„Mental” Nawrockiego
Zjawisko, jakim jest nacjonalistyczny i klerykalny populizm, ludzi odpornych na egzaltowaną retorykę, a zwłaszcza tych bardziej zorientowanych w polityce, przede wszystkim brzydzi i odstręcza. Nie ukrywam, że dotyczy to również mnie. Taka niechęć utrudnia zrozumienie, ale go nie uniemożliwia. Mam to szczęście, że przez pięć lat studiów na KUL tkwiłem po uszy w prawicowym „mentalu” i rozumiałem go całkiem spontanicznie. Miałem wokół siebie takie osoby jak Piotr Semka, Artur Zawisza, Jacek Łęski czy Ryszard Czarnecki – by wymienić tylko tych znanych. I choć byłem sam ze swoim poparciem dla KOR-owców i ich zwolenników w Solidarności, to nie odczuwałem żadnej nieprzyjemnej presji ani opresji.
Nie było wtedy jeszcze ani polaryzacji, ani „hejtu”. Obalenie „komuny” było jasnym i wspólnym celem, a reszta była „do dyskusji”. Potem znalazłem się w Krakowie i muszę powiedzieć, że co najmniej do połowy lat 90. było tam podobnie. I mam nadzieję, że kiedyś ta względnie przyjazna atmosfera życia publicznego i towarzyskiego jeszcze powróci. Nie dziś, nie jutro, ale kiedyś.
Dzięki tamtym pięknym czasom, pomimo swojego oddalenia od „prawicowych klimatów”, zachowałem zdolność empatii i współczucia. Dlatego mogę w miarę bezstronnie i bez emocji odtworzyć to, co ludzie pokroju Przemysława Czarnka czy Karola Nawrockiego mają w głowach i sercach. Tyczy się to również „odmiany krakowskiej”, czyli takich ludzi jak Zbigniew Ziobro czy Andrzej Duda.
Owszem, są tu rozmaite warianty, lecz te różnice są dość błahe w porównaniu z czasami przedwojennymi. Nie ma już „endeków”, „piłsudczyków” czy „ludowców”. Wszystko mniej więcej zlało się w jedno i zubożało. Współcześni „pisowcy” nie przebierają w lekturach – czytają i chłoną wszystko, co identyfikują jako „narodowe” i „patriotyczne”. Nie obchodzą ich już tak bardzo nieaktualne wszak dzisiaj „zagrożenia”, na czele z Żydami i Rusinami (Ukraińcami). Nie popieraliby już getta ławkowego dla Żydów ani niszczenia cerkwi. Nie wsadzaliby też przeciwników politycznych do więzienia. No więc – co mają w głowach?
- Światopogląd. Światopogląd mają szczery i prosty. Są przekonani, że świat jest odwiecznie urządzony tak, a nie inaczej, czyli że pewne rzeczy są w nim naturalne i wieczne, a inne są tylko odstępstwami, wynaturzeniami i efemerydami. Wszystko musi się dziać „zgodnie z naturą”, np. mężczyźni mają pełnić rolę przypisane mężczyznom, a kobiety – te przypisane kobietom. W związku z tym uważają, że ludzie powinni się dość wcześnie pobierać i mieć raczej więcej niż mniej dzieci, w przeciwnym razie będzie mniej „naszych” i powoli zaczną nas wypierać obcy. Dlatego nie lubią przemian obyczajowych i wspierającego je prawodawstwa. Naprawdę sądzą, że naród powinien być w miarę jednolity i złożony z podobnych do siebie rodzin. Jeśli do tego – z zachowaniem pewnej dozy demokracji i swobód obywatelskich – będą w życiu publicznym funkcjonować jakieś niepodważalne autorytety (kościelne i państwowe), to morale społeczeństwa będzie niejako samo się regulować, bez konieczności „postępowych” polityk. Lepiej wychowywać ludzi w wierze w Boga i miłości do ojczyzny niż w duchu kosmopolityzmu, wolności i równości rozumianej jako równe traktowanie przez państwo tego, co swojskie, tradycyjne, narodowe, oraz tego, co obce, importowane bądź ekscentryczne i wyzywające.
