Ruja u bram

Gderają, że „Europa plus” to jakiś nowy LiD, czyli kolejna sklejanka znajomków i pobożnych życzeń, skazana na uwiąd starczy przed osiągnięciem dojrzałości płciowej. Źle gderają. Ja wiem lepiej i mówię, że to wypali.

Patrzę na politykę okiem amatora, nie kombinując za wiele, i całkiem dobrze na tym wychodzę. Na ogół mi się sprawdza. Więc słuchajcie, a za dwa lata mnie rozliczajcie (wszak „internety pamiętają!). Otóż sytuacja jest taka.

Najpierw o prawicy. Prawica zaczęła wyraźnie podgniwać. PiS uległ zaczadzeniu lub odleciał, o czym świadczą piarowe podrygi z Glińskim i objazdowym teatrzykiem paranoi Antka M. W Kaczyńskiego nie wierzy już nawet Kaczyński. Zaczęło się więc czekanie na Godota albo nowego lidera. Do walki o sukcesję nie ma komu stanąć, chyba że Gowin, ale i on jest za cienki. PO się sypie, bo nie wierzy w trzecią kadencję i boi się schetynowców. Bo Schetyna na żartach się nie zna. Rozwałka wisi w powietrzu. I co z tego wszystkiego wynika? Ano tyle, że skoro będzie rewolucja/destrukcja na prawicy, to społeczeństwo przyjmie do wiadomości, że właśnie jest czas na zmiany, to znaczy coś tam ginie, coś powstaje i nie musi po wsze czasy rządzić Tusk. Osłabiony Kaczyński nie będzie już wsparciem dla Tuska i nie trzeba będzie z obywatelskiego obowiązku głosować na PO. Za rok nastroje się zmienią i przyjdzie polityczna wiosna. Lody będą tajać, zacznie się ruch i polityczna ruja

 

A teraz o lewicy. Elektorat nie-prawicowy dzieli się u nas na konserwatywny (postPZPRowski) oraz postępowo-liberalny. Jak wiadomo ci pierwsi obsługiwani są przez SLD, a drudzy przez RP i PO, a w niewielkim stopniu również przez SLD. Razem jest to około 30% chodzących na wybory plus pewna rezerwa w elektoracie uśpionym, siedzącym w wyborcze niedziele w domu. Większość klienteli lewicy generalnie nie jest zadowolona z obecnego układu partyjnego i chciałaby czegoś nowego. SLD jest stare i mało sexy, RP za bardzo happeniarski, a PO zawiodła oczekiwania liberalnej publiczności. W zasadzie tylko żelazny elektorat SLD jest w miarę usatysfakcjonowany Millerem, który siedzi na swoich 10 procentach i nie ma ochoty się nimi z nikim dzielić. Jednakże reszta czeka na zmiany. I te zmiany właśnie się dokonują. Powstaje koalicja Europa plus, na razie na okoliczność wyborów do PE, a jak to wypali, to pewnie na dłużej.

 

Sytuacja wydaje mi się dość logiczna i czytelna. Wokół Kwaśniewskiego i Palikota zgromadzi się trochę ludzi i kilka ugrupowań, w tym ruch kobiecy. Powstanie atrakcyjna lista 50 znanych, dobrych nazwisk, a w tej liczbie kilka z SLD. Dobra kampania wprowadzi do PE kilkanaście osób, które pod wodzą Kwaśniewskiego zasilą frakcję socjaldemokratyczną. Kwaśniewski pewnie również wystartuje, bo w PE ma szanse zajść bardzo wysoko. Z drugiej strony Miller, który nie ma ani interesu, ani ochoty przyłączać się do E+, wprowadzi do PE kilku swoich najlepszych europarlamentarzystów, jak Senyszyn i Zemke, a nawet samego siebie na dokładkę. Na liście Europa plus nie miałby szansy umieścić swoich europosłów na miejscach biorących, przeto Millerowi „wielkie zjednoczenie lewicy” potrzebne jak piąte koło u wozu. Zresztą jakie to ma znaczenie? W końcu ludzie z obu list wejdą do tej samej frakcji socjaldemokratycznej i w sumie na jedno wyjdzie. Wcale mi się nie wydaje, że jedna lista lewicowa ugrałaby więcej niż dwie. SLD ma swój elektorat, który lubi swoją partię, a za to niezbyt lubi szerokie koalicje z „dziwnymi ludźmi”. Istotne jest nie to, czy jest jedna czy dwie listy, lecz to, czy w czasie kampanii nie będzie gorszącej wojny na słowa między E+ i SLD. Na wstrętach i utarczkach nikt nie wygra, chyba że PO. Sądzę, że wszyscy to rozumieją i nie będą psuć atmosfery zniechęcając wyborców do całej formacji.

 

Sukces E+ zależy w dużej mierze od tego, czy uda się przekonać elektorat, że nie jest to pomysł na to, jak zapewnić posady grupie przyjaciół, lecz wyrazista programowo i spójna inicjatywa polityczna. Jak najszybciej trzeba stworzyć deklarację programową, jednoznacznie rozstrzygającą wątpliwość, czy E+ to ekonomiczni liberałowie nowocześnie myślący o kwestiach „obyczajowych” i „społecznych”, czy jednak lewica. Na kongresie lewicy na początku maja poznamy zwięzłą deklarację ideową i wyborczą SLD. Ciekaw jestem analogicznej deklaracji E+. Mam nadzieję, że w znaczniej większości punktów dokumenty te będą ze sobą zbieżne.

 

Niezależnie od tego, jak podzielą się mandatami Kwaśniewski z Millerem, wybory do Parlamentu Europejskiego będą dla lewicy pierwszym sukcesem od wielu lat, a dla wyborców dowodem na to, że nie musi rządzić Tuskowa prawica, której największą zaletą jest to, że nie jest PiSem. A wzmocniona lewica, zresztą w ogólności niezbyt lewicowa, bo raczej centrowa, będzie znakomitym koalicjantem dla postPO, odchudzonego o różnych Gowinów, Żalków i Godsonów. Czyżby więc w 2015 Schetyna miał być premierem, a Palikot wicepremierem? A może Kwaśniewski? Tak czy inaczej czeka nas rząd centrowy, daj Boże, bez PSL. I to może być całkiem niezły rząd!