UJ – Uniwersytet Wolności

„Z satysfakcją przyjmuję decyzję Rektora UJ dotyczącą przywrócenia wykładu p. dr Magdaleny Grzyb. Uniwersytet Jagielloński daje przykład” – takimi to słowami zareagował min. edukacji i szkolnictwa wyższego dr hab. Przemysł Czarnek na interwencję rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Jacka Popiela, w wyniku której odwołany wcześniej okolicznościowy wykład młodej kryminolożki, znawczyni problematyki kobietobójstwa, został przywrócony. I żeby Pan Minister wiedział! I z pewnością nie od Pana Ministra UJ uczy się szacunku dla wolności obywatelskich i akademickich.

Zaplanowany wcześniej wykład odwołali młodzi organizatorzy, zapewne wystraszeni przez pełne nienawiści i gróźb wpisy na Facebooku, kierowane przeciwko dr Grzyb, zarzucające jej postawy wrogie osobom LGBT. Studenci, odwołując wydarzenie, tłumaczyli się jednak nie swoimi obawami, lecz powoływali się na rzekomo transfobiczne poglądy dr Magdaleny Grzyb. Z pewnością popełnili błąd, ulegając presji ze strony agresywnych osób oraz (co być może miało dla nich większe znaczenie) pryncypialnych działaczy LGBT; zbyt lekko przyszło im powtórzenie oskarżeń w stosunku do Pani Doktor.

Szkoda, że nie skonsultowali się z rektorem i że doszło do eskalacji konfliktu, którego kulminacją była bardzo obraźliwa demonstracja grupy studentów przed budynkiem rektoratu. Jako że studenci ulegli wzmożeniu moralnemu, czyli upojeniu własnym radykalizmem, co w połączeniu z pewnością, iż nie dotkną ich żadne szykany, daje efekt daleko posuniętej arogancji, rektor UJ prof. Jacek Popiel uznał, że powinien sprawę skomentować. W wydanym 7 grudnia oświadczeniu przypomniał wartości uniwersyteckie i wyraził smutek z powodu agresywnego zachowania protestujących przeciwko przywróceniu wykładu studentów.

Ze swej strony – jako że jestem zwykłym, a nie funkcyjnym profesorem UJ – dodam bez zbędnej dyplomacji, że obrzucanie wyzwiskami rektora, który nikogo nie poniżył, nie skrzywdził i nie obraził, jest po prostu chamstwem. Sam chodzę na rozmaite studenckie demonstracje i muszę się czasami awanturować, gdy się tam wykrzykuje „Czarnek do wora…” i inne tego rodzaju hasła. Studenci nawet nie zdają sobie sprawy, jak dewastujące i szkodliwe dla ważnej sprawy, o którą się upominają, potrafią być takie agresywne słowa. A gdy im się zwraca uwagę, to tylko się można nasłuchać. Tymczasem oprócz słusznych i postępowych poglądów trzeba mieć jeszcze kulturę osobistą.

Uniwersytet bez trudu poradził sobie z całą tą sytuacją (nie takie już przeżywał kryzysy na tle ideologicznym), jakkolwiek szkoda, że min. Czarnek otrzymał znakomity pretekst do wygłoszenia złośliwej uwagi i do kolejnego popisu obłudnej retoryki, opartej na rzekomej obronie wolności akademickiej, podczas gdy jego faktyczną intencją jest eliminowanie z przestrzeni edukacji treści liberalnych oraz osłanianie najbardziej obskuranckich i antynaukowych wypowiedzi o proweniencji wyznaniowej.

Swoją drogą, minister bardzo się myli, jeśli rozpoznaje w dr Grzyb kogoś podobnego w poglądach do niego samego. Pani Doktor po prostu uważa, że osoby transpłciowe zbyt wiele dla siebie żądają i czasami zbyt łatwo uzyskują pełny status kobiety. Taki pogląd nie podoba się działaczom i działaczkom na rzecz osób transpłciowych, lecz sam w sobie jest dość popularny również w kręgach liberalnych i lewicowych, a nawet wśród feministek. Z pewnością głoszenie go nie może być powodem zakazu wykładania. To nie jest pogląd faszystowski, domagający się segregacji i dyskryminacji z powodu tożsamości i cech wrodzonych. Można z nim dyskutować, lecz piętnowanie i wykluczanie w tym przypadku jest i głupotą, i agresją. Całkiem na podobieństwo ideologicznego bądź religijnego fundamentalizmu. Takie postępowanie to woda na młyn Czarnka i jemu podobnych, którzy starają się dowieść, że osoby o postępowych, liberalnych poglądach to zacietrzewieni i agresywni fanatycy.

Swoją drogą nie wiem, czy min. Czarnek zdaje sobie sprawę z tego, że akurat na UJ konserwatyści stanowią ogromną i bardzo aktywną część kadry akademickiej. Niektórzy z nich mówią ex cathedra rzeczy, od których komuś takiemu jak ja włos się na głowie jeży, zwalczają osoby inaczej niż oni myślące, czasami posuwając się nawet do pisania donosów. Nikt im nie knebluje ust, za to w drugą stronę – owszem, podejmowane są takie próby.

Wykład dr Grzyb „Gdy ginie kobieta, gdy ginie mężczyzna” na temat specyfiki zabójstw kobiet i mężczyzn odbył się 7 grudnia po południu. Przebiegł spokojnie. Był częścią miejscowej edycji międzynarodowej kampanii „16 dni przeciwko przemocy ze względu na płeć”, prowadzonej już od ponad 30 lat. Imprezy (wykłady, warsztaty) organizuje Dział Bezpieczeństwa i Równego Traktowania – Bezpieczni UJ, samorząd studentów UJ, organizacja TęczUJ i Koło Naukowe Studentów Psychologii UJ. Udział naszego uniwersytetu w tej akcji jest jednym z wielu przejawów wrażliwości i otwartości UJ na sprawy osób LGBT, podobnie jak na sprawy osób niepełnosprawnych i wszelkich grup wrażliwych czy podatnych na dyskryminację.

Prawdopodobnie jesteśmy uczelnią, która w największym stopniu pośród uczelni polskich spełnia standardy związane z bezpieczeństwem i równym traktowaniem osób LGBT. Jednym z przykładów jest nakładka w systemie komunikacji elektronicznej USOS, pozwalająca osobom transpłciowym zmieniać imiona, pod którymi tam występują.

UJ to wielka instytucja i wielka społeczność, licząca grubo ponad 50 tys. osób. W jej skład wchodzą zarówno fundamentaliści religijni, jak i ateistyczni anarchiści, demokraci i antydemokraci, osoby różnych wyznań, obyczajów, przekonań politycznych i etycznych. Są tu gorący zwolennicy PiS i radykalni przeciwnicy władzy, feministki i katoliccy tradycjonaliści. I tak ma być. Powinni to zrozumieć i Czarnek, i działacze LGBT, i orędownicy nowego średniowiecza. Wolność słowa, wolność badań naukowych, wolność wyrażania przekonań i prowadzenia dyskusji na wszelkie tematy to niezbywalne wartości uniwersytetu, które umiemy obronić. Nawet w niełatwych warunkach, z jakimi przyszło nam dzisiaj się mierzyć.