Uważam, rze im odbiło

Jak ta małpa w gaju klaszczę i ryczę z uciechy, patrząc, jak pan Hajdarowicz kręci czarodziejskim kołem z prawdziwą kasą i fałszywymi wartościami, a wzmożeni dziennikarze tańczą, żeby złapać trochę tego i trochę tego.
Model biznesowy jest przedni: tu sklepik z pornografią, tam z dewocjonaliami, byle target był szeroki, a i przy okazji pluralizm się zapoda, a nawet demokratyczną bezstronność. Niezłomni, ideowi dziennikarze, jak widać, umieją docenić liberalną sprawiedliwość swego patrona, skoro zadowoliwszy się obietnicą, że w łaskawości swej nie będzie im mówił, co mają publikować, a czego nie, przyjęli posady w firmie zatrudniającej ultralewaków redagujących „Przekrój”. A może ich etos jest jeszcze wyższej próby? Może ubrdali sobie, że są bojownikami jakiejś rewolucji czy Sprawy i niczym małe leninki muszą wykorzystywać wszelkie sposoby i środki taktyczne, paktować z każdym, kto da się wykorzystać, zewsząd brać pieniądze i niszczyć każdego, kto stanie na drodze do Nowej Polski? Jeśli tak myślą, to znaczy, że ich statek kosmiczny już całkiem odleciał od rzeczywistości ku gwiezdnym łąkom. Bóg tam i Szatan toczą tam wielką wojnę o wszystko, a wzmożeni politycy i dziennikarze uwijają się na polu tej arcybitwy. Tak pięknie, tak pięknie.


Swoją drogą, jakie to zabawne z tym Hajdarowiczem: tu „Uważam, rze”, tam „Przekrój”, a wszystko to moje, moje!
Tak, tak, cyrk twój i małpy twoje. A ci wzmożeni myśleli, że to się tak da: sprzedać się do dyrektora cyrku na małpiszony, a potem udawać poważne osobistości, co to Polskę obronią przed Ruskim, Niemcem i Tuskiem, sitwy i zamachy zdezawuują, a na koniec ojczyznę wolną nam z Bożą pomocą wrócą. I żeby to niby nie było tak, że się całkiem temu Hajdarowiczowi sprzedali, to sobie na boczku zaczęli konkurencyjne lody kręcić – jakieś portaliki, jakieś „W sieci”. Taką godność i spryt rewolucyjny widocznie mają. Ale że świat jeszcze nie słyszał, żeby jakiś biznesmen pozwalał, by mu pracownicy zakładali konkurencyjne firmy, to nie usłyszał i tym razem. Wylał panisko nielojalnego naczelnego na zbity pysk, jak uczyniłby każdy na jego miejscu. A reszta, zamiast spokornieć i siedzieć cicho, bo ciężko zgrzeszyli przeciw swemu patronowi, narobiła krzyku i ogłosiła wielkie wyjście z chorągwią. Cóż to za akt strzelisty! Jacy szlachetni i solidarni!
Uroczysty przemarsz z „Uważam Rze” Hajdarowicza do „W Sieci” jakiegoś innego patrona byłby nawet zabawnym korowodem mięsopustnych przebierańców, gdyby nie to, że oni tak na serio. Na serio myślą, że można pracować u kogoś i dla kogoś, a jednocześnie robić konkurencję. Ja nie mogę! Oni na serio tak myślą! I to jest dopiero śmieszne. No, nie. Nie mogą chyba być tacy głupi?! To chyba jednak ta logika rewolucji. Dla Sprawy wszystko – nawet cyrk na kółkach. No, sam już nie wiem. Bez poł litra nie razbieriosz.
Tak czy inaczej wzmożeni zrobili swego patrona w bambuko i uciekli pod sztandarem cnoty do ciepłych krajów. A co na to ranny lew? Ano dla pełni tragikomicznego efektu tej farsy nasz prasowy żongler rzucił swe pismo z błędem w czeluść kloaczną, by patrzeć z dziką satysfakcją, jak umiera w mękach, pławione w szambie paranoi, nienawiści i ksenofobii. Oj, perwersik, perwersik z pana. Ti ti ti.

PS. To mówiłem ja, zeszmacony pismak, sprzedawczyk, salonowy piesek, merdający ogonkiem przez Michnikiem, grzejący kanapki w gabinecie Baczyńskiego, poklepywany po plecach przez Lisa i jak ta kurka za ziarenkami podążający za każdym tysiączkiem, gotowy odgadnąć każde życzenie hersztów tej sitwy, co to trzyma w naszym umęczonym kraju władzę. Zamówili, to napisałem, jak sobie życzyli. Ba, z góry odgadłem ich życzenie! Bo (powiem wam w tajemnicy) oni wszyscy to taka mafia jest, taki układ, wiadomo, z polityką, z biznesem, oni się dobrze bawią (do czasu!), zblatowani z różnymi tam komuchami i liberałami ze świata, żeby tę Polskę do końca omotać i sprzedać, ale mają w tym jeden zgryz, jeden jedyny. To znaczy strasznie się boją prawicowych dziennikarzy, prawdziwych patriotów, że im szyki pokrzyżują, że interes im zepsują. Ciągle o nich mówią, ciągle knują, co by tu z nimi zrobić. No i dlatego zamówili ten tekst. A ja muszę z czegoś żyć, rozumiecie, nie? No to bez urazy, chłopaki, nie gniewajcie się. Wiecie przecież, że miałem trudne dzieciństwo.