Zawalczmy o edukację zdrowotną w szkole!

Wygląda na to, że na skutek histerycznej kampanii pod hasłem „seksualizacji dzieci” rząd wycofuje się rakiem z bardzo potrzebnego i odważnego projektu wprowadzenie do szkół podstawowych i ponadpodstawowych nowego przedmiotu „Edukacja zdrowotna”. Ma on być na razie nieobowiązkowy. To niemalże zapowiedź kapitulacji. Rodzice i dziadkowie, a przede wszystkim sama młodzież – wszyscy powinniśmy „postawić się” Kościołowi, skrajnym organizacjom religijnym oraz ich politycznym rzecznikom. Powinniśmy wesprzeć rząd i dodać mu odwagi, a w szczególności wesprzeć ministrę edukacji, aby edukacja zdrowotna stała się obowiązkowym przedmiotem szkolnym.

Trudno wskazać przedmiot bardziej potrzebny i realizujący tak realny i żywotny interes tak poszczególnego ucznia/uczennicy, jak i całego społeczeństwa. Warto to sobie uświadomić. Dzięki wiedzy, którą otrzymają uczniowie na dobrze poprowadzonych lekcjach tego przedmiotu, będą mieli szansę żyć dłużej i uniknąć wielu dolegliwości. I jakkolwiek zabrzmiałoby to cynicznie – kształtowanie „postaw prozdrowotnych” oznacza sukces epidemiologiczny i oszczędności dla systemu ochrony zdrowia. Oznacza też poprawę katastrofalnej sytuacji demograficznej, bo zdrowi i świadomi młodzi ludzie chętniej i wcześniej zakładają rodziny.

Młodzież potrzebuje ruchu, ale potrzebuje też wiedzy i zachęty. Od dawna żyje niezdrowo – siedzi w internecie, zamiast grać w piłkę, unika chodzenia na w-f, je chipsy, pije napoje gazowane, tyje i cierpi na skrzywienia kręgosłupa i alergie. A potem dorasta, z nadwagą na dzień dobry i bez wykształconych dobrych nawyków żywieniowych. Na to nakłada się picie alkoholu i przepracowanie, a w konsekwencji, gdy już trzeba zakładać rodzinę (często niestety już dobrze po trzydziestce), to ujawniają się problemy z płodnością. Chyba tylko stan uzębienia młodzieży uległ poprawie w porównaniu z pokoleniami rodziców i dziadków. Wszystko to jest dramatyczne i kompletnie bez sensu. Bez sensu – bo da się to zmienić.

Dziecko ma nie tylko potrzebę, ale i prawo dowiedzieć się, jak należy dbać o zdrowie. Wbrew pozorom nie są to banały, które można sobie w pięć minut „wygooglać”. Internet pełen jest mało wiarygodnych i nieraz sprzecznych treści i porad zdrowotnych. Młodzi ludzie zupełnie się w tym gubią.

Co więc powinno się znaleźć w programie „Edukacji zdrowotnej”?

Warto potraktować ten przedmiot jako coś w rodzaju propedeutyki medycyny – tak aby absolwent liceum wiedział, jak (z grubsza) działa organizm, jakie są najczęściej występujące choroby, skąd się biorą i jakie są ich objawy, na jakie objawy chorobowe powinno się zwracać uwagę i z czym należy iść do lekarza. Z powodu jakichś kulturowych atawizmów w Polsce traktuje się wiedzę medyczną niczym wiedzę tajemną, której trzeba strzec przed niepowołanymi profanami.

To absurd! Ludzie powinni wiedzieć, jak szukać w internecie wiarygodnej informacji i jak samodzielnie przygotować się do wizyty u lekarza, notując objawy i (ewentualnie) wykonując odpowiednie testy w medycznym laboratorium diagnostycznym. Trzeba nauczyć młodych ludzi nazywania objawów i wiązania ich z kardynalnymi procesami i zjawiskami patologicznymi, jak procesy zapalne, rozwój infekcji, uszkodzenia mięśni i ścięgien, reakcje alergiczne.

Nieodzowne jest przekazanie uczniom wiedzy o profilaktyce i prewencji chorób cywilizacyjnych i masowo występujących, takich jak przeziębienia, grypa, covid, zatrucia żołądkowe, cukrzyca i astma, a także wady postawy i zwyrodnienia w obrębie stawów i kręgosłupa. Szkolne lekcje mogą uchronić tysiące obywateli przed zachorowaniem bądź opóźnić zachorowanie na chorobę przewlekłą, a tym samym przedłużyć ich życie. Mogą też zachęcić do szczepienia się na grypę, żółtaczkę czy zapalenie płuc. W skali narodowej mówimy o milionach osobolat życia, które „edukacja zdrowotna” może dać następnym pokoleniom.

Profilaktyka chorób to najczęściej zalecenia dotyczące ruchu, prawidłowego snu, regularnego samobadania się i badania się u lekarza (dentysta i ginekolog na pierwszym miejscu), ale także zdrowego odżywiania. Na ten temat w internecie znajdujemy istną kakofonię różnych wiadomości i porad. To trzeba uporządkować. Nauczenie młodzieży podstaw wiedzy dietetycznej i ostrzeganie jej przed nadmiernym spożywaniem cukru i żywności wysoko przetworzonej to najlepsza ochrona przed otyłością i chorobami będącymi jej następstwem. I warto to połączyć z praktycznymi umiejętnościami związanymi z kupowaniem zdrowiej i dobrej żywności oraz samodzielnym przygotowywaniem posiłków.

Edukacja prozdrowotna powinna też, rzecz jasna, obejmować problematykę zdrowia prokreacyjnego. Młodzież ma prawo wiedzieć, jak planować ciążę, a także jak postępować odpowiedzialnie w pożyciu seksualnym, aby ciąża nie była zaskoczeniem. Ta wiedza to mniej niechcianych ciąż, mniej aborcji i mniej chorób u ciężarnych, a także chorób w życiu płodowym. Posiadanie dzieci powinno być zaplanowane, tak aby w okresie poprzedzającym zapłodnienie móc odpowiednio zadbać o zdrowie – najpierw rodziców, a w konsekwencji dziecka. Czy naprawdę konserwatysta to ktoś, kto upiera się, że dzieci powinny być „nieplanowane”, czyli „jak Bóg da”? Czy sami tak postępują? No właśnie.

Edukacja zdrowotna to również korzyść dla rodziców i dziadków. Młody człowiek, który wyniesie ze szkoły pewną kulturę medyczną i świadomość odnośnie do tego, jak należy zdrowo żyć, może podzielić się tą wiedzą z rodziną, a szczególnie z najstarszymi jej członkami. Ileż starszych osób mogłoby skorzystać z tego, że wnuk albo wnuczka zachęcą je do badania się i leczenia! Nowy przedmiot szkolny w krótkim czasie poprawi stan zdrowia Polaków. Nie warto czekać – trzeba odważnie go wprowadzić, nie oglądając się na niedorzeczne protesty.