Co teraz zrobi PiS?

Nie tak miało być! PiS spodziewał się, że będzie trudno uciułać większość parlamentarną po wyborach, ale stare metody – korumpowania i zastraszania – powinny wystarczyć, żeby uzbierać brakujące kilka mandatów. A tu klops! Osiemnastu brakujących mandatów (czy coś koło tego) tą metodą nadrobić się nie da. Tym bardziej że główny rezerwuar przekupnych albo mających coś w papierach posłów, czyli Konfederacja, co najmniej w połowie wyparował. Listy z „przymiarkami” można więc wrzucić do kosza.

Wariant siłowy lub półsiłowy też nie przejdzie. Generałowie jasno dali Kaczyńskiemu do zrozumienia, że Jaruzelskim nie będzie, a wszelkie próby nieuznania wyborów przez Sąd Najwyższy (nawet jeśli okazałby się sterowny dla Nowogrodzkiej) spotkają się z masowym buntem ulicy. Warszawa już nie odpuści i jej „lud” czy nie „lud” gotów jest dźwignąć się znad latte na sojowym i urządzić obskurnej kanciapie na Nowogrodzkiej jesień średniowiecza.

Biedny ten Kaczyński. Mało kto już w PiS liczy na utrzymanie władzy i mało kto poza PiS nie wierzy, że opozycja tę władzę przejmie. A cóż wart jest stary przywódca, który przegrał i nie będzie już miał okazji rządzić? Tylko tyle, że będąc jak ranny lew, może jeszcze kogoś poharatać na odchodne. Będą się więc z nim obchodzić jak z jajkiem, ale nikt nie będzie go już słuchał. PiS ma teraz ważniejsze sprawy na głowie! Setki ludzi musi się zabezpieczyć finansowo i zatrzeć ślady swoich przekrętów. Palenie teczek, upychanie rodzin po ostatnich dostępnych posadach, aneksowanie umów, aby trudniej było je rozwiązać – to są plany aparatu na najbliższe dwa miesiące.

Emocjonalna dynamika ciężkich, szokujących porażek jest taka, że przez pewien czas się je wypiera i fantazjuje, że „jeszcze będzie dobrze”. Gdy Morawiecki opowiada dzisiaj, że utworzy „stabilny rząd”, to pewnie sam staje się ofiarą własnej konfabulacji. Być może siedzą z Kaczyńskim i sadzą sobie kocopały, że pogadają z Kosiniakiem-Kamyszem, bo przecież PSL, jak świat światem, był polityczną chorągiewką i władzą nigdy nie gardził. Ale nie tym razem. Więcej już sensu może być w marzeniach, że powstanie jakiś rząd „do zaakceptowania dla prezydenta”, to znaczy taka składanka ze wszystkiego – sami umiarkowani i niechby już z tym Kosiniakiem jako premierem. Ale czasy PO-PiS dawno już się skończyły. Rojenia o miłym nowym premierze, który wszystkich zaskoczy, pogodzi i dogodzi, są rodem z emeryckiej kawiarni. To się nie wydarzy.

Co się więc wydarzy? PiS ma kilka dni na wyjście z szoku i stworzenie planu na ratowanie swych czterech liter. Po pierwsze – spalić kwity. Po drugie – zabezpieczyć posady. Po trzecie – zniszczyć wszystko, co jest jeszcze do zniszczenia, żeby Tuskowi zostawić taki gnój, jaki się tylko da, no i ukarać naród za złe głosowanie. A to znaczy: zadłużyć się jeszcze na kilkanaście miliardów, rozbujać inflację, podnieść ceny na prąd i benzynę, nazawierać jakichś absurdalnych umów na rzecz CPK i w ogóle rozwalić, co tylko można. A dla zachowania pozorów udawać, że prowadzi się jakieś rozmowy. Dlatego tak ważne jest, aby wszystkie partie opozycyjne wydały jednoznaczny zakaz jakichkolwiek zakulisowych rozmów z przedstawicielami PiS, a każda formalna interakcja z nimi powinna być protokołowana. Partie mające stworzyć przyszły rząd powinny też wydać wspólny apel do urzędników o zgłaszanie wszystkich prób ukrywania bądź niszczenia dokumentów.

W ogóle na miejscu opozycji postarałbym się jak najszybciej pokazać społeczeństwu kandydatów na ministrów. W polityce często działa „samospełnianie”. Jak coś wprowadzisz do obiegu wirtualnie, to się zaczyna urealniać. Rząd w blokach startowych to silna presja na Dudę, aby nie próbował robić obstrukcji.

Swoją drogą, Duda ma teraz swój czas. Pan go opuścił i teraz jest jak ten piesek, który wlecze smycz upuszczoną przez pana i nie wie ze szczęścia, gdzie ma iść. Duda wreszcie się doczekał chwili, gdy coś może. A może wybrać – albo będzie pisowcem do końca świata i polegnie z całym PiS, albo zagra w grę z Tuskiem, idąc na „trudną współpracę”. Jeśli chce w przyszłości znaleźć jakąś pracę, musi się teraz zachowywać w miarę przyzwoicie. Może się dąsać, puszyć i wydawać z siebie zabawne połajanki przerywane baaardzo długimi pauzami, ale na koniec dnia uznać rząd Tuska i podpisywać przynajmniej niektóre ustawy sanacyjne. Bo sanacja państwa będzie głównym zadaniem pierwszych miesięcy nowej władzy. Miejmy nadzieję, że wysiłek ten szybko zostanie nagrodzony odmrożeniem pieniędzy z KPO.

A co z drugim zadaniem, czyli rozliczeniem PiS? Duda będzie proszony wielkimi słowami, aby to powstrzymał, ale szanse ma niewielkie. Są tacy, którzy odpowiedzialności nie unikną. Na czele z Ziobrą. Giertych go wgniecie w szpary w podłodze. Ale i Obajtek raczej już powinien pomyśleć o jakiejś ciepłej wyspie albo krematorium w Tiranie. Zapewne większości cwaniaczków się upiecze, ale obstawiam, że kilka grubych ryb i kilkadziesiąt płotek znajdzie swoje miejsce pod celą. SKOK, respiratory, NCBR, wizy – paru afer Tusk nie odpuści.

Będzie jak będzie, ale dzisiaj jest dzień radości i chwały. Więc radujmy się!