennikarze nie czuja zagrozenia dla wykonywania zawodu dziennikarza w Polsce . Mnie dziwi, ze ten marazm srodowiska nikogo nie dziwi. Bo jest jasne : dzisiaj p. Lis a jutro kto nastepny?
Moralnosc mnie nie obchodzi. Powolywanie sie na nia jest wygodne i czestotliwe tam, gdzie prawo nie funktionuje i jest instrumentalizowane jak np przez p.Rossiego: „Domniemane zachowanie” może nie posiadać znamion przestępstwa i być przestępstwem” (!!).
Pan Rossi i pan Gozak strasza na tym forum subtelnie i sukcesywnie. Ja biore te grozby powaznie.
Panie Moderatorze,
napisałem problemowy wpis na blogu Profesora.
Odniosłem się w nim szerzej i, w pewnym sensie, głębiej niż dotychczasowi komentatorzy tego wpisu, bo poruszony przez Profesora był ważny i na czasie.
Nie używałem w tekście radykalnych zwrotów oraz sformułowań uwłaczających konkretnym osobom bądź grupom społecznym.
Tekst jednak bez żadnej informacji nie został opublikowany.
Przez kilkadziesiąt lat pisałem na blogach Daniela Passenta, Waldemara Kuczyńskiego, Autora tej publikacji oraz paru innych publicystów Polityki, i nikt nie wstrzymywał moich tekstów.
Proszę o informację z jakich powodów mój tekst został wstrzymany.
Przepraszam za błędy w obu tekstach, które są wynikiem mojego pośpiechu.
„Czy Polacy są dobrymi ludźmi?”, wkrótce będzie „Czy Polacy są w ogóle ludźmi?”
Żeby to napisał dr hab. Lech Blumszwanz, emerytowany kierownik magazynu nawozów naturalnych, byłoby to normalne.
Ale czy jest to „normalne” w przypadku profesora, prawdziwego uniwersytetu, co prawda na dalekich peryferiach notowań Shanghai Ranking, ale zawsze uniwersytetu, ale zawsze profesora?
Zajrzałem do wiki i okazało się, że J. Hartman to … filozof, moralista, etyk …hohoho holy szit (słyszane często na hamerykańskich mówis)!
Ale to mnie zmusiło do zastanowienia się nad samym sobą.
Czy jestem dobrym ludziem-Polakiem (polskim chamem, polską hołotą, katolem z ciemnogrodu, pisiorem, polaczkiem, itp.)?
Pracuję, płacę podatki, daję innym zatrudnienie i godziwie płacę (2X ponad średnią warszawską), wychowuję z żoną dzieci (narazie nie ćpają i piją, choć studiują), dajemy 10% naszych brutto zarobków na cele charytatywne (omijamy Owsiaka) i oczywiście odpisujemy to z podatków, tym samym płacimy ich, podatków, mniej, głosujemy, itp., itd.
Czy to mnie robi dobrym „ludziem”, czy tylko polskim chamem, polską hołotą, katolem z ciemnogrodu, pisiorem, polaczkiem, itp.?
A widzę i słyszę inne nacje; jak chleją, ćpają, rzygają, oddają publicznie mocz (w tym kobiety), na plażach (i to wcale nie na tych „oł inklusiw”) otyłych anglo-saksonów w string bikini, bekają, pierdzą w restauracjach …uff!
S*f w metro paryskim, londyńskim …
Wczasy w Polsce i bycie w Polsce jest cudowne.
Aha, Żydzi, Ukraińcy, płot na granicy (dużo, dużo mniejszy od „chińskiego muru” w Izraelu) … żaby i ślimaki spadają z nieba!
Jeszcze jeden drobiazg drogi profesorze.
Polaków, jakich ja znam a znam naprawdę wiele, żadne z nas się Ruskich nie boi!
Jak wszyscy obawiamy się konfliktu, ale Ruskich, to my naprawdę wiemy, jak GONIĆ.
P.S. Czego się nie czyta i nie pisze czekając na spóźniony odlot
Przy okazji najnowszego felietonu, autorstwa Gospodarza bloga, dot. – zgadzam się, że bardzo niewygodnego, ale jednocześnie aktualnego pytania – „Czy Polacy są dobrymi ludźmi?”, jeden z forumowiczów, tj. @rosiczka, przywołał na forum „pewnego feldmarszałka pruskiego, którego nazwiska nie pamięta”.
Nie ukrywam, że takie postawienie sprawy zainteresowało mnie.
Ale, zanim przejdziemy do sedna sprawy, to na początek kilka słów wyjaśnienia oraz uzupełnienia na temat tego, wspomnianego wyżej, wojskowego pruskiego, który był osobą nietuzinkową.
Otóż, wszystko wskazuje na to, że @rosiczka wspomina o Carlu von Clausewitzu (1780-1831), pruskim generale, teoretyku wojny i pisarzu.
Jego głównym dziełem był traktat – O WOJNIE (Vom Kriege), który został opublikowany już po jego śmierci w latach 1832-1837.
Ponadto, nie jest prawdą, jak pisze @rosiczka, że C. von Clausewitz, dłużej niż na polu bitewnym, przebywał w kancelariach w wielu stolicach europejskich.
Bez przesady. Bądź co bądź, służbę wojskową rozpoczął w wieku 12 lat w codziennych realiach – dość dobrze znanego w Polsce – drylu pruskiego!
