Gądecki przeprasza za pedofilię czy pluje na ofiary?
Za co to już Kościół katolicki nie przepraszał! Za gnębienie Indian, za inkwizycję, za spalenie Bruna i tysięcy kobiet, za współpracę z Hitlerem, za prześladowanie Galileusza, za średniowieczne rzezie i udział w ludobójstwie w Rwandzie. Ostatnio końca nie ma przeprosinom za pedofilię.
Moda na przeprosiny dotarła nawet do Polski. Przyparci do muru, polscy biskupi też sobie czasem przeproszą. No, może tak było kilka lat temu. Teraz to zwykła rutyna – przypierać do muru nawet nie trzeba. Taki np. abp Gądecki ma sobie czelność w imieniu narodu zawierzać ów naród swemu bóstwu (wypraszam sobie, kolego!), a przy okazji sobie przeprasza za nieswoje winy (aborcja, partyjniactwo…). A przy okazji do tej okazji przeprasza sobie od niechcenia za pedofilię księży i „zaniedbania przełożonych”, jak to kłamliwie nazywa systemowe, całkowicie „dbałe” i właściwie bezwyjątkowe krycie pedofilów przez biskupów. Że to niby inni też Bogu zawinili i ta cała pedofilia to tak w tłoku ujdzie.
Otóż te wszystkie wasze biskupie przeprosiny ważą tyle co chamski rechot „no co, przecież powiedziałem przepraszam, o co jeszcze chodzi!”. Albo jeszcze gorzej: „patrzcie, jaki święty jest nasz Ojciec Święty, padajcie przed nim na kolana, bo obdarzył was łaską swoich przeprosin”.
To ja może, jako ten profesor od etyki, a także uczciwy człowiek, ze swych moralnych wyżyn przypomnę panu Gądeckiemu i innym hucpiarzom, którzy mają czelność przepraszać pomordowanych i zgwałconych, jakie są warunki, które muszą spełnić, żeby ich przeprosiny miały moralną wartość wychodzącą poza charknięcie flegmą prosto w twarz ofiar. Bo (mam nadzieję, że nie znajdą się tu żadni polemiści) przeprosiny są najcięższą obrazą, jeśli nie wynikają z prawdziwej skruchy, woli poprawy i naprawienia krzywd. Bez prawdziwej ekspiacji, rozpamiętywania win, prawdziwego zaangażowania w zadośćuczynienie i błagania o wybaczenie przeprosiny nie są bynajmniej nic niewarte. Są wiele warte: są kolejną torturą. Są paroksyzmem pychy i bezwstydu, agresją wobec ofiar i szydzeniem z nich. Są kolejnym przypisem do zbrodniczych dziejów tzw. Kościoła katolickiego. Jeśli zaś ten czy inny biskup zamiast przepraszać ofiary, przeprasza swoje bóstwo, to daje wyraz bezmiernej pogardzie wobec nich. Czy 30 tys. księży zboczeńców molestowało Jezusa Nazaretu, czy może dzieci i młodzież całego świata, gdzie tylko zalęgła się ta przerażająca instytucja?
Czymś żenującym jest branie kościelnych przeprosin (tych kierowanych do ofiar) za dobrą monetę przez wykształconych ludzi, a w tym przez redaktorów gazet, które informują o tym bezkrytycznie, a nawet z aprobatą, jakby wierzyły, że Kościół ma w sobie jakieś dobro i może wejść na drogę oczyszczenia, co w jakiejś perspektywie, nie wiem, miałoby dać mu prawo do pouczania innych?
Nie rozumiem, co sobie te gazety myślą. Że jak Franciszek wywali jeszcze stu biskupów, a stu innych uderzy się w piersi, to za pięć lat zamiast 5 proc. księży pedofilów będziemy mieli 4 proc., a za 20 pouczanie ludzi przez biskupów stanie się czymś moralnie akceptowalnym i przestanie budzić zgorszenie i wstręt w duszach adeptów wrażliwości moralnej? O co właściwie tu chodzi? Jakie tu są rachuby? Bóg raczy wiedzieć. Niezbadane są serca drobnomieszczańskich redaktorów.
Wierząc, że wśród pań i panów redaktorów są wspomniani adepci moralnej wrażliwości, pragnę przypomnieć, jakie warunki musiałby spełnić Kościół, aby jego przeprosiny nie były policzkiem i kolejną torturą dla ofiar.
