Co by powiedział Jezus?

Od jakiegoś czasu uchodzę w kręgach dobrze poinformowanych za wcielenie Lucyfera i Antychrysta. Diabeł już tak ma, że wodzi na pokuszenie. Więc, jak na diabła przystało, będę Was, drodzy wierzący, na pokuszenie na swoim blogu wiódł. Proponuję Wam grę: ja Waszą wiarę poddawać będę próbie, a Wy spróbujecie przez nią przejść bez szwanku. Zgoda?

Chrześcijanie, a zwłaszcza katolicy, bardzo lubią zachęcać niewierzących i wyznawców innych religii, szczególnie zaś takich, do których odnoszą się z pogardą i których nazywają „pogaństwem”, aby przyjmowali „dobrą nowinę” i „nawracali się”. Krótko mówiąc, chcą, kogo się tylko da, przeciągnąć na swoją stronę. Nazywają to ewangelizacją. Domagają się nawet stwarzania im jak najlepszych po temu warunków, na przykład udostępniania sal szkolnych i opłacania przez rządy „ewangelizatorów” w postaci katechetów i katechetek. W Polsce, rzecz jasna, chodzi głównie o chrześcijaństwo rzymsko-katolickie i katolickich księży.

Gdy jednak ktoś chciał dzieciom o religii opowiedzieć nieco tylko niezależnie (bo o krytyce to już nawet mowy być nie może!) albo napomknąć coś życzliwego o takich na przykład ateistach, duchowne osobistości podniosą larum, że się dzieci ateizuje! Hola, hola! Polska jest na razie wolnym krajem i w świetle prawa wierzący wszelkiej maści i ateiści wszelkiej maści mają takie sama prawa i status.

Jeśli wolno na terenie zakładów edukacji, od przedszkola do Opola, prowadzić ewangelizację, to wolno też prowadzić antyewangelizację i ateizację. Oczywiście byłoby najlepiej, gdyby nie praktykowano w szkołach ani jednego, ani drugiego. Jednakże próba sugerowania, że jest coś nie tak, gdy ktoś zniechęca innych, nawet dzieci, do katolicyzmu, jest po prostu bezczelnością. Zachęcać wolno, a zniechęcać nie? Zniechęcać do „pogaństwa” wolno, a do katolicyzmu nie? No więc korzystając z tego samego prawa, z którego księża korzystają tak hojnie, prawa do krytyki inaczej myślących i inaczej wierzących oraz prawa do przeciągania na swoją stronę, będę na swoim blogu okazjonalnie prowadził antyewangelizację. W dzisiejszym, pierwszym odcinku, będzie mowa o obrażaniu Jezusa i Maryi.

Jak wiecie, Jezus był Żydem. Żydem obrzezanym, najrdzenniejszym, aramejskim mówiącym językiem, pobożnym, chodzącym do synagogi, obchodzącym żydowskie święta, spełniającym przykazania (micwy), cytującym co rusz Torę i Torę ustną, a nawet wygłaszającym w synagogach kazania. Był naprawdę dobrym Żydem. Jego uczniowie i wyznawcy, przynajmniej przez pierwsze stulecia, również nimi byli. Jak wielu innych żydowskich przewodników duchowych, Jezus przedstawiał własne rozumienie Tory i – jak wielu innych – miał swoich wyznawców, którzy uważali go za swojego najmądrzejszego rabina.

Wiem, wiem, katolicy bardzo by chcieli, żeby jakoś się okazało, że Jezus nie był tak naprawdę jakimś wstrętnych Żydem, tylko może szlachetnym Izraelitą (bo ŻŻŻŻŻydzi to ci po Jezusie, co go się wyrzekli…) albo nawet Palestyńczykiem, łamane przez „Aramejczykiem”. Niestety, płonne to jest i heretyckie marzenie antysemity, aby okazało się, że jednak chrześcijaństwo nie ma prawie nic wspólnego z judaizmem. Niestety, nie da rady. Jezus był Żydem jak sto pięćdziesiąt i wyznawcą judaizmu, tak samo jak Józef, Maryja i apostołowie. Tak samo jak Żydami byli Piotr, Paweł i członkowie gmin chrześcijańskich w Palestynie.

