Żyd Żydowi Polakiem
Kuba Wojewódzki napisał ostatnio, że Polak Polakowi Żydem, czyli wilkiem, bo wilki nasze chodzą w żydowskich skórach. A ja sobie pomyślałem: prawda to i o polskich Żydach. Żyd Żydowi Polakiem, czyli Żydem.
Broń Boże, żeby polski Żyd nie lubił drugiego polskiego Żyda za to, że jest Polakiem. Oni wszyscy chcą być Polakami do kwadratu, najpolszczejszymi i najpolaczniejszymi pod słońcem. Bardziej polskimi od samego Macierewicza. Taki Wildstein albo Dorn to aż ociekają polskością. Nie. Polski Żyd nie lubi drugiego polskiego Żyda, bo wydaje mu się, że ten nie odnalazł właściwego sposobu, jak tu być Żydem i Polakiem jednocześnie, w kraju, gdzie mało komu się mieści w głowie, iż Żyd i Polak to nie dysjunkcja, lecz całkiem możliwa i niesprzeczna koniunkcja.
Zaiste wszystkie metody na bycie Żydem i Polakiem jednocześnie zawodzą, bo żadna z nich nie zadowoli porządnego antysemity, a to właśnie przed nim się wszyscy tak krygują i jego oczekiwania zaspokoić pragną, gdy tak poszukują swego polsko-żydowskiego modus vivendi. Zabawa ta trwa już lat 150 a jednym z jej inicjatorów był mój praszczur, rabin Izaak Kramsztyk, który w warszawskiej synagodze zaczął prawić po polsku i działał w powstaniu styczniowym, za co trzymali go w Cytadeli, a potem zesłali na Sybir. Dla części jego rodziny, która nawet po polsku nie umiała, był ekscentrykiem, igrającym z Prawem, a dla innej części i dla wielu warszawskich ziomków postępowcem i pionierem kulturalnej i politycznej polonizacji. Ci drudzy wzięli górę i mamy dziś w Polsce prawie wyłącznie Żydów-Polaków. Zresztą inaczej byłoby raczej trudno.
No i pięknie. Tylko patentów na judeopolskość wynaleziono jakby za dużo, a żaden nie jest doskonały. „Polacy wyznania mojżeszowego”, „Polacy pochodzenia żydowskiego”, „polscy Żydzi po coming oucie, interesujący się żydostwem i życiem swoich przodków”, „Polacy, którzy odkryli swe żydowskie korzenie i przeszli na judaizm”, „Polacy nie odżegnujący się od żydowskich przodków, lecz nie uważający się już za Żydów”, „Polacy-katolicy odżegnujący się od antysemityzmu z powodu żydowskiej babki” – by wymienić kilka tylko typów. A na to wszystko jeszcze nakłada się sprawa drażliwa, bo, by tak rzecz, genowa. Jedni są porządni Żydzi – spirytusowi, bo mają 100% Żyda w Żydzie. Więcej jest jednak takich wódczanych, co mają tak circa pół na pół, a całe masy, idące w dziesiątki tysięcy, to drobnica winna, tacy, co to ledwie do parunastu procent dochodzą – w sam raz dla antysemity, lecz za mało, żeby się poczuć Żydem-Żydem. Powodów do niesnasek i tożsamościowych rozterek z tego wszystkiego co nie miara.
