PiS idzie w groteskę, by uniknąć odpowiedzialności

Wśród wielu godnych pożałowania powodów, dla których PiS utworzył swój iście historyczny „dwutygodniowy rząd”, jest i ten, że próbuje się w ten sposób stworzyć wrażenie braku powagi całej formacji. Rozpadająca się klika władzy, brnąca w groteskę, staje się jak przysłowiowy leżący, którego nie wolno kopać. PiS będzie teraz wołał już nie tylko: „Ratunku, Niemcy nas biją!”, lecz także: „Nie kopcie leżącego!”. A w tle buczeć będzie basso continuo: „Polacy, nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało…”.

Razem z krzykami, jak to strasznie nieudolnie i niepraworządnie poczyna sobie nowy rząd, ma to wszystko wywołać w społeczeństwie pewnego rodzaju współczucie dla PiS, w związku z czym rewanżystowskie nastroje mają w perspektywie kilku miesięcy znacznie osłabnąć – najpierw pośród szerokich rzesz wyborców opozycji, a potem pośród polityków, instynktownie podążających za nastrojami społecznymi. Do tego zrobi się mały „rebranding” – zniknie więc „PiS”, a narodzi się „niewiniątko” z czystą kartą. Rozliczanie PiS stanie się więc babraniem się w zamierzchłej przeszłości. Bo „co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr”.

Niestety, ten plan może się powieść. Nie brakuje przecież w nowej koalicji „gołębi” o miękkich a pobożnych sercach, którzy woleliby przejść do porządku dziennego nad starymi sprawkami oraz czym prędzej zająć się „naprawdę ważnymi sprawami, którymi żyją Polacy”. Bo dla wielu polityków ci z PiS to jednak, mimo wszystko, koledzy, a i niepisana umowa, że „kruk krukowi oka nie wykole”, też swój autorytet i wdzięk pośród polityczne braci ma.

Mimo jednoznacznych zapowiedzi rozliczania afer i skandali z kończących się lat rządów Jarosława Kaczyńskiego i spółki można i trzeba się niepokoić, czy aby na pewno będą to prawdziwe rozliczenia i nie skończy się na paru komisjach sejmowych, kilkunastu procesach i kilku mizernych wyrokach za trzeciorzędne przestępstwa. Wciąż to najbardziej prawdopodobny scenariusz, a pierwsze decyzje mogą budzić niepokój.

Planowane sejmowe komisje śledcze są bardzo wybiórcze i w ogóle pomijają najpoważniejszą sprawę, czyli śmierć kilkudziesięciu tysięcy Polaków, którzy padli ofiarą cynizmu władzy, dołączającej do swej skrajnej indolencji w zarządzaniu kryzysem pandemicznym otwarty, motywowany amoralnymi kalkulacjami politycznymi sabotaż niezbędnych rozwiązań (na czele z egzekwowaniem paszportów covidowych), które w innych krajach ratowały życie tysięcy ludzi. Z maili Dworczyka wiemy na pewno, że rządząca sitwa za nic miała bilans strat w ludziach, podejmując decyzje odnośnie do zakresu restrykcji sanitarnych wedle interesu partyjnego.

W rezultacie życie straciło co najmniej dwadzieścia tysięcy ludzi, którzy mogliby przetrwać, gdyby śmiertelne żniwo epidemii miało rozmiary zbliżone do przeciętnej dla krajów UE. Jeśli koalicja nie zamierza rozliczać Morawieckiego, Dworczyka, Szumowskiego i Cieszyńskiego z sabotażu, to może już sobie darować wszystkie złodziejstwa. Nawet rabunek gigantycznych sum przeznaczonych na respiratory to tylko jedna z niezliczonych kradzieży, podczas gdy sabotaż działań zalecanych przez ekspertów w trakcie epidemii covid-19 to zbrodnia. Zresztą niejedyna, bo mieliśmy też pushbacki, w których brutalnie wywożeni do lasu i porzucani tam ludzie umierali z wycieńczenia, a także co najmniej dwa nierozliczone zabójstwa w policyjnych katowniach. Z pewnością reżim Kaczyńskiego był bardziej okrutny i splamiony krwią niż reżim Jaruzelskiego.

