Czarnek, nasze książątko

Coraz częściej mówi się, że w walce o schedę po Jarosławie Kaczyńskim słabną szanse Błaszczaka i Morawieckiego, a rosną szanse Czarnka. Wiadomo, że Kaczyński szczególnie go polubił, a to może być decydujące.

Jeśli (za rok czy dwa) będzie odchodził w dobrej atmosferze, to jest niemała szansa, że partia pozwoli mu namaścić następcę. A wtedy, z dużym prawdopodobieństwem, wybór padnie właśnie na Przemysława Czarnka, bo Kaczyńskiemu imponuje jego habilitacja (ma na tym punkcie kompleks), a jednocześnie pociąga go jego młodość i krzepa.

Skoro tak, to warto się zastanowić, co nas czeka, bo PiS nie zniknie i nie zniknie z polityki prezes PiS, ktokolwiek nim będzie. Co gorsza, w roli prezesa PiS można się kiedyś doczekać urzędu premiera albo prezydenta, a Czarnek ma akurat całkiem sporo czasu na to czekanie. I z całą pewnością ma wielką ochotę na władzę.

Jakim jest człowiekiem Czarnek, który być może w przyszłości będzie rządził PiS i Polską? Wiele od jego osobowości i mentalności zależy, wobec czego warto je bliżej poznać. Niestety, nie było mi dane poznać Czarnka osobiście (studiowałem na KUL kilka lat przed nim), lecz pięć lat spędzonych w Lublinie i na KUL daje mi jako takie pojęcie o panujących tam wyobrażeniach o świecie i formacji ideowo-moralnej przedstawicieli tego środowiska. I chociaż moje dywagacje mają wartość jedynie jako pewna hipoteza, to przecież nie jest wyssana z palca, lecz opiera się na kilku latach społecznych i towarzyskich doświadczeń. No i dodatkowo na śledzeniu politycznej działalności Czarnka, obfitującej w popisy zadowolonego z siebie obskurantyzmu i zdumiewającej arogancji.

KUL jest pełen „chłopaków z awansu”, czyli ludzi, którzy wywodząc się z biednych środowisk, otrzymali w Kościele i na kościelnej uczelni pomocną dłoń oraz życiową szansę. Kościół, którego częścią jest KUL, złożył im ofertę niemal zupełnego zabezpieczenia życiowego oraz znacznego awansu społecznego pod warunkiem pełnego posłuszeństwa i gorliwego wypełniania zadań służących pomnażaniu chwały i potęgi Kościoła i katolicyzmu. Jednym słowem: bądź wierny i korzystaj!

Czarnek jest jednym z tych ludzi. Mentalnie niczym nie różni się od księży i jest przez kulowskich księży traktowany jak swój człowiek, czyli ktoś w rodzaju księdza bez święceń, który dzięki swemu świeckiemu statusowi może swobodniej działać na rzecz Kościoła w nieprzyjaznym środowisku państwa i pośród nieposłusznych wobec biskupów środowisk społecznych.

To chciałbym podkreślić z całą mocą: rządy Czarnka – czy to w partii, czy to w państwie – oznaczać będą rządy Kościoła. To, że Czarnek nie nosi koloratki, nie znaczy, że coś go od biskupów oddziela. Nie oddziela, a w dodatku trzyma z najtwardszą kościelną konserwą, na czele z Tadeuszem Rydzykiem.

Czy Czarnek i jemu podobni służą najbardziej zacofanemu i zdemoralizowanemu odłamowi Kościoła z oportunizmu połączonego z wdzięcznością za awans społeczny? To byłoby zbyt proste. Oczywiście Czarnek jest karierowiczem i jest zepsuty oraz cyniczny. Cały jego cyniczno-protekcjonalny styl bycia i bezczelność prowincjonalnego lalusia szczującego przedziałkiem o tym świadczą. Takich ludzi jest jednakże na zapleczu Kościoła mnóstwo. Czarnek jest raczej typowy niż wyjątkowy. Ogólnie panuje tam styl, który można by określić jako „chamstwo zakrapiane wodą kolońską”.

Pełno jest tam takich wymuskanych rozerotyzowanych książątek-księżątek oraz ich niekonsekrowanych koleżków. Dużo się bawią, dużo jeżdżą do fajnych krajów, mają dużo pieniędzy i wielu partnerów. Każdy, kto choć trochę zna środowisko kościelne, wielu takich spotykał i o wielu innych słyszał. Ale to bynajmniej nie wszystko. Bardziej inteligentni spośród tych kościelnych bon-vivantów mają też poglądy. I te poglądy zapewne znaczą więcej niż ogólne zepsucie. Czarnek należy do tych inteligentniejszych książątek Kościoła. Ma swoje poglądy i święcie w nie wierzy. Ani myśli ich modyfikować, bo jest mu dobrze, a nawet bardzo dobrze, więc po co miałby sobie coś komplikować?