- Religia. Prawie nie spotyka się dzisiaj ludzi, którzy naprawdę wierzą, że zejdzie z nieba Jezus i osądzi żywych i umarłych, jednych odsyłając do piekła, a dla innych urządzając raj pod swoją komendą. To się skończyło. Nadal jednak osoby, o których mówimy, są przekonane, że istnieje istota kierująca światem, która to dwa tysiące lat temu zesłała na ziemię swoje ludzkie wcielenie. Stało się to w łonie narodu żydowskiego, ale innego niż ten obecny, ukształtowany z tych, którzy nie uwierzyli w Jezusa. Kościół katolicki może jest i grzeszny w sensie ludzkim, ale mimo to jest ze wszystkich organizacji religijnych najbliżej prawdy o sprawach nadprzyrodzonych i najbardziej konsekwentnie głosi zasady miłości bliźniego. Chrześcijanie, a zwłaszcza katolicy, najbardziej ze wszystkich wspólnot wyzbyli się dzikości i okrucieństwa, a stworzona przez nich cywilizacja góruje nad innymi. Trzeba więc – mimo wszystkich nadużyć i problemów – szanować Kościół i słuchać jego nauk, bo niczego lepszego nie mamy.
- Polska. Polska narodziła się wraz ze chrztem Mieszka w roku 966 i w krótkim czasie stała się krajem Polaków katolików, szczególnie ważnym dla dziejów chrześcijaństwa. Historia Polski jest chwalebna i pełna wydarzeń i postaci, z których powinniśmy być dumni. Polska nigdy nie krzywdziła innych narodów, na nikogo nie napadała, przeciwnie – Polacy zawsze walczyli o słuszne sprawy i o wolność, także cudzą. Przetrwanie narodu i odrodzenie państwa było możliwe dzięki autentycznej i żarliwiej wierze katolickiej oraz przewodnictwu Kościoła, który zawsze był z narodem. Polska naprawdę jest w jakimś sensie krajem wyjątkowym. Niestety inne narody wciąż tego nie doceniają, wobec czego trzeba do nich dotrzeć z przesłaniem o polskich bohaterach i polskich sukcesach.
- Polityka. Naród ma prawo do suwerenności i rządzenia się w sposób egoistyczny, to znaczy stawiający swój interes ponad wszystko. Władza powinna mieć mandat społeczny pochodzący z wyborów, lecz samo sprawowanie władzy powinno być sprawcze, zdecydowane i jednoznacznie nakierowane na podtrzymywanie świadomości narodowej, wspieranie kultu katolickiego i kultu narodowej polskiej państwowości. Tylko niewzruszone gwarancje ciągłości narodowego i katolickiego ukierunkowania retoryki państwowej i kontrolowanej przez państwo edukacji zapewnią trwanie suwerennego państwa narodowego.
- Gospodarka. Życie gospodarcze powinno być wolne, to znaczy oparte na swobodzie działalności gospodarczej i konkurowania. Niemniej państwo powinno mieć kontrolę nad strategicznymi dziedzinami gospodarki, jak surowce i energia. Każdy Polak powinien mieć prawo założyć firmę, a regulacje w tym zakresie powinny być proste i oszczędne, ułatwiające życie przedsiębiorcom. Gdy jednak w grę wchodzi interes państwa, tam musi być ono uprzywilejowane. Również we współpracy międzynarodowej i handlu trzeba dążyć do maksimum swobody przepływów siły roboczej i towarów, ale tylko do momentu, w którym nie szkodzi to jakiemuś obszarowi gospodarki narodowej. Gdy taka nierównowaga czy szkoda ma miejsce, państwo powinno bezwzględnie chronić cłami i temu podobnymi narzędziami interes polskich przedsiębiorców.