Mam dziwne poczucie, że nasi politycy mają krótką pamięć i nieco wybiórczą wrażliwość. Czymże są nieszczęsne wybory kopertowe, dla których zaplanowano specjalną komisję, przy innych dramatycznych nadużyciach władzy, jak nielegalne finansowanie partii i jej kampanii wyborczych za pomocą wyłudzonych i sprzeniewierzonych środków publicznych, bezprawne posługiwanie się mediami publicznymi i zasobami rządowymi w wyborach prezydenckich, nie mówiąc już o wspólnym z rosyjską agenturą zorganizowaniu przez związanych z PiS ludzi tzw. służb afery taśmowej?

Nie można odpuszczać SKOK-ów, nie można machnąć ręką na Fundusz Sprawiedliwości NCBR, willę plus itd. Policzone, zważone, podzielone musi być wszystko, a nie tylko to, co akurat najbardziej dokuczyło politykom, jak podsłuchy Pegasusem i wybory kopertowe. Dla społeczeństwa równie ważny jest handlujący lewymi maseczkami instruktor narciarski premiera i tajemniczy ksiądz, dla którego Kaczyński zażądał łapówki. Jak można o tych rzeczach zapomnieć?

Nie rozumiem – i z pewnością nie tylko ja – dlaczego koalicja (zwana jeszcze kilka tygodni temu opozycją) nie zdobyła się na stworzenie autoryzowanego katalogu afer, skandali i przestępstw ludzi władzy w latach 2005-07 i 2015-23? Taka strona internetowa, przejrzyście i kompletnie prezentująca materiały ze śledztw dziennikarskich oraz zawiadomienia kierowane do prokuratur, od dawna już powinna być dostępna. Dlaczego jej nie ma? Bo politycy boją się, że PiS odpowie stroną wypełnioną kłamstwami i paszkwilami? I co z tego? Przecież tym są właśnie strony przejętych przez PiS mediów publicznych.

Więcej odwagi, Panie i Panowie! Więcej wyobraźni! Jest tyle artykułów, tyle książek, tylu znawców tematyki nadużyć władzy… Dlaczego tak mało się z tych zasobów korzysta?

Rzecz jasna odbudowa Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa, służby publicznej, niezależnej prokuratury itd. to sprawy o znaczeniu podstawowym. Ale nawet najstaranniejsza odbudowa państwa i zabezpieczenie go przed kolejnymi zamachami na demokrację i praworządność nie da trwałych efektów, jeśli przestępcy – w imię źle pojętej zgody społecznej – będą pozostawieni na wolności i będą mogli zachować wyłudzone mienie. Byłby to bowiem empiryczny dowód na to, że w polskiej polityce wszystko jest bezkarne. A to jak zaproszenie do zamachu stanu za kilka albo kilkanaście lat.

Rozliczenie „pisowskiej” sitwy wymaga specjalnej organizacji i wsparcia instytucjonalnego. Muszą zostać wyznaczeni specjalni prokuratorzy, dysponujący uprzywilejowanym dostępem do zaawansowanych sił policyjnych, a procesy sądowe nie mogą toczyć się latami. Tu nie ma miejsca na bierność władzy i umywanie rąk pod pretekstem niewtrącania się w działalność prokuratur i sądów. Co innego nieingerowanie w przebieg śledztw i procesów (to jest oczywiste), a co innego polityczne i administracyjne decyzje ułatwiające ściganie politycznych gangsterów.

Nie wiem, na ile Donald Tusk i jego najbliższe otoczenie naprawdę chcą sprawiedliwości. Boję się, że wystarczy im upokorzenie Jarosława Kaczyńskiego przed komisjami śledczymi i kilka wyroków dla najbardziej bezczelnych politgangusów. Jakoś brakuje mi wiary i zaufania do klasy politycznej, aby móc uwierzyć dziś w rychły triumf sprawiedliwości. Ale wiem jedno – miliony Polaków na ten triumf czekają. A to jednak trudno byłoby zignorować. I w tym pokładam jakąś nadzieję.