Minuta czternaście dla zamordowanej Anny F.

Minuta czternaście sekund to przeciętny czas spędzany przez czytelników na lekturze mojego wpisu na blogu. Przeciętna liczba czytelników wpisów to ok. 8 tys. osób. Cóż, blogi wychodzą z mody… Może jednak tych swoich ośmiu, może dziewięciu tysięcy „osobominut” lektury doczeka się moja babka Anna Fussteig, zamordowana przez Niemców w Tarnopolu w sierpniu 1942 roku w wyniku donosu pewnego znajomego Polaka.

Przedstawiam Wam więc opublikowane właśnie w roczniku Polskiej Akademii Nauk „Zagłada Żydów. Studia i Materiały” wspomnienia mojej matki dr Krystyny Hartman, emerytowanej wykładowczyni Politechniki Wrocławskiej, wraz z dokumentami i polskimi tłumaczeniami dokumentów związanych ze śmiercią jej matki, Żydówki z Sieniawy. Wspomnienia mojej mamy są smutne jak zbita skorupka jajka – prawie ich nie ma. Ale są też krzepiące, bo dzięki dobrym ludziom, Polakom, zdołała przetrwać wojnę. Najbardziej przejmujący jest zaś gryps napisany przez Annę do męża Bronisława, pieczołowicie odcyfrowany przez redakcję. Przeczytajcie, proszę.

To jedyna chwila, gdy po 80 latach od śmierci moja babcia wyjdzie z zapomnienia i pocieszy się uwagą ludzi z odległych czasów. Bez tego nikt nigdy by już jej nie wspomniał. Ale to tylko jedna z sześciu milionów holokaustowych historii. Może jedna z ostatnich, jakie zostaną spisane. Jest już wiele podobnych. Jednakże dla mnie ta właśnie historia jest najważniejsza, bo jest moja. Przecież chodzi o moją babcię. Na szczęście jej „aryjski” mąż przeżył wojnę, podobnie jak moja matka, mój żydowski ojciec i dwoje jego żydowskich rodziców. Dzięki tym wszystkim cudom mogłem kiedyś, 22 lata po wojnie, przyjść na świat. Można powiedzieć, że akurat my mieliśmy wiele szczęścia. Premia za asymilację i – co tu kryć – dobrze wykorzystana szansa, jaką dają pieniądze (miała je rodzina ojca).

Bardzo dziękuję redakcji „Zagłady” za zgodę na zamieszczenie tu reprodukcji kolumn ze wspomnieniem o Annie Fussteig, a przede wszystkim za przygotowanie tej publikacji. Dziękuję również mamie za udzielenie zgody na tę blogową publikację. Wahała się i miała po temu powody. Ale się zgodziła – chciałaby przecież, aby ktoś usłyszał o jej matce. A więc pożyj sobie jeszcze, babciu, przez te dane Ci „osobominuty” lektury, które czytelniczki i czytelnicy bloga Twojego wnuka zechcą Ci podarować.