Co uczynić antyszczepionkowcom?

Z pewnością osoby odmawiające zaszczepienia się przeciwko covid-19 wyrządzają krzywdę społeczeństwu – poza tym, że szkodzą samym sobie. Jednakże pośród wielu win, jakie ponoszą państwa, instytucje i poszczególne osoby w związku z nieudolnym i nieodpowiedzialnym zarządzaniem kryzysem epidemicznym oraz niefrasobliwym zachowaniem, akurat wina, którą ponoszą antyszczepionkowcy, nie jest aż tak wielka.

To nie oni bowiem są winni temu, że w Polsce (na przykład) umarło zapewne od kilkadziesiąt tysięcy więcej ludzi, niż mogłoby umrzeć, gdyby zarządzanie kryzysem oddano w ręce specjalistów, a względy na ludzkie życie miały pierwszeństwo przed potrzebami wizerunkowymi polityków. Jak na razie antyszczepionkowcom nie można przypisać żadnej choćby w przybliżeniu dającej się określić liczby zgonów. Jak umierają, to na własne życzenie.

Przez „antyszczepionkowca” rozumiem tu wszelako osobę, która nie chce się szczepić, a nie taką, która zniechęca do szczepienia innych. Jeśli chodzi o tych, którzy zniechęcają – na przykład księży opowiadających głupstwa o używaniu płodów ludzkich pochodzących z aborcji do produkcji szczepionek – to sprawa jest oczywista. Jeśli pod ich wpływem pewna grupa osób się nie zaszczepiła, to zgony w tej grupie moralnie obciążają (do jakiegoś stopnia) właśnie owych „aktywnych antyszczepionkowców”. Chciałbym tu jednakże zająć się przede wszystkim antyszczepionkowcami pasywnymi, czyli takimi, którzy po prostu nie poszli się zaszczepić. A są ich miliony.

Słychać zewsząd wezwania do tego, aby na nieszczepiących się nakładać ograniczenia podobne do tych, jakie do niedawna dotyczyły wszystkich. Można je nazwać restrykcjami, a można też odwrotnie – zwolnienie z ograniczeń nazwać przywilejami dla zaszczepionych. Wiadomo, szklanka może być do połowy pusta albo pełna, wedle uznania.

Sądzę, że takie postępowanie nie ma uzasadnienia i rodzi niepotrzebne koszty społeczne i finansowe. Niezaszczepieni bierni antyszczepionkowcy stanowią dziś bowiem istotne zagrożenie dla siebie nawzajem, a nie dla zaszczepionych. Zaszczepionych mogą zarazić głównie wariantem delta, który dla nas, czyli właśnie zaszczepionych, nie jest groźniejszy od zwykłego przeziębienia. Przed pandemią analogiczne zagrożenie stanowiliśmy na co dzień wszyscy dla siebie nawzajem.

Dlatego jedynym powodem restrykcji (przynajmniej w obecnej sytuacji, bo może rozwój pandemii przyniesie kolejne warianty wirusa, groźne również dla zaszczepionych), które mogłyby zostać zastosowane wobec antyszczepionkowców, jest zagrożenie, jakie stanowią oni dla siebie nawzajem. Fakt, że ich postawa uniemożliwia osiągnięcie przez społeczeństwo odporności zbiorowej, uderza w nich, a nie w nas. Cóż, są wolnymi ludźmi – mają prawo sobie szkodzić i ponosić ryzyko. Nieszczepienie się jest właśnie takim ryzykiem. Pewnie nie większym niż palenie papierosów czy picie alkoholu.

Sadzę, że większy sens miałoby wprowadzenie odpłatności za leczenie ciężkich stanów u osób, które zachorują na covid-19, a wcześniej odmówiły zaszczepienia się. To jednak czysta teoria, bo w świetle polskiej konstytucji byłoby to bezprawne. A szkoda, bo taka groźba mogłaby przynieść skutek.

Jeśli nie karać, to co? Można by nagradzać, lecz nagradzane ludzi za to, że łaskawie spełnią swój moralny obowiązek i się zaszczepią, samo w sobie jest niemoralne. Pozostają więc zwyczajne zachęty, perswazja i tłumaczenie. Jeśli rząd naprawdę chce, żeby w regionach, w których ludzie odmawiają szczepienia się, jesienią nie umarły kolejne tysiące ludzi, musi zdobyć się na ostrą akcję propagandową. Trzeba pokazać ludziom, co się stanie: że wielu z nich czeka szpital i być może śmierć. Że znów będzie lockdown i masowe kwarantanny. Że będą straty gospodarcze.

Dobre postraszenie lokalnych społeczności, gdzie zaszczepiło się dotychczas 20 czy 30 proc. mieszkańców, może przynieść skutek. Ale do tego trzeba wyrazistego przekazu – w takim stylu, jaki znamy z pudełek od papierosów. No właśnie – przecież z tytoniem, zabójcą nie mniej strasznym niż SARS CoV-2, walczymy właśnie metodami perswazji i edukacji, a nie środkami przymusu. I walczymy skutecznie.

Z ludźmi zawsze lepiej po dobroci. Przymus, przemoc i represje kosztują społeczeństwo bardzo wiele, bo ceną za nie jest niepokój społeczny, poczucie krzywdy i wrogość. Tymczasem w trudnych czasach potrzebujemy pokoju i spokoju.

Niechaj więc się nie szczepią, jeśli tak strasznie nie chcą. Damy sobie radę mimo ich głupoty i aspołecznej postawy. Przecież zawsze tak jest – wszystko, co dobre, istnieje pomimo zła, które dzieje się obok. Gdy antyszczepionkowcy zobaczą na własne oczy, że tacy jak oni umierają, a zaszczepieni nie umierają, to sami przyjdą się szczepić. To tylko kwestia czasu. A cena, jaką wielu antyszczepionkowców zapłaci za swoją głupotę, i tak jest o wiele wyższa niż jakieś tam zakazy wstępu czy podróżowania.