Pomóżmy Tuskowi, bo to gra o wszystko!
Donald Tusk wkroczył na scenę z przytupem. Wygłosił wojownicze i elokwentne przemówienie, dające nadzieję, że wreszcie opozycja nie będzie owijać w bawełnę i zacznie nazywać rzeczy po imieniu. Oczywiście od razu odezwali się symetryści i malkontenci, narzekający, że samym „antypisem” wyborów nie da się wygrać, bo trzeba oddać sprawiedliwość, przyznać się do błędów, a przede wszystkim zaprezentować program. Czy Donald Tusk miał to wszystko uczynić w pierwszym przemówieniu? I czy naprawdę ktoś podejrzewa, że PO pod jego rządami nie przygotuje programu?
Jeśli czegoś możemy się obawiać, to powtórzenia błędów z 2007 r. Pod presją krytyki i złych doradców, napominających, by „łowić szeroko”, Tusk może zdecydować się na osłabienie retoryki antypisowskiej. Wprawdzie wygląda na wściekłego i żądnego rewanżu, lecz wspomnienie nonszalanckiej rezygnacji z rozliczenia rządów PiS z lat 2005-07 wciąż jest żywe. Donald Tusk zapłacił wysoką cenę za pozostawienie Kamińskiego i odstąpienie od ścigania przestępstw sitwy Kaczyńskiego. Teraz powinien się zrehabilitować, lecz wcale nie jest pewne, że to uczyni. To zależy w jakiejś mierze od nas – polityków i komentatorów. Jeśli będziemy go powstrzymywać, przestępcom znów się upiecze.
Bo generalnie politycy boją się zdejmować parasol ochronny znad głów skorumpowanych i zdemoralizowanych kolegów, gdyż nigdy do końca nie wiedzą, jakie są na nich kwity, a poza tym działa – nawet podświadomie – solidarność zawodowa. Każdy się obawia, co mu zrobią wrogowie, gdy ewentualnie kiedyś będą w stanie się zemścić.
Mam jednakże nadzieję, że Donald Tusk dobrze przemyślał sobie własną niefrasobliwość i doprowadzi swój bój z Kaczyńskim do zwycięskiego końca. A przy okazji pomoże obalić PiS, odbudować państwo, uratować nas przed zwasalizowaniem wobec Rosji i ukarać rzesze reżimowych przestępców.
Niestety, retoryka Tuska wydaje się niepełna. Wciąż tematem tabu jest agenturalność PiS i jego całkowite uwikłanie w plany Rosji, kontrolującej polską politykę metodami wywiadowczymi i dywersyjnymi. Dziennikarze (Piątek, Rzeczkowski i kilku innych) wykonali ogromną pracę, aby prześwietlić sprawki Macierewicza, Kaczyńskiego, Morawieckiego czy Rydzyka. Udowodniono, że za aferą taśmową stali Rosjanie i agenci związani z Mariuszem Kamińskim. Udowodniono, że Kaczyński, Macierewicz i Rydzyk byli co najmniej sterowani przez rosyjskich agentów, a przede wszystkim – że całą swoją działalnością służyli politycznym interesom Rosji i Putina, który dąży do skłócenia Polski z Zachodem i usunięcia naszego kraju z Unii Europejskiej.
Sądzę, że mamy dość dowodów, aby otwarcie nazywać Kaczyńskiego i jego ludzi funkcjonujących jako rosyjscy agenci wpływu zdrajcami ojczyzny. Tusk nie odważył się tego zrobić. Zatrzymał się na epitecie „złodzieje”. To również jest ważne. Niech jeździ po kraju i przypomina, jak PiS bezwstydnie kradnie. Niech pokazuje, jak za plecami polityków działają regularni mafiosi, a nepotyzm i wulgarna pazerność tego reżimu przekracza wszystko, co znamy z dziejów Polski. To może nawet jest ważniejsze niż mówienie o bezprawiu i niszczeniu instytucji, bo ogół społeczeństwa nie jest na to szczególnie wrażliwy.