Po pierwsze, pełna otwartość! Ciężarówki z kościelnymi aktami spraw pedofilii powinny pojechać do prokuratur, a biskupi powinni ustawić się w kolejce do prokuratorów, aby złożyć zeznania w sprawie księży pedofilów, których dotychczas kryli. Powinni też złożyć doniesienia na samych siebie, gdyż jak dotąd wszyscy są po prostu przestępcami, nie wykonując nakazanego prawem obowiązku informowania władz o znanych sobie przestępstwach. Niestety, w Kościele obowiązuje zakaz współpracy z władzami świeckim, a papież Franciszek robi z siebie błazna, udając, że walczy z pedofilią, i jednocześnie utrzymując ten zakaz. Zgrywać się też trzeba umieć!
Po drugie, ekspiacja. Przeprosiny muszą być powiązane z dokładnym przestawieniem win i obietnicą poprawy, a także konkretnym i wiarygodnym planem, jak do takiej poprawy miałoby dojść.
Po trzecie, błagania ofiar o wybaczenie. Oczywiście nie bezwarunkowe, lecz będące następstwem zadośćuczynienia i poprawy.
Po czwarte, zadośćuczynienie, czyli wezwanie ofiar do zgłaszania się i przyjęcia godziwych odszkodowań – na tyle wysokich, aby ich wypłacenie stanowiło znaczące pogorszenie sytuacji materialnej Kościoła. Nie znam we współczesnej historii bardziej obezwładniającego moralnie przykładu chamstwa i bezczelności niż zafrasowani księża mówiący, że polski system prawny nie przewiduje wypłat odszkodowań dla ofiar pedofilów. Oczywiście ci księża na serio liczą na debilizm swojej publiki, która gotowa jest wziąć te bezczelne „tłumaczenia” za dobrą monetę, nie mając dość rozumu, aby odkryć, że brak obowiązku nie oznacza, że takie odszkodowania – z moralnego punktu widzenia w sposób oczywisty obowiązkowe – nie mogą zostać wypłacone. Chyba tylko twierdzenie, że Kościół nie odpowiada za czyny księży pedofilów, mogło być bardziej wulgarne. Ale na szczęście ten akurat haniebny greps z kapłańskich ust już się od jakiegoś czasu tak masowo nie wylewa.
Po piąte, poprawa. Poprawa wymaga stworzenia mechanizmów prewencji i kontroli oraz stałej współpracy ze służbami i aparatem ścigania, tak aby posyłanie dzieci na religię i na kościelne imprezy stało się po prostu dla nich bezpieczne seksualnie i fizycznie (bo z pewnością nie moralnie ani mentalnie – ale to już inna historia).
Gdy te warunki będą spełnione, panowie papieże i biskupi będą mogli powoli zabrać się do mozolnej pracy budowania sobie reputacji ludzi uczciwych. A gdy to się po wielu latach czy raczej dekadach stanie, będzie można pomyśleć o jakichś nieśmiałych krokach w kierunku proponowania wiernym pewnych refleksji i idei moralnych. Ale to już czysta ecclesial fiction.
Komentarze
Gądecki może „powierzyć” krawcowi kupon materiału, jeżeli jest jego właścicielem, na uszycie księżej kiecki.
Nie jest właścicielem „narodu” i niech się od niego od….li.
Od jakiegoś czasu za sprawą kilku ludzi w purpurowych sukienkach i takowych myckach, chodzą mi po głowie pewne rozważania mistyczne.
Abepe Marek Jędraszewski jest jednym z aktywniejszych polskich purpuratów. Trochę wypowiadał się także niejaki Gądecki oraz katowcki Skworc. Jednak oni obecnie ustępują – moim zdaniem – w słownych wystąpieniach i przekazach abepe Jędraszewskimu.
Co łączy tych najbardziej ostatnio wygadanych? Wszyscy zaliczyli rozmaite medialne wpadki. Ich oblicza raczej nie kojarzą się ze świętością, dobrą nowiną i czymś wzniosłym, a świętoszkowatością. A to stanowi sporą różnicę w tym, jak wyobrażamy sobie osobę zajmującą się kwestiami mistycznie wzniosłymi.
