Co jest Beacie Szydło?

Skoro dwa dni po wypadku, po którym premier Beata Szydło wylądowała w szpitalu i wciąż go nie opuszcza, nie ma żadnego oficjalnego komunikatu o jej stanie zdrowia, należy domniemywać, że nie jest on tak dobry, jak ogólnikowo informują o tym władze.

Gdyby były to zwykłe stłuczenia i zadrapania, nie byłoby żadnego powodu, aby nie sformułowano w tej kwestii profesjonalnego komunikatu o treści medycznej. Jeśli takowego brak, prawdopodobnie mogą jednak wchodzić w grę jakieś poważniejsze obrażenia. Gdyby chodziło tylko o wylewy podskórne i otarcia spowodowane przez uderzenie masą ciała w powierzchnie pasów bezpieczeństwa, pacjentka pewnie byłaby już w domu.

Nie ma sensu ukrywać prawdy, bo i tak wyjdzie na jaw. Ukrywanie prawdy prowadzi tylko do mnożenia domysłów i plotek. Jest zrozumiałe, że w razie poważniejszej choroby premier Szydło mogłaby być niezdolna do powrotu do pracy przez kilka, a nawet kilkanaście dni, wobec czego jej – i tak bardzo słaba, jak na premiera – pozycja polityczna uległaby naturalnemu w takich przypadkach osłabieniu.

Dlatego może jej zależeć na tym, aby jej otoczenie polityczne pozostawało w przekonaniu, że nic poważnego się nie stało i że wróci do pracy z początkiem tygodnia.

Jeśli tak kalkuluje, a prawda jest inna, to jest to działanie bardzo naiwne. W warunkach polskich nie jest możliwe utrzymanie w tajemnicy stanu zdrowia żadnej ważnej osoby. Jarosław Kaczyński i kilka innych kluczowych osób wie o obrażeniach Beaty Szydło być może więcej niż ona sama. Wiedzą też, kiedy tak naprawdę będzie mogła podjąć swoje obowiązki i ile wilków może przez te dni absencji wyjść z lasu.

Dlatego w interesie Pani Premier jest wydanie rzetelnego komunikatu. Takie są zresztą obyczaje w demokratycznych państwach. Społeczeństwo ma prawo wiedzieć, co się dzieje.

Śmieszne i żałosne jest również wybielanie BOR. Cała Polska wie, że kolumna wyprzedzała na podwójnej ciągłej i że uderzenie w drzewo nie nastąpiło wskutek zepchnięcia z drogi pancernego rządowego audi przez „mydelniczkę”, lecz z powodu nerwowego i błędnego manewru kierowcy. Dobry kierowca jadący 50 km na godzinę, uderzony przez lekki i wolno jadący pojazd, nie zjedzie z szosy i nie zderzy się z drzewem. Taki scenariusz jest po prostu kompromitujący.

My, kierowcy, dobrze to wiemy i żadne bajeczki nie zbiją nas z tropu. Czy nie lepiej po prostu się przyznać? Co by się stało, gdyby zwyczajnie i po ludzku powiedziano, że młody człowiek nie zauważył samochodu, uderzył w niego, a kierowca BOR popełnił błąd i wjechał w drzewo? Pokręcilibyśmy głową i powiedzieli: „dobrze, że nikt nie zginął”.

A tak mamy kolejny festiwal krętactw, w tym żenujące wystąpienie Błaszczaka i kłamliwą grafikę TVPiS.

Czy te kłamstwa są na rękę PiS? Z pewnością nie. Ale ta partia po prostu nie jest zdolna do prawdomówności i szczerości. Będzie w każdej sprawie szła w zaparte i zawsze szukała winnych poza sobą. Taki gen.