Podpowiem tylko, że wówczas w armii pruskiej obowiązywała żelazna zasada, a mianowicie: żołnierz bardziej miał bać się swojego kaprala niż nieprzyjaciela!
Dlatego, jedynie w telegraficznym skrócie wspomnę, że jego łączna, zawodowa służba wojskowa w armii pruskiej (razem z nauką w Akademii Wojskowej w Berlinie) oraz w latach 1812-1813 … w armii rosyjskiej – trwała od 1792 do 1831. Czyli niemal 40 lat!
W tym okresie walczył np. z armią Napoleona, m.in. w 1815 roku pod Waterloo, jako szef sztabu III Korpusu armii pruskiej.
Natomiast wcześniej, w armii rosyjskiej był rosyjskim oficerem łącznikowym oraz dowódcą rosyjsko-pruskiego legionu.
W 1831 roku został mianowany szefem sztabu armii obserwacyjnej, zlokalizowanej przy granicy z Królestwem Polskim, mającej kontrolować przebieg Powstania Listopadowego.
Zmarł w listopadzie tego samego roku podczas epidemii cholery we Wrocławiu.
I rzecz może nie najważniejsza, ale także istotna: C. von Clausewitz nie posiadał wojskowego stopnia feldmarszałka. Najwyższym stopniem, jaki osiągnął podczas służby wojskowej, był przyznany mu w 1818 roku – stopień generała-majora.
Ale nie wymagam od @rosiczki biegłości w zakresie historii wojskowości i dlatego nie czynię z powyższych uzupełnień oraz moich uwag jakichkolwiek problemów. Ostatecznie, blog Jana Hartmana, nie jest blogiem militarnym.
Przypomnę również, że do chwili obecnej, znane są powiedzenia C. von Clausewitza, których moim zdaniem, chyba nie ma potrzeby kwestionować, m.in.:
1/ WOJNA JEST JEDYNIE KONTYNUACJĄ POLITYKI INNYMI ŚRODKAMI.
2/ POKÓJ TO ZAWIESZENIE BRONI POMIĘDZY DWIEMA WOJNAMI.
Natomiast, zaryzykuję twierdzenie, że opinie C. von Clausewitza na temat Polaków – obecnie, ale chyba także już w wieku XIX, trącą myszką, a chwilami nawet … hipokryzją.
Tym bardziej, czytając dzisiaj jego opinie w traktacie O WOJNIE, bądźmy bardzo krytyczni.
Oto jedna z nich:
„Żądać jednak, aby utrzymanie jakiegoś państwa było troską tylko sił zewnętrznych, to doprawdy zbyt wiele. Rozbiór Polski (…) był wielokrotnie omawiany, a kraju tego od tego czasu nie można było traktować jako zamkniętego domu, lecz tylko jako drogę publiczną, po której stale grasowały obce wojska.
Czy inne państwa miały temu przeszkadzać, czy miały one stale warować z dobytym mieczem, aby strzec politycznej świętości granicy polskiej?
Byłoby to żądaniem moralnie niemożliwym.
Polska w owym czasie była pod względem politycznym niewiele więcej niż niezamieszkanym stepem. I podobnie jak mało było możliwości stałego uchronienia tego bezbronnego stepu położonego pomiędzy innymi państwami od ich napaści, tak równie trudno było zapewnić nienaruszalność tego tzw. państwa.
Z tych wszystkich powodów nie należałoby się bardziej dziwić upadkowi Polski bez rozgłosu niż cichemu zlikwidowaniu Ordy Krymskiej. Turcy w tym przypadku byli bardziej zainteresowani niż jakiekolwiek państwo europejskie w utrzymaniu Polski, ale też wiedzieli, że obrona niezdolnego do obrony stepu byłaby próżnym wysiłkiem”.
Czysto nominalną przynależność do Umęczonego Narodu Polskiego w sensie formalnym podtrzymuję tylko z sentymentu dla mego oficerskiego stopnia wojskowego w rezerwie LWP, którego – pozostając li tylko przy brytyjskich papierach – musiałbym się formalnie zrzec.
Niemniej, mimo ‚all the Polish antics over the last years’, obserwując mych quasi-rodaków w mniej więcej copółroczych stop-klatkach, muszę stwierdzić, że:
– kultura jazdy na drogach się powoli acz nieubłagalnie poprawia; Polacy jeżdżą obecnie lepiej od Słowaków choć nieco gorzej od Czechów; ongi mogli iść w zawody z Italiańcami,
– ludzie są sobie na ulicach życzliwsi, jak kiedyś. Jak się komu odemknie drzwi i przytrzyma, to i często podziękuję.
– psie gówna od pewnego czasu bywa, że sprzątają, co jest chyba zerojedynkowym wyznacznikiem przynależności do tzw. Cywilizaci Zachodniej.
– z parametrów mniej istotnych: ponoć – jeśli wierzyć statystykom – spada odsetek i dominicantes i communicantes.
Więc może jednak idzie ku lepszemu?
@ czwarty do brydża
5 LIPCA 2022
15:13
„…dajemy 10% naszych brutto zarobków na cele charytatywne (omijamy Owsiaka)…”
I tu wychodzi sloma z butow 🙁
Po co to podkreslac? Ma to byc przyczynek do dumy?
Dobrze powiedziane.