Kochajmy TikToka!

Jako namiętny użytkownik TikToka zadaję sobie pytanie, czy przeglądając podane mi przez algorytm treści przez około godzinę dziennie, uczę się więcej, niż w dzieciństwie spędzając sześć godzin w szkole. Pewności nie mam, ale wydaje mi się, że TikTok wygrywa ze szkołą. Tyle że dzisiaj więcej rozumiem i przyswajam, więc łatwiej mi dbać o kondycję swojego wykształcenia ogólnego. Mam też większy i świadomy wpływ na to, co oglądam, podczas gdy w szkole większość czasu się marnuje, i to w dodatku podlegając przy tym przymusowi słuchania złego nauczyciela. Dojrzały wiek i częściowa kontrola nad treściami, które przyjmuję, dają mi przewagę nad sobą samym z czasów szkolnych.

Pytanie „TikTok czy szkoła?” nie ma wiele sensu w odniesieniu do kogoś, kto szkołę dawno już ukończył i nigdy do niej nie wróci. Lepiej zapytać, czy dla współczesnego ucznia większą wartość ma czas spędzony na TikToku niż w szkole. Oczywiście ani internet nie zastąpi szkoły, ani szkoła internetu. Chodzi mi wyłącznie o wąsko rozumiany efekt w postaci przyrostu wiedzy.

Rzecz jasna, oglądanie bzdur niczego nie uczy i jeśli algorytm podsyła uczniowi same wygłupy jego rówieśników, przeplatane złą muzyką, którą lubi, to niczego z tego się nie nauczy. Algorytm łatwo jednakże można podkarmić dobrymi treściami. I to właśnie mam na myśli. Dzięki wyszukiwarce można bez trudu wyłowić z TikToka kilkadziesiąt serii różnego rodzaju wartościowych poznawczo kanałów i je zasubskrybować. Można to zrobić z pomocą rodziców, a także samej szkoły. W takim wypadku uczeń miałby w kieszeni liczne, konkurencyjne dla szkoły „grono pedagogiczne”, które dostarczałoby mu wiedzy w malutkich porcyjkach, zwykle atrakcyjnie podanej, jakkolwiek czasami z nieco słabszym certyfikatem wiarygodności w porównaniu ze szkołą. No, chyba że kanał prowadzi prawdziwy specjalista czy naukowiec, a takich programów przecież nie brakuje.

Nietrudno skomponować zestaw filmów na TikToku, przy których nagrania jeden do jednego z lekcji w przyzwoitej szkole wyglądać będą żałośnie. Jeśli naprawdę porównywać jakość, to w zasadzie nie ma czego porównywać. Problematyczna jest nie jakość, lecz dobór i uporządkowanie materiału oraz sposób, w jaki młody człowiek z nim obcuje i go absorbuje. W uczeniu się obok właściwego doboru treści kluczowe znaczenie ma koncentracja uwagi i motywacja do nauki. Czym poważniejsza treść, tym trudniej się na niej skupić i ją zrozumieć. Czym przyjemniejsza i bardziej wciągająca forma, tym mniej ambitna treść.

No i właśnie to poszukiwanie balansu między treścią i formą gwiazdom popularyzacji wiedzy na TikToku wychodzi naprawdę dobrze, dając im przewagę nad zwykłymi nauczycielami. Ba, na rzecz nauki z TikToka przemawia w dodatku nieco krępujący fakt, że wiele kanałów edukacyjnych prowadzonych jest przez zawodowych nauczycieli. Wpuszczanie TikToka do edukacji oznacza więc zaproszenie do siebie konkurencji, i to najczęściej silniejszej konkurencji. Czy wiele szkół stać na taką wspaniałomyślność?

Nie wiem, ale jestem pewien, że zaprzyjaźnienie się rodziców i szkoły z TikTokiem wyszłoby wszystkim na dobre. Pytanie, czy dzieci pozwoliłyby na to, żeby modyfikować ich subskrypcje i dokarmiać algorytm na ich profilu wartościowymi subskrypcjami i wyszukiwaniami. Pewnie średnio by im się to podobało. No ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby na użytek nauki mieć specjalne konto.

Tak czy inaczej, zamiast psioczyć na dzieci tracące czas na guilty pleasures w mediach społecznościowych, lepiej postarać się wykorzystać ich potencjał. A swoją drogą pod jednym względem TikTok i inne platformy wyręczyły już w znacznym stopniu oficjalne szkolnictwo. Dzieciaki znają dziś angielski. A skąd się ta bezcenna zdobycz kulturowa wzięła? No właśnie. I podobnie może być z innymi obszarami wykształcenia. Świat jest ciekawy i dzieci są ciekawe świata. Na tym i tylko na tym buduje się prawdziwe kształcenie. Gdyby w pełni wykorzystać to, co naprawdę ciekawego w sieci już jest, i to za darmo, to kto wie, czy nie byłby to właśnie sposób na wybudzenie społeczeństwa z edukacyjnej zapaści, w której z różnych powodów natury społecznej i kulturowej w ciągu ostatniego ćwierćwiecza się znalazło. Jako belfer wierzę, że tak właśnie jest.