Wstyd! Kompromitacja lekarzy, kompromitacja policjantów

Pytam: jakim cudem 20 do 30 tys. policjantów zdołało wydębić od lekarzy zwolnienia? Nie po raz pierwszy częścią akcji protestacyjnej staje się w naszym kraju dostarczanie pracodawcy zwolnień lekarskich. Uważa się to za rzecz naturalną – prawie nie słychać w przestrzeni publicznej głosów potępienia lub choćby poddawania w wątpliwość postawy moralnej lekarzy wypisujących fikcyjne zwolnienia. Po prostu w Polsce już tak jest, że jak ktoś bardzo potrzebuje – dla sądu, z powodu konfliktu z pracodawcą lub z innej ważkiej przyczyny – zwolnienia lekarskiego, to zawsze się znajdzie ktoś, kto je wystawi.

Pomijam proceder handlu zwolnieniami, czyli wypisywania ich za honorarium za wizytę. To oczywista granda i proceder kryminalny, który powinien być zwalczany środkami policyjnymi – jakkolwiek jego (nieznane) rozmiary odzwierciedlają skalę społecznego przyzwolenia na nadużycia popełniane przez lekarzy. Oprócz handlarzy zwolnieniami mamy jednak – i to z pewnością liczniejszych – „dobrych wujków” i „dobre ciocie” w lekarskich kitlach. To lekarze, którzy w interesie pacjenta, w solidarności z nim, spełniają jego życzenia absencyjne, mimo że nie ma do tego wystarczających podstaw medycznych. Podstawy te się (na papierze) znajdą, bo w końcu któż nie jest chory? Trzeba człowieka zrozumieć – czyż nie taka jest lekarska powinność?

Wschodnioeuropejska dobrotliwość, która nakazuje w każdym przypadku brać stronę jednostki – nawet gdy chce ona naciągnąć instytucję, dopuszczając się nadużycia lub kłamstwa – zlewa się u nas z etosem lekarskim, który, owszem, do pewnego stopnia zaleca stronniczość względem pacjenta, nawet gdy z ogólniejszego punktu widzenia miałoby to oznaczać niesprawiedliwość (dajmy na to – zmniejszenie szans i korzyści innych, obcych pacjentów). Dobrotliwość jest, jak można sądzić, dobra, więc się z nią nie walczy. A trzeba. Bo w sytuacjach instytucjonalnych prowadzi do nadużyć, łącznie z wypisywaniem lewych zwolnień.

Jak sądzę, wszystko zaczęło się wraz z ogromną aprecjacją społeczną macierzyństwa i kobiety ciężarnej, jaka miała miejsce w latach 90. i nadal trwa, a nawet się rozszerza. Jej ubocznym skutkiem okazał się niepisany przywilej niepracowania ciężarnych. Praktycznie każda kobieta ciężarna, jeśli chce, może uzyskać zwolnienie na większość okresu ciąży, bo też i gotowość lekarzy do wypisywania takich zwolnień jest ogromna. Świętość ciąży i magiczne uprzywilejowanie ciężarnej stanowi tu przesłankę wystarczającą – o rzeczywiste racje medyczne pytać nie wypada. Nie jest to wina kobiet – to kulturowe zapętlenie, interferencja wpływów konserwatywnych i lewicowo-liberalnych na pewnym polu życia społecznego.

A skoro już wypisuje się – niemal na zawołanie – zwolnienia ciężarnym, to dlaczego nie pacjentom protegowanym? A dlaczego nie pacjentom mającym kłopoty w pracy? Alb w sądzie? Taka jest ludowa moralność – sprzyjać znajomym, bliskim, rozmaitym swoim, nawet kosztem sprawiedliwości i praworządności. Kto tak czyni, uchodzi za dobrego, a nawet szlachetnego. Bo przecież stawia czoła „bezdusznemu systemowi”, wykazuje się wyrozumiałością, jest „ludzki”, „życiowy”.

Otóż tego wszystkiego nie ma prawa być w medycynie. Zwolnieniowa lewizna nie tylko naraża na straty pracodawców i państwo, obciąża budżet ubezpieczeń społecznych i psuje rynek pracy, lecz przede wszystkim podkopuje moralność publiczną i degraduje zaufanie społeczne do poziomu cwaniacko-kombinatorskiego.

Lekarze nie mogą być „załatwiaczami” – nawet w dobrej wierze i w słusznej sprawie. Oczywiście mogą zdarzyć się wyjątki, gdy trzeba pomóc pacjentowi, naciągając przepisy. Lecz możliwe to jest wyłącznie w odniesieniu do naprawdę chorej osoby, której interes zdrowotny wymaga takiego nadzwyczajnego postępowania. Lekarz bierze wtedy na siebie poważne ryzyko prawne i etyczne. Wystawianie tysięcy zwolnień policjantom nie ma z tym nic wspólnego. I to niezależnie od słuszności ich protestu.

Lekarze zachowali się paskudnie – i to nie pojedynczy lekarze, lecz cała wielka ich grupa. To musi zostać powiedziane jasno i głośno, a odpowiednie władze państwowe i medyczne powinny się tą sprawą zająć.

To samo dotyczy policjantów symulantów (jeśli musieli się symulacją trudzić) i pozostałych zdrowych policjantów biorących zwolnienia w ramach akcji protestacyjnej. Takie zachowanie przynosi wstyd nie tylko danej osobie, lecz całej formacji. Policja bowiem to instytucja zaufania publicznego, wobec czego jej funkcjonariusze powinni nie tylko skrupulatnie przestrzegać przepisów prawa, lecz również wzorowo się zachowywać. Policjant wyłudzający zwolnienie nie jest godny nosić munduru i broni. A lekarz dający zwolnienie zdrowemu policjantowi nie jest godny nosić fartucha i słuchawek.