Co w lesie szumi

PRL powrócił na Aleję Szucha. By uciąć łeb mafii rytmiczek panoszącej się w przedszkolach, utrąca się łby wszystkim jak leci.

W jednym z opowiadań Stanisława Zielińskiego władze Warszawy postanowiły zastąpić mosty na Wiśle tunelami biegnącymi pod dnem rzeki.  Realizację tego planu rozpoczęły od zburzenia wszystkich mostów. Podobnie działa nasze Ministerstwo Edukacji Narodowej. Ponieważ już niedługo ma zamiar wepchnąć wszystkie sześciolatki do szkół, na początek zakazuje nauki czytania i pisania w przedszkolnych zerówkach (podobno w niektórych zerówkach potajemnie uczą). Samorząd Warszawy dzielnie w tych działaniach dopomaga i już zlikwidował 90 % przedszkolnych zerówek.W przedszkolach ma być lepiej niż było. Rytmikę mają prowadzić przedszkolne nauczycielki, które już niedługo Ministerstwo wyśle na kursy gry na fortepianie. Na razie, na dobry początek, wyrzucono z przedszkoli rytmiczki, żerujące na zdrowym ciele polskiego nauczania przedszkolnego. Podobno w ten sposób samorządy zaoszczędzą na strojeniu pianin. Zresztą zdaniem pani Super Niani profesjonalna rytmika to fanaberia, więc rozważa się opcję wysłania przedszkolanek na kursy pląsów w kręgu.

Nauczycielki przedszkolne – według planów Ministerstwa – mają stać się wielofunkcyjne. Po kursie gry na fortepianie mają ukończyć kolegia językowe, by zyskać uprawnienia do nauczania języków obcych. Jak na razie, oprócz prowadzenia zajęć dydaktycznych z dziećmi, pełnią również rolę pomocy przedszkolnych, gdyż te ostatnie zostały w ramach oszczędności zwolnione z pracy.

Z władzą nie ma żartów. Pani Krystyna Szumilas, Ministra Edukacji Narodowej, opracowuje już ponoć system kontrolowania przedszkoli. Kontrolerzy będą sprawdzać, czy aby gdzieś w Polsce jakieś dzieci przypadkiem nie tańczą na nielegalu, a jeśli już tańczą, to koniecznie muszą wszystkie, nawet te, co nie lubią.

Jedno z warszawskich przedszkoli rodzice w ubiegłym roku wyposażyli w prawdziwy piec ceramiczny. Zaprzyjaźniona instruktorka za niewielkie wynagrodzenie miała uczyć dzieci wypalania figurek z gliny. Z tego co wiem na wypalenie czekają już ulepione przez dzieci figurki Jasia i Małgosi. Instruktorka jednak nie przyjdzie do dzieci, bo w Ministerstwie obawiają się, że za dużo zarobi. Ktoś im naopowiadał, że instruktorka ceramiki potrafiła zarobić nawet dziesięć tysięcy złotych miesięcznie, prowadząc warsztaty dla dzieci. To już prawie tyle, co podsekretarz stanu w Ministerstwie, więc nic dziwnego, że Kierownictwo z tego powodu spać nie może.

Ministerstwo Edukacji daje w ostatnich latach koncerty nieudolności. Czy nie mogłoby zostawić w spokoju przedszkoli, które jeszcze w miarę dobrze w tym kraju działają? Nie mogłoby, bo najważniejszy jest front ideologiczny. A na tym froncie z miliona wyborczych piersi wyrywa się krzyk „wszystkie dzieci są równe!”. W dół więc będzie się równać, żeby tylko nie wyszło na to, że jedne pójdą na rytmikę, a inne nie. Nie mówię, że nie ma problemu nierówności. Nie mówię, że nie ma problemu z dziwnymi układami między firmami organizującymi zajęcia dodatkowe a przedszkolami. Są takie problemy, ale są też rozwiązania. Pozyskiwaniem nauczycieli i instruktorów można sterować z poziomu samorządowego, pilnując, żeby nie było przekrętów. Dla biedniejszych dzieci można utworzyć fundusz, pochodzący z odpisu z opłat za zajęcia dodatkowe, których nie mogą prowadzić sami nauczyciele przedszkolni. Są metody, tylko trzeba siąść i sprawę przemyśleć, pogadać z ludźmi, którzy pracują w branży, z rodzicami, policzyć. I zawsze coś się wymyśli. A jak nie, to bogaci się wyniosą do przedszkoli prywatnych i tyle będzie z „wyrównywania szans”. Bo do szkolnictwa trzeba trochę elastyczności i wyobraźni. Na ogół to wystarcza, bo w końcu to nie są żadne katastrofalne problemy społeczne, wymagające nie wiadomo jakich innowacyjnych reform. A poza tym są na świecie inne kraje i można by coś podpatrzeć. Niestety, nasza włądza kocha takie „akcje” i „programy”. Bo to fajnie wygląda we wtorki „na rządzie”, dobrze się sprzedaje w mediach i przedłuża życie ministra o kolejnych parę miesięcy. Polski minister myśli sobie: „ma się dziać (a wtedy pan premier będzie zadowolony)”. Cokolwiek, byle się w resorcie „działo”. Gra muzyka, jest rytmika.