Wciąż jednakże nie zaistniała w przestrzeni publicznej problematyka bezpieczeństwa państwa w obliczu zagrożenia, jakie stwarza głęboka infiltracja reżimu i instytucji przez agenturę rosyjską. Ludzie niby wiedzą, że Rosjanie robią, co chcą, i mają do wszystkiego dostęp, lecz wciąż nie zdają sobie sprawy z tego, że obecna władza jest posłuszna ich woli i czyni, chcąc nie chcąc, dokładnie to, czego sobie na Kremlu życzą. Po prostu Polacy się jeszcze nie zdążyli przestraszyć.
Jeśli Tusk traktuje swoją misję poważnie, nie powinien tej fundamentalnej kwestii przemilczać. Tym bardziej że jeśli nie on, to kto? Tylko Tusk ma wiedzę i autorytet, które sprawią, że ludzie będą słuchać z uwagą, gdy zacznie oskarżać Kaczyńskiego i jego pomagierów o zdradę państwa. Coś, co dzisiaj może się wydawać ekscentryczną przesadą, a nawet histerią, po kilku miesiącach upartego powtarzania zdoła dotrzeć do umysłów i serc Polaków, wywołując właściwą reakcję zaniepokojenia i oburzenia.
Donald Tusk ma niepowtarzalną okazję, aby narzucić nowe tematy debacie politycznej. Niechaj wreszcie stanie się nią bezpieczeństwo Polski w kontekście rozpanoszenia agentury rosyjskiej pośród wierchuszki reżimu Kaczyńskiego i Kościoła. Jeśli mamy jeszcze kiedyś odzyskać jakieś miejsce w europejskim systemie bezpieczeństwa, opartym na wspólnocie politycznej i cywilizacyjnej, trzeba energicznie działać już teraz. Za chwilę bowiem brama na Zachód się zatrzaśnie i pozostaniemy – jako wyrzutki i renegaci – sam na sam z Rosją. I nie będzie za nami płakał ani Paryż, ani Waszyngton. Ani nawet Berlin.
Mało kto zdaje sobie dzisiaj sprawę z powagi sytuacji. Żaba gotuje się powoli i jeszcze nie zauważyła, że za chwilę umrze w ukropie. A chwila ta zbliża się nieuchronnie. Dzieją się rzeczy nie do pomyślenia jeszcze kilka lat temu. Władze Polski podpisują wspólne oświadczenia z ekstremistycznymi partiami interesów Putina w Parlamencie Europejskim. Rząd porozumiewa się niezabezpieczonymi kanałami komunikacji, bo bardziej boi się polskich służb niż Rosjan i hakerów. Jawne, nagrane przestępstwa samego przywódcy reżimu nie wywołują żadnych konsekwencji prawnych ani politycznych. Nazistowskie wypowiedzi hierarchy kościelnego nie spotykają się z żadną reakcją – ani społeczną, ani instytucjonalną. Faszyzm znajduje się pod opieką reżimu, który hojnie go dotuje, osłania i nagradza dygnitarskimi posadami. Agresywny fundamentalizm religijny sterowany z zagranicy osadza się w centrum państwa i wywiera bezpośredni wpływ na stanowione prawa. System edukacji zamienia się w ośrodek brutalnej propagandy religijnej i politycznej. Niezależne media są przejmowane przez reżim i pacyfikowane. Media publiczne zlikwidowano i zamieniono w tuby propagandy rządowej. Sądownictwo i aparat ścigania są zastraszone i dyspozycyjne wobec władzy partyjnej. I tak dalej.
Do tego wszystkiego właściwie już przywykliśmy. I to nasze przywyknięcie, maskujące bezradność i bezsilność, w połączeniu z zobojętnieniem Zachodu, dla którego jesteśmy już na powrót daleką wschodnioeuropejską dyktaturą, kontrolowaną przez Rosję i Watykan, sprawiają, że tracimy niepodległy byt i ostatecznie zaprzepaszczamy dziejową szansę, którą przyniósł nam rok 1989. To wszystko się dzieje naprawdę. A Donald Tusk jest jedynym, który może to ludziom dobitnie i skutecznie wytłumaczyć. Ta gra, w którą wszedł dziś Donald Tusk, to nie jest ostatnia runda jego osobistej wojny z Kaczyńskim. To jest gra o wszystko. O całą naszą przyszłość. A więc, Donaldzie, nie spieprz tego! A my – jeśli nie umiemy pomóc, to przynajmniej nie rzucajmy Tuskowi kłód pod nogi.