Lata temu Kościół znalazł się w moich zainteresowaniach służbowych. Rzetelność wymagała ode mnie skrupulatnego poznania struktury tej instytucji oraz zasad jej funkcjonowania. Proces kształcenia przyszłych duchownych oraz ich wyświęcania. I dzisiaj – wolnych chwilach – obserwując rozmaite nieprawości czy odchylenia od standardów postępowania i zachowania ludzi konsekrowanych, zastanawiam się ilu z nich zostało „uświęconych” wbrew nakazanej procedurze. Co wcale nie jest takie trudne. Pominięcie jakichś słów, drobna zmiana kolejności ich wypowiedzenia, skryty gest niezgodny z obowiązującym ceremoniałem, powinny skutkować realną nieważnością czynności.
Czy księża diakoni wyświęceni przez biskupa zboczeńca lub świadomego odstępcę, są poprawnie i ważnie ustanowionymi księżmi? Tak Gądecki jak i Jędraszewski deklarują się jako ludzie wierzący. Czyli obok Boga uznają także i Szatana z całym jego piekłem. Pytanie – czy jeśli w jego procedurze wyświęcenia doszło do niezgodności lub działania w złej wierze ze strony wyświęcającego, to on służy Bogu czy może też jednak Szatanowi? Czy konsekrowany wyznawca diabła, wyświęca nowych księży Bogu, czy Szatanowi? I na ile jego tzw. dobra nowina jest ewangelicznie prawdziwa?
Może wierni nie powinni tak bezkrytycznie wierzyć w słowa wystrojonych ponad wszelką przyzwoitość pasterzy. Podobno Jezusa wyróżniała od ogółu tylko jego mowa, a nie stroje i bizantyjskie zachowania.
No z ust Pan mi to wyjął. Słabi przepraszają. Silnie się nie kajają. Są religie, które akurat w ogóle nie przepraszają za swoje zbrodnie i kwestii odszkodowań ni ma 🙂
Krk to mafia działająca podobnie do oszusta matrymonialnego, który swej wybrance obiecuje małżeństwo, a gdy już wydoi ją z kasy, to znika. Krk nie musi znikać, bo obietnic nie składa we własnym imieniu, ale w imieniu Boga, którego w tym celu stworzył, a obiecuje nie małżeństwo, lecz zbawienie, i to nie za życia, ale dopiero po śmierci. Krk obiecuje więc gruszki na wierzbie, a mimo to jest na nie tylu chętnych. Krk traktuje wiernych jakby nie byli ludźmi, lecz owcami przeznaczonymi na rzeź. Trudno to pojąć, ale bardzo często wierni też tak siebie traktują. Człowiek nie pozwoliłby przecież na to, by ksiądz gwałcił jego dziecko. Człowiek nie pozwoliłby również na to, by ksiądz pouczał go z ambony, gdy sam do tych pouczeń się nie stosuje. Człowiek nie pozwoliłby także na to, by ksiądz stale wydzierał mu pieniądze, nawet te ostatnie. Człowiek nie pozwoliłby na to, by ksiądz stawiał się ponad prawem, które obowiązuje przecież wszystkich. Człowiek nie chroniłby bandyty, tylko dlatego, że ten jest duchownym. Człowiek nie pozwoliłby na to, by ksiądz publicznie go upokarzał, przepraszając za zbrodnie, których się dopuścił razem z innymi duchownymi. Człowiek zażądałby aresztowania podejrzanych i postawienia ich przed sądem. Człowiek zażądałby rozwiązania tak zbrodniczej organizacji, jaką stworzyli duchowni. Człowiek wierzący w Boga respektowałby jego nakazy i zakazy i nie pozwoliłby łamać ich innym wierzącym. Ktoś, kto łamie dobrowolnie przyjęte zasady postępowania, szczególnie takie, które pochodzą od jego Boga, jest ostatnią kanalią, a dla takich nie powinno być miejsca wśród ludzi uczciwych, poważnie traktujących prawa i wolności innych ludzi.
Przepisom prawa podlega także Krk i jego funkcjonariusze. Demokratyczne państwo prawne nie może sobie pozwolić na to, by jakakolwiek grupa stała ponad prawem, bo wtedy przestaje być państwem prawnym i demokratycznym, a staje się bezwolnym narzędziem w rękach bandytów, którymi są także ci działający w białych rękawiczkach lub zasłaniający się krzyżem. W demokratycznym państwie prawnym nie ma miejsca dla organizacji, które choćby tylko napomykają o tym, by nie kontrolować ich działalności pod względem zgodności z prawem. W demokratycznym państwie prawnym organizacje takie jak Krk powinny być stale i drobiazgowo kontrolowane, choćby tylko po to, by nie było wątpliwości, że działają z poszanowaniem prawa i w interesie społecznym. Bóg z pewnością się nie obrazi, tym bardziej że nie zwykł wtrącać się w sprawy kościoła.