I to właściwie byłoby na tyle. Prawie każde z napisanych wyżej zdań jest fałszywe. Tak po prostu. Prawicowy „mental”, wypełniający umysły Kaczyńskiego, Morawieckiego, Brudzińskiego czy Nawrockiego, a także milionów ich wyborców, to papka złożona z wycinkowych prawd, kłamstw, mitów i moralnie dwuznacznych roszczeń, a wszystko to podlane jest narcystyczną egzaltacją, która tak łatwo dochodzi do głosu pod postacią taniego patosu patriotycznych czy raczej nacjonalistyczno-religijnych uroczystości.
Taki przykładowy Karol Nawrocki nie jest inny niż my. Jest po prostu wychowany pośród kłamstw, mitów i niedorzeczności. Zamknięty w wielkiej bani, wypełnionej fantazmatami, z których jak miliony jemu podobnych buduje substancję swojej tożsamości. W zasadzie nie zna niczego innego. Niczego innego nie czyta, z niczym innym się nie zetknął. Jego świat to podgrzany narcystycznymi wzruszeniami balon wypełniony miazmatami średniowiecza i romantycznego katolickiego nacjonalizmu rodem z XIX w. Nie wie, że są to wszystko baśnie, iluzje i zmyślenia. Ani nawet tego, że setki innych ludów, w tym sąsiednie, mają bardzo podobne legendy, tylko z trochę innymi bohaterami.
To wszystko są duże dzieci bawiące się na wielkim placu zabaw, zabawkami podsuwanymi im bardziej czy mniej cynicznie przez ideologów produkujących na potrzeby walki politycznej, walki o prestiż i w ogóle „rząd dusz” dyskurs religijny, nacjonalistyczny i parahistoryczny. Wielu z nich naprawdę w to wszystko wierzy. Nie są nawet szczególnie cyniczni, jakkolwiek przypisują sobie prawo do retorycznych manipulacji, a także do nadużywania prawa i stanowisk, jeśli jest to konieczne dla odepchnięcia „obcych ideologii”.
I co można z tym zrobić? Moje długie doświadczenie borykania się z katolickimi nacjonalistami podpowiada mi tylko jedną odpowiedź: cierpliwie, punkt za punktem, tłumaczyć. Spokojnie i konsekwentnie. Jestem pewien, że gdyby przyszło mi spędzić z Karolem Nawrockim tydzień na wczasach czy jakiejś wycieczce i każdego dnia rozmawiać z nim przez kilka godzin, to balon rozbuchanej dziecinnej wyobraźni sflaczałby efektownie. Tłumaczenie, że świat jest skomplikowany, a historia najczęściej zupełnie inna, niż opowiadają w szkołach dzieciom niemieccy, rosyjscy czy polscy nauczyciele, to ciężka i często niewdzięczna praca. Trzeba być bardzo cierpliwym i trzymać nerwy na wodzy. Misja trudna, aczkolwiek nie beznadziejna.
Przez najbliższe pół roku będziemy słuchać z ust Karola Nawrockiego lepszych lub gorszych przemówień o treści 1-5 (patrz wyżej), napisanych przez bardziej czy mniej zdolnych wynajętych pisarzy, zapewne zresztą niespecjalnie siedzących w tej bańce. Czy kampania wyborcza jest właściwym miejscem i czasem, aby prostować różne kłamstwa i przypominać, że mity są mitami? Pewnie nie. To ryzykowne zajęcie i nie pomaga wygrywać wyborów. Wygrywa się pozytywnymi hasłami, korzystnym wizerunkiem i charyzmą. Szkoda. Praca organiczna jest taka nieefektowana! Cóż mi pozostaje? Muszę robić swoje, wierząc, że tu i tam w baloniku uda się choć małą dziurkę zrobić i trochę z niego tego słodkiego zaduchu spuścić.