Jakie to poglądy? Przykro mi, lecz szczelne, konsekwentne i nieprzemakalne. Ich dogmatem i aksjomatem jest twierdzenie, że Kościół katolicki jest jedyną trwałą potęgą tego świata, a jego siła i trwanie są dowodem na to, że stoi za nim zamysł samego Boga. Dlatego Kościół nie musi być cnotliwy. Należy mu się posłuszeństwo niezależnie od tego, co wyczyniają poszczególni księża. Im zresztą naprawdę wolno więcej. Bo co wolno wojewodzie, to nie tobie…

Kościół ma za sobą Boga i zawsze w ostatecznym rozrachunku zwycięży. Stoi ponad prawem i ponad państwem (nie mówiąc już o demokracji), bo ludzie twory, takie jak państwa, a nawet narody, przemijają, a Kościół jest wieczny i zwycięski. Funkcjonuje w innym porządku i inne się do niego przykłada miary. A właściwie w ogóle nie należy przykładać do niego miar. Od osądzania biskupów jest Bóg, a nie ludzie.

Kościół jest nie tylko ramieniem Boga, lecz również ostoją zdrowego rozsądku. Bo to chyba jest oczywiste, że chłop jest chłopem, a baba babą. To chyba jest oczywiste, że jest cywilizacja i jest bezbożna barbaria. To chyba oczywiste, że najpierw jest Bóg i boże prawo, a potem ludzie porządki. To chyba oczywiste, że najpierw jest kapłan, a potem świecki urzędnik. Właśnie ta „oczywistość” czy bezalternatywność jest istotą tej mentalności. Nasłuchałem się dziesiątek takich peror i tromtadracji kulowskich księży profesorów. Czarnek jest ich wiernym uczniem.

Poczucie własnej wyższości i umocowania w nadprzyrodzonej potędze Kościoła sprawia, że tego rodzaju ludzie Kościoła jak Przemysław Czarnek przy całym swoim fundamentalizmie odznaczają się swego rodzaju pańską łaskawością. Wielki pan nie pozwala sobie ani na gniew, ani na okrucieństwo. Rządzi mocą swego autorytetu, nie oglądając się na zasady i przepisy. Jest jak mały bóg – nie musi się tłumaczyć i nie podlega ocenie. Reprezentując dużego Boga, może być cierpliwy i wyrozumiały dla maluczkich i błądzących. Jest jak ojciec – zwykle łagodny, a tylko gdy trzeba, surowy i karzący.

We własnym wyobrażeniu Czarnek jest mędrcem reprezentującym nadprzyrodzoną i pouczoną przez objawienie mądrość Kościoła, a jednocześnie dobrym panem i protektorem swoich podwładnych. Nie jest przeciwko nikomu, jeśli tylko okazuje mu się posłuszeństwo. Bóg stworzył geja, więc i gej jest dobry. Ale tylko wtedy, gdy jest pokorny. Prawdziwy katolik nie może być i nie jest homofobem. Po prostu ułomny na swej seksualności gej musi znać swoje miejsce, a nie pchać się z drugim do małżeństwa i nie wiadomo, gdzie jeszcze. Prawdziwy katolik nie może też być antysemitą, lecz i Żyd będzie się cieszył należnymi mu prawami tak długo, jak długo okazywać będzie pokorę.

Bo pokora jest kluczem do ładu tego świata. Każdy ma swoich „zależnych” (choćby była to tylko jego żona i dzieci) i każdy ma swojego pana. A wszyscy razem mamy jednego Pana, Boga najwyższego. I tych boskich praw żadna ludzka moc nie może zmienić. Kto podnosi rękę na wieczny ład świata, na Kościół i jego biskupów, ten rzuca wyzwanie samemu Bogu. Biada mu!

Czarnka karmiono na KUL tym samym, co i mnie. Słyszał, że jesteśmy ostoją „cywilizacji łacińskiej” i „przedmurzem”, broniącym chrześcijaństwa przed azjatycką nawałą. Słyszał, że komunizm to bezbożnictwo o azjatyckich (w tym żydowskich) źródłach i zadaniem ludzi cywilizowanych jest ze wszystkich sił przeciwstawiać się dzikości i bezeceństwu tego czerwonego azjatyzmu, które jest igrzyskiem szatana. A że Zachód dawno już – co najmniej od czasów reformacji – uległ szatańskim podszeptom, musimy toczyć naszą walkę na dwa fronty. Jeden to Wschód, uosabiany przez Rosję (azjatycką despotię, komunizm, a częściowo również wypaczenia i odszczepieństwo prawosławnego chrześcijaństwa), a drugi to Zachód (poddany infiltracji komunistycznej, głównie za sprawą wypaczonego, zateizowanego żydostwa). Uczono nas ponadto, że walcząc z „Azją” i „marksizmem” (teraz się mówi „neomarksizmem”), nie jesteśmy przeciwko komukolwiek, lecz bronimy człowieczeństwa jako takiego i każdej jednostki – osoby ludzkiej.

Serce Czarnka jest szerokie i pojemne. Jest to serce pańskie, a właściwie wedle chłopskiego wyobrażenia o pańskości ukształtowane. Czarnek szczerze pragnie być dobrym panem i uczyni wszystko, aby udowodnić, że nim jest. Za lojalność będzie płacił łaskami. A za nielojalność karał tym, co ma pod ręką, nie oglądając się na prawo i sprawiedliwość. A nienawiść zachowa tylko dla tych, którzy dadzą mu odczuć, że w głębi duszy nie jest żadnym tam panem, tylko małym, wystraszonym Przemusiem znikąd.