Biedni Polacy patrzą na obchody rocznicy powstania w getcie
To jakiś cud, że tyle lat po wojnie tysiące Polaków niemających żadnych żydowskich przodków ani może nawet znajomych przypina sobie do ubrań żonkile na znak pamięci o zbrojnym powstaniu garstki skazanych za zagładę mieszkańców warszawskiego getta. Niespełna tysiąc na wszystko gotowych i niemających bodaj żadnej nadziei ratunku młodych ludzi zapragnęło umrzeć w walce – jak ich przodkowie w pustynnej twierdzy Masada. I tak też umarli.
Było to w świąteczny miesiąc pesachowo-wielkanocny 1943 r. Dlaczego młodzi Polacy, wcale nie tak nieliczni, lecz i nie tak nieliczni, chcą o tym pamiętać? Dlaczego żałują tamtych? Dlaczego podziwiają?
Wtedy, tej strasznej wiosny 1943, też nie tak liczni patrzyli na dymy unoszące się nad gettem ze współczuciem. Więcej było takich, którzy patrzyli z lękiem. Wielu gratulowało sobie, że choć żyją w upodleniu i terrorze, pod niemieckim knutem, to przecież są tam, w piekle getta, tacy, którzy mają jeszcze gorzej. Może jest w tym jakaś boska i dziejowa sprawiedliwość, że ich to spotkało?
Nie było badań socjologicznych w czasie wojny. Jesteśmy zdani na wspomnienia tych, którzy wtedy żyli. Na wspomnienia płaczącego przed kamerą Jana Karskiego i przejętego zgrozą Czesława Miłosza, piszącego wiersz „Campo di Fiori”. Jednak proporcji postaw Polaków zmierzyć nie podobna. Ilu było współczujących? Ilu obojętnych? Ilu bezmyślnych klientów osławionej karuzeli, tak brutalnie uwiecznionej przez Miłosza? A ilu przerażonych? A może każdy miał w sobie trochę takich i trochę takich uczuć? Nie da się tego już ustalić.
Łatwiej by było dowiedzieć się, co myślą współcześni. Wiemy jednak niewiele. Wiemy, że większość Polaków nie wie, czym było powstanie w getcie warszawskim i kiedy miało ono miejsce. Większość nie wie, że sytuacja Żydów była w okupowanej Polsce nieporównanie cięższa niż położenie Polaków. Większość nie wie, że Żydów w czasie wojny ogół społeczeństwa raczej nie żałował i tylko niewielu angażowało się bezinteresownie w pomaganie im. Ba, większość Polaków myśli, że w pomaganie zaangażowanych było bardzo wielu, a za to w krzywdzenie Żydów – nieliczni.
Niestety, z wiedzą o tych sprawach udało się po dekadach haniebnego załgania przebić tylko do kilku, może kilkunastu procent społeczeństwa. A i to jedynie częściowo. Zresztą to w sumie „stare sprawy”. Jakoś uciekły nam niepostrzeżenie lata i dekady, a wraz z nimi zapadli się w przeszłość świadkowie.
Tym bardziej zadaję sobie pytanie: skąd ten cud tysięcy, tysięcy młodych i niemłodych Polaków z żonkilami? Co myślą? Co czują? Mam w tej sprawie jedynie przeczucia (więc liczę na jakieś badania). Sądzę, że postawy współczesnych Polaków wobec upamiętnień Zagłady, a w tym powstania 1943 r., są podobnie zróżnicowane jak w czasie wojny. Dominuje niewiedza bądź obojętność – często o nieprzyjaznym zabarwieniu. Żydzi wydawali się, a tym bardziej dziś wydają się obcy. Ich śmierć nie jest równoważna z polską śmiercią, a ich prawo do pamięci zobowiązuje raczej mieszkańców Izraela niż Polski. To nie za bardzo nasza sprawa, myśli zapewne wielu Polaków.
Są jednakże i inni. Tacy, którzy uważają Żydów za obcych bliźnich, z którymi naszym pradziadkom zdarzyło się być sąsiadami. Obcy, lecz bliźni. Tacy jak współcześni uchodźcy, a może Arabowie i Wietnamczycy, niezbyt licznie osiedleni w Polsce? To dla mnie egzotyczne i dziwaczne porównanie, lecz wydaje mi się, że wielu przyjaciół Żydów wykazuje się takim właśnie „ogólnohumanitarnym” podejściem. Dobre i to, choć w odmawianiu swojskości czy rdzenności Żydom widzę dalekie echo antysemickiego wykluczenia. Nie będę jednak za bardzo wybrzydzał.
Są jednakże i tacy, których świadomość sięga dalej. Wiedzą sporo o Żydach i Zagładzie. Myślą o niej ze zgrozą i współczuciem. Po prostu wiedzą i pamiętają. Wiedzą, czym były getta i wywózki do obozów śmierci. Brzydzą się antysemityzmem i małostkowością tych, którym zawsze o męce Żydów za dużo, a o męce Polaków za mało.
Wy, którzy nosicie dziś żonkile i pamiętacie o tym małym-wielkim epizodzie II wojny, historii Zagłady i historii Polski, jesteście dobrymi i wrażliwymi ludźmi. Macie w sobie jakąś odwagę i wielkoduszność, nawet jeśli wpinanie sobie żonkili 19 kwietnia jest już w Waszych środowiskach powinnością i nie wypada czynić inaczej. Bo skoro tak jest, to ta wielkoduszność i gest stały się najwidoczniej wartością społeczną. A to przecież tym lepiej.
Nie sztuka pamiętać o Zagładzie i powstaniu, jak się jest Żydem, choćby i w ćwierci. Co do reszty – to jednak trochę sztuka. Dziękuję Wam, że nie jesteście „ubogimi duchem”, czyli „biednymi” Polakami, którzy bezradnie i ostatecznie bezmyślnie i bezczynnie patrzą na upamiętnianie powstania w getcie. Dzięki Waszemu „bogactwu” pamięć żydowskich bojowników jest należycie zachowana, a ich dumna śmierć wciąż do nas przemawia, z całą jej onieśmielającą niesamowitością i grozą. Gdyby wiedzieli, jak to będzie w Polsce po tak wielu latach, umierałoby się im lżej. 19 kwietnia dobrze być w Polsce Żydem.