Moralny szantaż podatkowy
Wyliczyłem sobie, że w nowym systemie podatkowym, zapowiadanym przez PiS, będę płacił co miesiąc ok. 700 zł więcej podatków (PIT i składek). Czy to mnie zmotywuje do intensywniejszej pracy, czy wręcz przeciwnie? Nie wiem jeszcze. A czy poczułem gorycz? Trochę tak, lecz jednocześnie wstyd, że chciałbym zachować niskie podatki mimo swoich lewicowych przekonań (w Polsce podatki są wciąż niezbyt wysokie jak na Europę). I właśnie to – moralny szantaż, którego stałem się ofiarą – uwiera mnie najbardziej.
To się nazywa „brać kogoś pod włos”. Chciałeś sprawiedliwości i progresji podatkowej? No to ją masz! Owszem, chciałem i z pełnym przekonaniem o słuszności takiej zmiany płaciłbym te kilka dodatkowych tysięcy podatków, gdyby nie to, że trafią one w ręce rządu, który używa redystrybucji do politycznego przekupstwa, dając pieniądze swoim wyborcom – kosztem pozostałych. Gdyby nie to, że kradnie i sprzeniewierza wielkie kwoty, używając ich do wzmocnienia swojej władzy poprzez rozwój aparatu propagandy i umacnianie klientyzmu. Gdyby nie to, że pozbawia środków samorządy, aby władać państwem z partyjnej centrali – jak w PRL. Gdyby nie to, że polska redystrybucja to połączenie anachronicznych inwestycji we własną megalomanię rządzących z rozdawnictwem ukierunkowanym na wyborców rządzącej partii.
Przede wszystkim jednak mój sprzeciw budzi skrajna niesprawiedliwość polskiego systemu podatkowego, który po reformie nadal będzie niesprawiedliwy, i to jeszcze bardziej. Nie wiem, czy jest jakiś drugi kraj na świecie, w którym podatek dochodowy od osób fizycznych (PIT) jest fikcją, nie obejmując wszystkich osób fizycznych osiągających dochody powyżej pewnego progu. W Polsce PIT nie płacą rolnicy, w tym cała rzesza właścicieli pięknych nowych domów z ogrodami i niepustymi garażami. Z biegiem lat staje się to wulgarną niesprawiedliwością – odwróconym przywilejem klasowym dawnej szlachty, a przede wszystkim dowodem słabości państwa, które boi się przywrócić sprawiedliwość, a także nędzy moralnej społeczeństwa, korzystającego z tego rodzaju przywilejów bądź dającego na nie przyzwolenie. Podatku niemalże nie płaci również kler (jeśli nie liczyć żenujących ryczałtów, które służą chyba tylko temu, aby obłudnie zakamuflować faktyczne nieopodatkowanie tego „państwa w państwie”), co zresztą stanowi jedynie drobny ułamek dramatycznych uszczupleń majątku państwa w wyniku jego wasalizacji względem Kościoła.
Do tego PiS dorzucił zwolnienie z podatku PIT młodzieży do lat 26, co ma się tak do równości i konstytucji jak pięść bandyty do nosa „frajera” w praskim zaułku. Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, aby ulgi i przywileje zastrzeżone dla słabych, chorych i pokrzywdzonych przyznać młodym, zdrowym i zdolnym do ciężkiej pracy. To przykład zupełnej anomii i niezdolności do myślenia w kategoriach moralnych i konstytucyjnych oraz zbiorowego zaburzenia narcystycznego, wyrażającego się w projektowaniu miłości własnej przez niespełnionych pięćdziesięciolatków na dorosłe dzieci (które masowo rozpieszczamy i czynimy życiowymi kalekami).
Prostackie przekupstwo polityczne tolerowane jest tylko dlatego, że w amoralnych społecznościach, w których nie ma ani więzi społecznej, ani moralności publicznej, każdy pilnuje wyłącznie własnego nosa, a inni tak dalece go nie obchodzą, że nawet nie obchodzą go ich nienależne przywileje.
Bulwersującym przykładem tego amoralizmu jest również powszechne poparcie dla 500+, które otrzymują również bogaci. Ważne, że dostaję JA, więc niechaj mają i bogaci, skoro jakaś ideologia (że to nie „świadczenie”, lecz „powszechne prawo obywatelskie”) albo technologia wyborcza (piarowcy doradzają, żeby mówić „wszyscy”, bo to się łatwo zapamiętuje) każe dawać również im. W końcu co mnie to obchodzi, skoro JA swoje dostaję?
W nowym systemie podatkowym emeryci będę mieli ok. 100-200 zł miesięcznie więcej. Bardzo dobrze. Przedsiębiorcy zapłacą dodatkowe podatki w formie ubezpieczeń za swoich pracowników. Wszyscy zapłacą nowy podatek w formie składki doliczanej do podatku ogromnej składki zdrowotnej. Zapłacą go również naprawdę biedni ludzie, najmujący się do prac sezonowych. Szara strefa będzie się więc miała jeszcze lepiej niż dziś.
W rezultacie zmian każdy, kogo nie stać na kredyt, zyska. Każdy, kogo na kredyt stać – zbiednieje. Żadna tam klasa średnia – wystarczy zarabiać 7 tys. brutto, a już na podatkach PiS-PIT się straci. To zaproszenie do szarej strefy i poważny „demotywator”. Ani z punktu widzenia polityki społecznej, ani z punktu widzenia finansów państwa, ani z punktu widzenia moralności publicznej, czyli sprawiedliwości społecznej, pisowska reforma nie jest dobra czy korzystana. Jest za to bardzo korzystna z punktu widzenia technologii wyborczej. Zwłaszcza gdy uda się wielu wyborcom „zwrócić nadpłacony podatek” na kilka tygodni przed datą wyborów. A jestem spokojny, że się uda.