Tak czy inaczej, wszyscy oni chcą być Polakami, a większość jeszcze do tego Żydami, i to najlepiej w sposób możliwie najbardziej „naturalny”. Niektórzy wszak chcą być tylko Polakami, a Żydami to już lepiej nie, bo na co im to? Na co Michnikowi, Smolarowi czy Wildsteinowi być Żydem? A bo to kto nie wie, że i tak nimi są? Niech im już antysemici sprawę ich żydostwa załatwią – oni już nie muszą się w temacie wypowiadać. Byłby to fajnie całkiem, ale zawsze się znajdzie jakiś złośliwy Żydek, co im to wypomni: ty, Adam, a czego ty się nie przyznasz, że jesteś Żyd, co? Wygodniej tak? – A co to, kurka, jakieś przestępstwo jest, że mam się „przyznawać”?! Niech mi antysemici i Żydzi dziadków nie wypominają – nie ich to i nie twój zakichany interes! – No, fakt, że nieładnie ludziom w życiorysach i przodkach grzebać, ale nieładnie dopiero od niedawna, mianowicie od kiedy nauczyliśmy się tłumaczyć antysemitom, że takie coś to właśnie antysemityzm. Poza tym to co: my możemy chodzić jako zdeklarowani Żydzi z podniesioną głową, robić z tego tytułu za „żywe okazy” i w ogóle mieć mnóstwo z tym zawracania głowy, a ty, Adamie czy inny Ludwiku, będziesz sobie wiecznie bimbał na swej arcypolskiej labie, ciesząc się, że antysemici całą robotę za ciebie odwalą? A weźże na siebie ten plecaczek, co i my go nosimy. – A poszedł ty won! Czy ja ci kazałem nosić plecaczek? Sam żeś go sobie zarzucił. – No dobra, ale ja to zrobiłem dla prawdy, ze względu na rodziców, dziadków, na przekór antysemitom, no w ogóle, żeby być sobą. A co, ciebie to nie dotyczy Adamie, Aliku, Karolu…? – Odwalże się do cholery! My jesteśmy sobą, przynajmniej dopóki ty nam tu nie bruździsz tym swoim zrzędzeniem. Pilnuj swojego nosa, jako i my pilnujemy swoich. I odpuść sobie swoje winy, jako i my odpuszczamy sobie swoje. Amen.
No i tak się ta rozmowa toczy, bez konkluzji, powtarzalnie i przewidywalnie, a jej bohater ostateczny to nieodmiennie Antysemita. Wszystko tu wokół niego się kręci. Żyć bez niego nie sposób. Jest jak cień, a jakże by tak bez cienia? To jego uwodzimy. To przed nim tańczymy, choć może nie zawsze tak, jak nam zagra. To od niego w końcu chcemy się uwolnić i jego zapomnieć, ale on przecież jak ten cień właśnie, jak kobieta. Nie da się zapomnieć. Więc czym bardziej próbujemy i czym bardziej sprawdzamy, czy już jesteśmy w końcu „Żydami tak porostu” i „Polakami tak po prostu”, bezproblemowymi, o antysemitach nie myślącymi, to tym bardziej On tam jest w tym słoiku! A na koniec włazi, menda, w nas samych, przeistaczając nas w żydowsko-antysemickie monstra, które myślą, że ich antysemityzm jest tylko żartem, skoro przecież są Żydami.
Internalizacja antysemityzmu jest nieuchronna. Obrzucani łajnem, śmierdzimy łajnem. Antysemici z wielką determinacją produkują Żydów, ale Żydów ułomnych, zapaskudzonych. Wszyscy tacy jesteśmy i dlatego nie możemy się dostatecznie nawzajem polubić. W każdym z nas jest antysemita, a przecież kolega-Żyd to w końcu Żyd. Mamże Żyda lubić? A bo to lubi kto Żyda?
Czy to szaleństwo może się skończyć? Czy polscy Żydzi mogą wyleczyć się z neurozy i przestać być echolalnymi antysemitami? Ja wierzę, że tak. Pod warunkiem, że zrobimy sobie małą wewnątrzpolską aliję, to znaczy uznamy jedno miejsce w tym kraju, jedną organizację, jedną instytucję za swą ojczyznę – za absolutnie inkluzywną, akceptującą wszystkie dziwolągi, wszystkich dziwo-Żydów, jacy tylko łażą po polskiej ziemi. Od Szczuki po Wildsteina. Będzie to miejsce, w którym nie każą mi zastanawiać się i tłumaczyć po raz tysięczny, co to znaczy, że jestem Żydem, co to znaczy, że jest Polakiem i w ogóle nie będę sobie zawracał niczym głowy. Każdy tam będzie sobie robił, co chce, innym w paradę nie wchodząc. Albo nic nie będzie robił, tylko sobie był. A poza tym może sobie należeć bądź nie należeć do którejkolwiek z niezliczonych organizacji żydowskich. Niechaj się te wszystkie organizacje zdrowo kłócą, jak to u Żydów. Ale w tym jednym Domu Wszystkich Żydów będzie zawsze miło i przyjemnie. Będzie tam wódeczka i śledzik. I menora. I krzyż. Co tam komu w duszy gra. I gazetka taka, i gazetka owaka. I młodzi, i starzy. Wierzący i niewierzący. Muzyczka, polityczka i gefilte fisz. I drzwi otwarte. Ech.