Kaczyński zaprasza Tuska
Ktoś mówił, że Kaczyński jest wytrawnym politycznym graczem? Jakoś ostatnie tygodnie tego nie potwierdzają. Nie dość, że spłacając haracz Rydzykowi, wypuścił z butelki demona religijnego fanatyzmu i rozsierdził polskie kobiety, próbując odebrać im szczątkowe prawo do aborcji, które jeszcze posiadają, to w dodatku wywołał z gawry niedźwiedzia i rozpędził część swojego wojska. Niedźwiedziem jest Donald Tusk, którego chce ścigać za Smoleńsk, a zluzowanym wojskiem – Solidarność, którą otwarcie zaczął krytykować i grozić: „Nie możemy pozwolić, by związkowcy weszli nam na głowę tylko dlatego, że jesteśmy im przychylni” (z wywiadu dla „Tygodnika Solidarność”).
No ładnie. Jeszcze trochę, a Kaczyński zostanie z ręką w kuwecie. W każdym razie z mitu o niezawodnym politycznym nosie Kaczyńskiego zostały strzępy. Perfekcyjny w trzymaniu partii za pysk i wywoływaniu awantur, jest bezradny, gdy chodzi o wyczuwanie nastrojów społecznych, nie mówiąc już o rządzeniu. Jest też bezradny w stosunku do Tuska, który wyrósł na męża stanu o światowym formacie (a znamy wszak takie wcielenia Tuska, które bynajmniej tego nie zapowiadały), podczas gdy biedny Kaczyński ma status lokalnego dyktatorka o międzynarodowej renomie godnej bohatera komedii Fredry lub Moliera. To będzie pojedynek zawodowego boksera z wiejskim osiłkiem. Wynik jest łatwy do przewidzenia.
Dopiero co pisałem, że Tusk musi wrócić i stoczyć bój z Kaczyńskim, jeśli chce zapisać się w historii Polski. Musi stanąć do wyborów prezydenckich i wygrać z człowiekiem Kaczyńskiego. Teraz to sam Kaczyński zaprasza Tuska. W wywiadzie dla „Polska. The Times” rzuca wyzwanie swemu wrogowi, zapowiadając, że nie poprze jego kandydatury na drugą kadencję na stanowisku Przewodniczącego Rady Europejskiej; prokurator może mu wszak postawić „jakieś zarzuty”. A w ogóle „Tusk to wielki problem”. Oj, problem, problem… Co więcej, Kaczyński zapowiada, że będzie ostrzegał Unię przez „ewentualnymi problemami” z Tuskiem.
To absolutnie niesłychane i w historii dyplomacji nieznane, aby kraj ostrzegał świat przed swoim byłym przywódcą. Kaczyński najwidoczniej uważa Tuska za krwawego dyktatora, którego obalił i zmusił do ucieczki za granicę. Za mądry to jednak ten nasz pan naczelnik nie jest. Nie dość, że wzmocnił tymi bredniami Tuska, który na tę drugą kadencję tym bardziej może teraz liczyć, to jeszcze uzyskał tyle, że przywódcy europejscy będą patrzeć przez palce na zaangażowanie krajowe byłego premiera. Musi się przecież bronić i bronić Polski przez zapaścią. Dlatego Tusk będzie mógł teraz działać bardziej otwarcie. Zaczął po mistrzowsku, zapraszając Kaczyńskiego do debaty. Kaczyński może tylko odmówić, a tym samym przegrywa walkowerem. Po tym pierwszym zwycięstwie przyjdą następne. Gdy Tusk zobaczy, że koledzy nie mają do niego pretensji z powodu komentowania poczynań PiS, to nic go już nie powstrzyma. A jak się rozochoci i pokaże całą swoją wilczą bezwzględność oraz lisi spryt, to z PiS zostaną tylko dwudziestoprocentowe wióry.
Co ma Donald Tusk w kraju? Bo Platformy już właściwie nie ma. Schetyna po swojej deklaracji, że od teraz będzie prawicą, stał się już de facto sojusznikiem Kaczyńskiego. W rywalizacji z kolosem rozpadająca się Platforma może już być tylko ujadającym kundelkiem, którego pan przygarnie i pogłaszcze, jak mu się zachce. Dlatego na Platformie wszyscy, oprócz osobistej gwardii Schetyny, położyli już krzyżyk. Również wyborcy przenieśli swoje sympatie na Nowoczesną i Petru. Ale Petru wielkim przywódcą być nie umie i nie chce. Nie buduje nawet swojej partii. Dlatego z chęcią podporządkuje się Tuskowi. Bo co mu zależy? W najlepszym wariancie może być nawet premierem z Tuskowego nadania.
Przypuszczam, że w pierwszym etapie Powrotu Tusk uruchomi Ewę Kopacz – może jedyną osobę w Polsce, której naprawdę ufa. We właściwym momencie Kopaczowa wyjdzie z PO i założy coś, co stanie się zapleczem dla Tuska. No i niech wtedy Kaczyński tylko spróbuje go ciągać po prokuratorach. Uczyni z niego męczennika i doda mu jeszcze chęci do zdecydowanej depisizacji w razie odzyskania władzy. Kadry PiS stulą uszy po sobie i podwiną ogony, jak tylko widmo Trybunału Stanu i czystki zawiśnie na nieboskłonie. Oj, będzie groza! Bo drugi raz na sucho rozjeżdżanie państwa nie ujdzie.
Jeśli Kaczyński nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa swoim ludziom i ściąga na nich Tuska, to przestaje być im potrzebny. A osłabiony Kaczyński, zresztą podupadający też na zdrowiu, nie przetrzyma ciosów, jakie zadać mu mogą Ziobro z Dudą i Macierewiczem. PiS zaś nie przetrzyma walki o schedę. Po prostu się rozpadnie. Struktury oparte na bezwzględnej żądzy pieniądza i bezwstydnym oportunizmie rozpadają się, gdy nie ma już jednego pana i jednej miski. A i Kościół za Kaczyńskiego umierać nie będzie. Tam też zasady są proste: kto da więcej.
Czym bardziej Kaczyński chce dopaść Tuska, tym silniejszy się on staje. Tusk będzie wręcz żywił się tym nieszczęsnym „dopadaniem”. Utuczy się jeszcze na Amber Gold i Smoleńsku, a Kaczyński schudnie. Cóż to za paradoks – Kaczyński jak koniuszy podstawia Tuskowi białego rumaka!