Proces odrywania się chrześcijaństwa od judaizmu trwał kilka stuleci. Cezurą jest złamanie przez wyznawców Jezusa fundamentalnej zasady judaizmu, mówiącej, że Bóg jest jeden w jednej osobie. Około trzeciego wieku zaczęto mówić o dwóch osobach boskich, a wkrótce potem o trzech… To już z pewnością nie był judaizm, niezależnie od zapewnień o doskonałej jedności tych doskonale autonomicznych skądinąd osób boskich. Od zerwania z zasadą, że Bóg jest jeden w jednej osobie, był już tylko krok do złamania drugiej wielkiej zasady judaizmu: zakazu oddawania czci boskiej ludziom, zwierzętom i figurom (bałwanom). Tymczasem po kilku stuleciach chrześcijanie zaczęli oddawać cześć należną Bogu nie komu innemu, tylko Żydowi-Jezusowi, uznając go w końcu prawie powszechnie za jedną z osób boskich.

No i teraz wyobraźcie sobie, co by powiedział Jezus, gdyby wstał z grobu i zobaczył, że oddajecie mu boską cześć? Przecież dla pobożnego Żyda nie ma czegoś bardziej bluźnierczego i sprzecznego z religią, niż oddawać boską cześć jakiemukolwiek człowiekowi! Oj, pogoniłby Wam kota!

Nawet jeśli uważał się za wysłannika bożego, za Mesjasza (Chrystusa), co w końcu zdarzało się wielu żydowskim przywódcom religijnym, to przecież nie za Boga! Do kogo się modlił? Do siebie? Czyżby nauczał, że Bóg jest jeden w trzech osobach, a on sam jest jedną z nich? Jeśli żywicie szacunek do Jezusa, to nie używajcie jego imienia do bluźnierstwa, którym dla każdego Żyda jest oddawanie czci boskiej człowiekowi, jak robili to na przykład Egipcjanie.

Naprawdę przychodzi Wam do głowy, że coś takiego mogłoby być mu miłe? Podobnie rzecz się ma z Maryją. Oddawanie czci niemal boskiej matce Jezusa byłoby przez niego potraktowane jako kolejne bluźnierstwo. Czy naprawdę sądzicie, że Żyd chciałby, aby jego matkę czczono niczym jakąś grecką boginię-dziewicę? Wszak dla Żydów, dla uczniów Jezusa i dla niego samego to widomy znak pogaństwa!

No i wreszcie wątek osobisty. Kult Maryi-dziewicy w oczach jej syna byłby obrazą i dla niej, i dla Józefa. Żydzi nie znali kultu dziewictwa (w odróżnieniu od Greków, gdzie chrześcijaństwo się najpierw zadomowiło, po opuszczeniu granic świata żydowskiego) i żadnej chluby dziewictwo mężatce (w odróżnieniu, rzecz jasna, od panny) nie przynosiło. A już tym bardziej jej mężowi. Naprawdę sądzicie, że Jezus chciałby, abyście obrażali pamięć jego ojca, sugerując, że był impotentem lub nie spełniał swych małżeńskich obowiązków?

Wasza wrażliwość i wyobraźnia religijna jest o lata świetlne oddalona od wiary i etosu, w którym żył Jezus i jego wyznawcy. Więcej w niej ludowej religijności Greków niż religijności starożytnych Żydów. Spróbujcie to zrozumieć i uszanować. Tylko czy wtedy można być jeszcze katolikiem? Jest tyle lepszych sposobów, aby uczcić Boga…

PS A ciekaw jestem, czy wiecie, że ogromna większość kościołów chrześcijańskich jest bardzo przejęta żydowskością Jezusa, bardzo prożydowska i proizraelska? Katolicyzm i prawosławie należą tu do wyjątków, a i to jedynie na poziomie ludowym, bo teologiczna elita na coś takiego nie mogłaby sobie przecież pozwolić. W wewnątrzchrześcijańskich wojnach o to, czy wolno czcić Jezusa jako Boga, czy też jest on wyłącznie Chrystusem albo ma dwie natury (boską i ludzką), zginęło wiele tysięcy ludzi. Naga siła przesądziła o tym, że zwyciężyła doktryna, którą można podejrzewać o wszystko, ale nie o to, że mogłaby się spodobać Jezusowi. Ale kto by się tam nim przejmował. Wszak nieobecni nie mają racji…