Naród polski jest głęboko przekonany, że poniższe słowa ewangeliczne są głównie do niego skierowane: „Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła” – więc uznaje siebie za kolejny Naród Wybrany, wyjątkowo szlachetny i przeznaczony do zbawienia, dlatego tym bardziej nie widzi potrzeby aby kogokolwiek i za cokolwiek przepraszać, a jeśli już to tylko delikatnie i mimochodem, co właśnie widzimy w słowach i postawie przedstawicieli Episkopatu.
Ciekawe co o tym sądzą Żydzi, Rosjanie, ludzie radzieccy, komuniści, byli członkowie Partii, Czesi, Niemcy, Chińczycy, Koreańczycy z Północy, Cyganie (Romowie), ludzie LGBT, Czarni (Afroamerykanie), byli funkcjonariusze, ubodzy w duchu, niewykształceni, prolet, nie należący do tzw. elit, intelektualistów i szlachty, zjadacze chleba?
Boga/bogów wszelkich religii i wyznań, wymyślili ludzie, by gnębić innych ludzi…
logo
13 czerwca 2021
0:45
„Krk obiecuje gruszki na wierzbie, a mimo to jest na nie tylu chętnych”.
Tak, to prawda!
Taki stan rzeczy stanowi swoistą zagadkę dla sporej części populacji światowej. I zapewne jeszcze długo tak będzie, pomimo tego, że Krk wyraźnie traci swoje wpływy, może nie wszędzie, ale w wielu miejscach. O tym jestem przekonany.
Więcej: w takiej sytuacji, samo przypomina się znane skądinąd powiedzenie, że człowiek musi w coś wierzyć. Podobno? Stąd m.in. wiara w przysłowiowe „gruszki na wierzbie”.
zak1953
„Podobno Jezusa wyróżniała od ogółu tylko jego mowa, a nie stroje i bizantyjskie zachowania”.
Od przywódców judaizmu odróżniało Jezusa coś jeszcze. O uczonych w piśmie i faryzeuszach powiedział: „Czyńcie wszystko, co wam mówią, ale nie naśladujcie tego, co robią, bo mówią, ale sami tak nie postępują” (Mat. 23:3).
Tymczasem Jezus stosował się do tego, czego nauczał.
@logo
13 CZERWCA 2021
0:45
@@polska socjalistyczna
13 CZERWCA 2021
3:42
@Rakoczy
13 CZERWCA 2021
8:04
„PRIMUS IN ORBE, DEOS FECIT TIMOR”
Mam już 88 lat. W okresie studiów uczestniczyłem prawie we wszystkich spotkaniach prof. Kotarbińskiego z młodzieżą akademicką . czuję się więc wychowankiem Profesora.
Ukończyłem studia ekonomiczne i jestem również wychowankiem prof. Oskara Lange , oraz prof. Eugeniusza Eugeniusza Kwiatkowskiego. Ideologicznie byłem i jestem lewicowcem.
Przykro mi ale podstawy do arogancji zapewniły episkopatowi polskiemu rządy lewicowe panów Kwaśniewskiego i Milera podpisując z Watykanem poddańczy Konkordat. Oczywiście ważną rolę w jego podpisaniu odegrała ówczesna premier
pani Suchocka .
Oczywiście Watykan po zakończeniu Jej misji dyplomatycznej na stanowisku ambasadora przy Watykanie powołał Ją dożywotnio w skład jakiejś komisji papieskiej.
Wystarczyło tylko zapoznać się z przedwojennym konkordatem podpisanym w 1925 roku przez Prezydenta Wojciechowskiego w którym dość jasno została rola biskupów.
Cytuje treść najważniejszych artykułów tego konkordatu dotyczący biskupów:
„Artykuł XI.
