Nie bądźmy faszystami dla Witkowskiego!
Prokuratura wszczęła postępowanie sprawdzające, czy kolorowa czapeczka na głowie Michała Witkowskiego z emblematem SS wyczerpuje znamiona propagowania treści faszystowskich. Ludzie, opamiętajcie się!
Cała Polska rzuciła się na Witkowskiego, jakby co najmniej zapisał się do Młodzieży Wszechpolskiej albo innego ONR. Czy ktoś przy zdrowych zmysłach może choć przez chwilę pomyśleć, że Witkowski jest faszystą i umieścił znak SS w kontekście błazeńsko-gejowskim w celu upamiętnienia bądź gloryfikacji zbrodniczej działalności SS i nazistów?
Czy ktoś, kto wie, kim jest Witkowski, może choć przez chwilę na serio pomyśleć, że jest on oczarowany ideą organicznego, zmilitaryzowanego Państwa-Narodu, ścierającego z powierzchni ziemi wszystko, co mogłoby przeszkodzić nieskrępowanemu wzrostowi jego potęgi? Czy ktoś może jeszcze pamięta, z jaką zapiekłą nienawiścią hitlerowcy tępili takich jak Witkowski?
Trzeba mieć strasznie dużo złej woli, żeby przypisać Witkowskiemu faszystowskie skłonności. Jest poza dyskusją, że symbol SS został tu użyty w kontekście prześmiewczym. Owszem, i tego czynić nie należy. Umówiliśmy się po 1945 roku, że symboli nazistowskich nie będziemy eksponować nigdy i nigdzie. Powodów tej słusznej umowy było kilka.
Po pierwsze w niektórych wypadkach mogłoby nie być całkiem jasne, z jakimi intencjami te symbole są pokazywane – lepiej więc nie robić tego w ogóle. Po drugie, każde przypomnienie symboliki nazistowskiej w jakiś sposób przedłuża jej życie, a wraz z tym wydłuża czas niezbędny do wyczerpania się straszliwego potencjału nacjonalizmu i rasizmu, który się za nią kryje. Po trzecie chodziło zaś o to, aby nie ranić żyjących ofiar wojny widokiem budzącym straszne wspomnienia. Od umowy jest jednak bardzo istotny wyjątek: wolno pokazywać symbole faszystowskie w filmie i w teatrze. W dziełach sztuk plastycznych już raczej nie. Na pokazach mody – na pewno nie. Michał Witkowski naruszył więc normę.
Niestety, bez winy Witkowskiego nacjonalizm i symbolika faszystowska, a nawet nazistowska mają się dobrze. Na polskich murach widujemy setki swastyk, które potrafią utrzymywać się całymi tygodniami i miesiącami. Idee bliźniacze podobne do faszyzmu Mussoliniego, Franco czy Salazara krzewione są w Polsce i manifestowane bez przeszkód. Słynne fasces, czyli rzymskie rózgi, od których wziął swoją nazwę faszyzm, jeden z polskich sądów miał czelność zarejestrować jako symbol organizacyjny, a tym samym objąć ochroną.
Tak, tak, źródłowy symbol faszyzmu przez ponad pół roku, aż do wydania wyroku przez Sąd Apelacyjny na początku 2013 r. był w wolnej Polsce prawnie chroniony! A prokuratora, który dopatrzył się w swastyce symbolu szczęścia, pamiętacie? To jest właśnie groza, a Witkowski to tylko błazeństwo.
Widzicie filcowe esesmańskie błyskawice na tęczowej czapeczce Witkowskiego, którego faszyści zglanowaliby przy pierwszej okazji, ale powiedzieć stop prawdziwemu faszyzmowi, który po latach wyłazi ze swych śmierdzących nor, jakoś nie macie odwagi. Naprawdę wydaje się Wam, że to Witkowski jest jego forpocztą?
Fałszywy święty gniew, zwłaszcza zbiorowy, jest jednym z najbardziej szpetnych zjawisk życia publicznego. Urządzanie obłudnych nagonek i niszczenie ludzi pod byle pretekstem, tylko po to, by poprawić sobie bilans „wyższych przeżyć moralnych”, jest żałosne. Żałosne zwłaszcza w kontekście pomówień o faszyzm – brutalne nagonki są wszak akurat specjalnością wszelkiej maści miłośników „Wielkich” Niemiec, Ukrain, Polsk, Serbii czy Litw.
Michał Witkowski złamał pewną zasadę i powinien przeprosić (co też uczynił). Nie zrobił wszelako nic strasznego, a jedynie coś w złym guście, coś po prostu niemądrego. Za coś takiego dostaje się prztyczka w nos, a nie kanonadę pocisków artyleryjskich. Dajcie mu już spokój, do cholery!