Koronawirus: czy Polska to dziki kraj?
Wygląda na to, że z powodu dmuchania na zimne nie odbędzie się wiele ważnych imprez. Być może nawet tegoroczny konkurs chopinowski nie dojdzie do skutku (choć na razie to tylko zły sen, a nie realny problem). Wstrzymano sprzedaż biletów na eliminacje, które może odbędą się dopiero we wrześniu! Cóż, wkrótce się przekonamy, czy nasz kraj i nasze społeczeństwo zdolne są utrzymać na wodzy bezrozumne stadne emocje, czy też może zwycięży zbiorowy rozsądek w miarę wykształconych i światłych obywateli.
Najwięcej zależy od władzy. Jednakże w jej interesie jest ni mniej, ni więcej, tylko pobudzać panikę przez nachalne powtarzanie uspokajających komunikatów: „nie ma powodu do paniki”! Dzięki temu władza wywołuje efekt społecznej mobilizacji i zyskuje na popularności. Z koronawirusem Dudzie łatwiej będzie wygrać niż bez niego.
Nie mam więc dobrych przeczuć. Możliwe, że czeka nas farsa „reżimu zarazy”, epidemiologiczne małe „stany wojenne” (nie bez kozery przepycha się opresyjną ustawę dającą władzom nadzwyczajne uprawnienia pod pretekstem walki z zagrożeniem epidemicznym), a także wielkie marnotrawstwo środków.
Tymczasem skutki stosowania nieproporcjonalnych sanitarnych środków zabezpieczających mogą być fatalne – także dla życia ludzkiego. Wystarczy zablokować kilka łóżek szpitalnych za dużo, a już ktoś będzie musiał za to zapłacić brakiem dostępu do świadczeń medycznych i – być może – życiem. Gdy słyszę, jak wysoki urzędnik mówi, że „w obliczu zagrożenia społeczeństwo powinno stanąć przy panu prezydencie”, to ciarki mi idą po plecach. Nie róbcie z polityki zdrowotnej, a zwłaszcza z polityki bezpieczeństwa epidemicznego, paliwa partyjno-wyborczego!
Zdrowie nie może być zabawką w rękach polityków. Czy pamiętacie, jaki był koszt napaści słownej Zbigniewa Ziobry na wybitnego chirurga przeszczepiającego serca? W wyniku tej pokazówki liczba przeszczepów serca w kolejnych latach spadła o ponad sto. Mam tłumaczyć, co to oznacza? Zabawa w dowolne, nieoparte na podstawach naukowych przesuwanie środków finansowych i organizacyjnych „w kierunku koronawirusa” kosztem innych, niezidentyfikowanych nawet grup pacjentów, ot tak, na zasadzie „politycznych warcabów” – to igranie z ludzkim życiem.
Jako bioetyk apeluję do Kaczyńskiego i jego ludzi: nie grajcie koronawirusem, bo może to kosztować życie wielu ludzi. Słuchajcie lekarzy „zakaźników”, epidemiologów, specjalistów w zakresie zdrowia publicznego, a nie doradców PR, zausznych besserwisserów z otoczenia prezesa i własnych intuicji. Róbcie to, co trzeba, i ani trochę więcej. W tych sprawach nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu.
Pamiętajmy o jednym – problem koronawirusa wciąż jest mniejszy niż problem grypy i zapewne taki pozostanie. A przecież ta straszna choroba, jaką jest grypa, nie wywołuje żadnego specjalnego poruszenia ani nie prowokuje do stosowania przez państwo środków nadzwyczajnych. Tymczasem powikłania pogrypowe przyczyniają się do śmierci ponad stu Polaków każdego dnia. Grypa to choroba bardzo zaraźliwa i zbierająca śmiertelne żniwo w skali masowej, mimo że ogólnie zdrowy człowiek nie musi się jej bać. Jednakże dla ludzi schorowanych, a zwłaszcza najstarszych, zakażenie wirusem grypy jest niebezpieczne.
Zakażenie koronawirusem SARS-Cov-2, prowadzące do zachorowania na chorobę o nazwie Covid-19, jest wielokrotnie bardziej niebezpieczne niż zakażenie wirusem grypy (którąś z jego odmian). Jednak ze statystycznego punktu widzenia dopóki, dopóty liczba zakażeń koronawirusem nie będzie sięgać kilkuset dziennie w skali kraju, wszystkie przedsiębrane środki bezpieczeństwa są potrzebne i wskazane głównie ze względu na ryzyko zarażenia się grypą.
Walka z koronawirusem – polegająca na tych samych zaleceniach i praktykach co walka z wirusami grypy – to długo jeszcze będzie w istocie rzeczy walka z grypą i jeśli walka ta doprowadzi do uniknięcia pewnej liczby zgonów w skali ogólnospołecznej, to będą to głównie zgony w wyniku powikłań grypy. Inaczej mówiąc: gdy rząd dzielnie zwalczać będzie koronawirusa, faktycznie ratować nas będzie przed grypą. No i dobrze. Byle odbywało się to we właściwych ramach.
A jednak powoli narasta histeria wokół koronawirusa i grożącej nam epidemii. Z głębi społecznego arche dobywają się groźne miazmaty lęku przed zmazą i pragnienie rytualnej czystości. Nasze społeczeństwo należy do najmniej zracjonalizowanych w Europie – jego archaiczne, plemienne warstwy mentalne i kulturowe pokryte są bardzo cienką warstwą racjonalizacji.
Nic dziwnego, skoro niemal wszyscy uczeni są od dziecka udziału w archaicznych obrzędach magiczno-religijnych, a edukacja korzy się przed mitem i rytuałem. Nie ma więc czemu się dziwić, że ludzie podejrzewają jedni drugich o histerię i bojąc się, że tamci wszystko wykupią, sami wszystko wykupują. Za chwilę zacznie brakować towarów, zamykane będą szkoły oraz inne instytucje i miejsca publiczne, a każdy, kto kichnie w tramwaju, będzie musiał obawiać się aresztowania w izolatce. Wystarczy kilka czy kilkanaście zgonów z powodu Covid-19 i się zacznie!
A może nie? To będzie dla nas narodowy test charakteru i poziomu rozwoju cywilizacyjnego. Czy zwycięży bezrozumna agresja i magiczny lęk, tkwiąca w nas dzikość człowieka pierwotnego, czy może umiar i zdrowy rozsądek? Czy za chwilę nastanie pompatyczny reżim, istny medyczny stan wojenny, czy może jednak nic się nie stanie?
Czy PiS wyrzuci miliardy na pokazowe działania zapobiegające epidemii, czy też wykonywać będzie to, co zalecają fachowcy i nakazują procedury wynikające z prawa Unii Europejskiej i Polski?
Z ciekawością i niepokojem czekam, co też się wydarzy. No i zaklinam los, aby nam nie zepsuł chopinowskiego święta!