Wybór Arcybiskupów i Biskupów należy do Stolicy Apostolskiej. Jego Świątobliwość zgadza się zwracać się do Prezydenta Rzeczypospolitej przed mianowaniem Arcybiskupów i Biskupów diecezjalnych, koadjutorów „cum iure successionis” oraz Biskupa polowego, aby upewnić się, że Prezydent nie ma do podniesienia przeciw temu wyborowi względów natury politycznej.
Artykuł XII.
Ordynarjusze powyżsi, przed objęciem swych czynności, złożą na ręce Prezydenta Rzeczypospolitej przysięgę wierności według formuły następującej:
„Przed Bogiem i na Święte Ewangelje przysięgam i obiecuję, jak przystoi Biskupowi, wierność Rzeczypospolitej Polskiej. Przysięgam i obiecuję, iż z zupełną lojalnością szanować będę Rząd, ustanowiony Konstytucją, i że sprawię, aby go szanowało moje duchowieństwo. Przysięgam i obiecuję poza tem, że nie będę uczestniczył w żadnem porozumieniu, ani nie będę obecny przy żadnych naradach, któreby mogły przynieść szkodę Państwu Polskiemu lub porządkowi publicznemu. Nie pozwolę memu duchowieństwu uczestniczyć w takich poczynaniach. Dbając o dobro i interes Państwa, będę się starał o uchylanie od niego wszelkich niebezpieczeństw, o których wiedziałbym, że mu grożą.”
Proponuję Państwu Komentatorom zapoznanie się z pełną treścią tego dokumentu, oraz porównanie go z aktualnie obowiązującym.
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie, JH
Optymatyk
13 czerwca 2021
16:01
PRIMUS IN ORBE DEOS FECIT TIMOR [pol. Bogów na świecie najpierw stworzył strach].
Publiusz Papiniusz Stacjusz (ok. 45-96 r. n.e.), poeta rzymski, poemat epicki Tebaida.
Owszem, przyznaję, ciekawie brzmi powyższa sentencja łacińska, zresztą jak wiele, wiele innych. W zasadzie wszystkie sentencje łacińskie – pięknie, wręcz dostojnie brzmią, szczególnie nad wejściami do wielkich gmachów bądź reprezentacyjnych sal publicznych.
Dlatego wcale się nie dziwię, że wielu mężów stanu, polityków i dyplomatów, urzędników państwowych i samorządowych, a także parlamentarzystów, którzy w przeszłości uzyskali klasyczne wykształcenie humanistyczne i nie tylko – tak ochoczo sypie sentencjami łacińskimi, jak z przysłowiowego rękawa. Ma to miejsce codziennie, w urzędach oraz na salonach. A nawet na forach portali internetowych, gdzie niejednokrotnie, również można spotkać miłośników cywilizacji i kultury starożytnej Grecji i Rzymu.
Ze swej strony jedynie podpowiadam, aby obok sentencji łacińskiej, dołączyć tłumaczenie na język polski. Chociażby ze względów praktycznych: nie znam danych statystycznych, ale pewnie nie wszyscy w Polsce ukończyli filologię klasyczną. Stąd moja prośba, aby każdorazowo zamieścić wersję przetłumaczoną.
Tylko jest jeden, podstawowy problem:
otóż, sentencje łacińskie (złote myśli Rzymian) zapewne bezpośrednio trafiały do mieszkańców Imperium Romanum. Bądź co bądź, ówczesne pokolenia żyły w jakże odmiennej rzeczywistości, w innej epoce i z pewnością inaczej odbierali wszystko to, co ich otaczało i z czym mieli wówczas do czynienia.
Natomiast, siłą rzeczy, nasuwa się pytanie: czy wspomniane sentencje łacińskie, mają możliwość odegrać jakąkolwiek rolę w XXI wieku? Czy mogą w czymkolwiek pomóc współczesnym pokoleniom?
Będę szczery i powiem wprost – nie sądzę!
Ale to nie znaczy, że należy je zdecydowanie odrzucić do lamusa. Nie, skądże znowu.
Sentencje łacińskie są elementami historii myśli ludzkiej i należy je zachować, bez względu na ich aktualną przydatność.
@Mr Hyde
14 CZERWCA 2021
9:32
Fajnie, że dałeś sobie sam odpowiedź, na swoją własną wątpliwość. Faktycznie potrafisz składnie, dużo i rzeczowo pisać o czymkolwiek. Podzielam Twoje zdanie o swoim/Twoim zdaniu.