Lekarzu, zjedz coś!
Patos medycynie nie służy. Głodujący trzynasty dzień (z jedną przerwą, jak rozumiem) młodzi lekarze rezydenci zgłaszają postulaty wszechzbawcze – chcą wygłosować nie tylko ogromne podwyżki dla siebie i innych, lecz przede wszystkim radykalny wzrost nakładów na ochronę zdrowia.
Z pewnością coś dostaną i pójdą na obiad. Ale to nie będzie nic podobnego do realizacji ich postulatów. Da się jakąś podwyżkę i wyda jakieś oświadczenie, że będzie więcej pieniędzy na zdrowie – i strajk się skończy. Kilku bardziej ideowych rezydentów będzie bardzo rozczarowanych, ale profesor otoczy ramieniem, powiedzie po korytarzu i wyjaśni: „wicie, rozumicie, takie jest życie”. Tylko Kaczyński wkurzy się na Radziwiłła, jeśli ten naobiecuje za dużo. Tak czy inaczej Kaczyński w końcu coś tam da, bo sam jest chory, a choroba uczy szacunku dla lekarzy. Poza tym nie chce oglądać kwaśnych min, gdy następnym razem będzie w szpitalu.
Kto tam kopie dołki pod Radziwiłłem, tego nie wiem, ale pewnie wkrótce będzie to już wiedział ostatni felczer z Lekarskiej Doli na Podlasiu. Pożyjemy, zobaczymy. A Radziwiłł w którymś momencie polegnie tak czy inaczej, bo chociaż nosi się jak książę (co Kaczyńskiemu musi imponować), to lwy głodne i coś im czasem rzucić na pożarcie trzeba. Ale kiedy, nie wiadomo. Nawet prezes tego nie wie. Ma ważniejsze sprawy na głowie. Jak to prezes.
Jestem jak najdalszy od kwestionowania słuszności postulatu, aby rezydenci zarabiali więcej, a w budżecie znalazło się kilkadziesiąt całkiem nowych, pachnących miliardów na ochronę zdrowia. Podobnie jak na naukę i kulturę. Ale jest, jak jest. Dyskusja o redystrybucji, czyli podziale środków budżetowych, nie toczy się pod presją strajku głodowego, który jest czymś tak niestosownym w tego rodzaju kwestiach, że trudno wyobrazić sobie, aby na rządzie robiło to wrażenie inne niż absmak.
Głodująca młodzież krzywdy sobie nie zrobi, a gdyby nawet miało się tak stać, że ktoś zemdleje, to jednak na własne życzenie, a nie w jakimś stanie wyższej konieczności. Od omdlenia z głodu w imię zwiększenia nakładów na zdrowie nikt nie zostanie bohaterem, za to ambitny „lider środowiska rezydentów” ma szansę na ładną karierę. Byleby nie przeszarżował, bo lekarze nie lubią, jak ktoś za dużo skacze (jak dobrze, że nie jestem lekarzem!).
Z tą głodówką też lepiej, żeby nie przesadzał. Odchudzanie tak – głodówka nie. Głodówka jest formą szantażu moralnego (w pewnych przypadkach usprawiedliwionego, w innych nie), polegającą na przerzuceniu odpowiedzialności za ewentualną śmierć głodującego na tych, którzy do takiego desperackiego protestu go zmusili. W przypadku naszych lekarzy o śmierci, a w związku z tym i o szantażu nie ma mowy – jest tylko zwykła niestosowność i brak szacunku dla tych, którzy w całym świecie w różnych dramatycznych sytuacjach (najczęściej w więzieniach) głodowali i głodują naprawdę.
Nie możemy sobie wyobrażać, że młodzi lekarze strajkują tak sobie, ot, tylko na własną rękę. Pozwolili im na to ich przełożeni (wszak lekarze ci nie chodzą teraz do pracy), a tym przełożonym jeszcze bardziej przełożeni. W istocie jest to, jak zwykle u lekarzy, wojna w łonie medycznego establishmentu. Rezydenci mają swoją podmiotowość i dobrą wolę, ale czy chcą, czy nie, są narzędziem w ręku medycznych książąt i baronów. To nie jest żadna krytyka – po prostu przypominam, jak kręci się medyczny światek. Tutaj każdy ma interesy, każdy jest „inspirowany” i „inspiruje”.
Opinia publiczna nie wie i może już nie dowie się, jakie tam ruchy tektoniczne zachodzą dziś w polskiej medycynie. Jest to świat zamknięty i autonomiczny. Państwo w państwie, z którym musi się liczyć każda władza, zarówno demokratyczna, jak autorytarna. Wojna medyczna toczy się o wpływy i pieniądze. Wygrywa ten, który zdoła przekonać rząd albo dyktatora, że jest właśnie tym najpotężniejszym z lekarzy. Tymczasem w Polsce nikt nie wie, kto tam właściwie rządzi. Nawet Kaczyński tego nie wie.
A co do rezydentów, to rzeczywiście mają powody do frustracji. Wszystko zwala się na nich, zostawia się ich samych na dyżurach, obciąża ponad siły i umiejętności, a płaci się byle jak. A w dodatku traktuje protekcjonalnie i deprecjonuje ich pracę. Trzeba to zmienić, bo feudalny wyzysk rezydentów sprowadza niebezpieczeństwo na pacjentów. Musimy zreformować warunki zatrudnienia młodych lekarzy oraz sprawowania nad nimi opieki merytorycznej. I tym powinien się zająć minister Radziwiłł. Jak coś zrobi w tej sprawie, wszyscy mu przyklasną, a Kaczyński ziewnie, przewróci się na drugi bok, mruknąwszy: „Radziwiłła zostawcie”.