Żółta kartka dla Biedronia

Czym dłużej trwa wielkie odliczanie do Biedroniowego ogłoszenia czegoś-tam-bardzo-wielkiego-dla-Polek-i-Polaków, tym bardziej jestem zaniepokojony i zdegustowany. Wypowiedzi Roberta Biedronia stają się nieznośnie asekuranckie i lawiranckie, a w dodatku coraz częściej bije z nich arogancja i próżność. Biedroń zachowuje się tak, jakby jakiś wielki Spin Doktor udzielał mu genialnych rad w rodzaju „ludzie nie lubią gadania o lewicy i prawicy” albo „trzeba budować napięcie”, albo „trzeba ludziom dawać nadzieję na zmianę” itp.

Z Palikota Biedroń ściągnął „Ruch Biedronia”, jak teraz sam nazywa swój projekt. Z PiS skopiował termin „drużyna” – będzie wprawdzie nie biało-czerwona (chociaż, kto wie?), ale za to „najlepsza na świecie”. A z SLD ściągnął – wow! – Krzysztofa Gawkowskiego. Samemu będąc dysydentem SLD-owskim, teraz „wyrwał” ze swej dawnej partii jej wiceprzewodniczącego, żeby mu robił struktury „w trzystu osiemdziesięciu powiatach”. Wygląda to bardzo podejrzanie. Czyżby Ruch Biedronia to jakaś secesja i schizma odszczepieńców z SLD? Skąd ma Gawkowski rekrutować działaczy i członków nowej organizacji – spośród SLD-owców? Słabe to łowisko – ryby niemłode, do akwenu swego bardzo przywiązane, zdrajcom i secesjonistom niełaskawe. Więc kogo, kogo mają przyciągnąć dwaj szpakowaci panowie o dość umownej świeżości w polityce? Młodzież? Wkurzonych? Mityczne „sieroty po Palikocie”? Dla młodzieży Biedroń za stary i za grzeczny, a Gawkowski to już w ogóle… Dla wkurzonych stary SLD-owiec to po prostu wymarzony lider! A sieroty po Palikocie dobrze pamiętają, że Biedroń był u Palikota, ale zawsze jedną nogą.

Nie podoba mi się nieszczerość i sztampowy oportunizm Biedronia, uchylanie się od jasnych deklaracji i odpowiedzi, a zwłaszcza trącące taniochą odcinanie się od całej klasy politycznej i wywyższanie się ponad nią. Niedawno tę retorykę przećwiczyło Razem – z wiadomym skutkiem. Przechwalanie się własną cnotą i niezależnością jest tyleż chwytem zgranym, co żenującym. Na imię mu pycha. Niemal każda lewicowa partia tak zaczyna – chyba że powstaje przez połączenie. Częściej jednak powstaje przez pączkowanie – tak jak Ruch Biedronia, który wygląda na dziczkę z LSD-owskiego pnia. Bo import Gawkowskiego oznacza dla opinii publicznej jedno – Biedroń i jego projekt to jakaś satelitarna akcja na orbicie SLD, czyli coś zupełnie niszowego. Odżegnywanie się od terminu „lewica” nic tu nie pomoże. Każdy dziś mówi, że „słucha ludzi”, że „chodzi mu o Polskę, a nie o politykę” i temu podobne bzdury. Takie pomysły na retorykę partyjną to sobie można wygooglać za darmo. Macron dla ubogich…

Przeglądam konto Roberta Biedronia na Twitterze. Filmikowa informacja o aporcie Gawkowskiego ma 62 polubienia w ciągu trzech godzin. No, słabo, jak na wielkich liderów lewicy, a tym bardziej liderów wszystkiego co się rusza (bo, jak twierdzi Biedroń, czy „lewica” czy „prawica”, to się jeszcze zobaczy – w postpolityce to wszystko jedno). Inne tweety na temat Gawkowskiego oraz wyjątkowości Biedronia też nie lepiej. Co się dzieje? Naród nie uwierzył czy nie ma konta na Tweeterze? A może po prostu nie ma co lajkować mało twórczych przechwałek w rodzaju „Łączenie z innymi ugrupowaniami to szybka droga do stołków. A ja nie jestem w polityce dla stołków, tylko dla realnej zmiany”?

Robert Biedroń traci gust i wyczucie. A może traci grunt pod nogami, skoro ucieka się do pomocy starych SLD-owców? Bo nowością tu nie pachnie, lecz raczej myszką trąca. I jeśli brać na serio zapowiedzi, że partia Biedronia nie będzie szła do wyborów w koalicji, lecz osobno, to szykuje się powtórka z Razem. Z Gawkowskim po cztery procent – czy to jest plan polityczny pretendenta do przewodzenia odnowionej polskiej lewicy? Bo jeśli tak, to ja dziękuję i postoję.