Adrian – szczytowanie hipokryzji

Rok temu pisałem o odrażającej, amoralnej pseudoreklamie społecznej firmy Adrian, w której powiązano przekaz na temat naszego braku wrażliwości na cierpienie osób noszących się z zamiarem popełnienia samobójstwa z eksponowaniem martwego ciała jako obiektu seksualnego oraz – rzecz jasna – sprzedawaniem rajstop. Był to uderzający przykład anomii moralnej, bezmyślnego łamania społecznego tabu śmierci i nachalnej komercjalizacji najbardziej niekomercyjnych z ludzkich spraw i dramatów.

Poniżej wklejam tamten felieton, bo jego treść w większości jest wciąż aktualnym komentarzem, przydatnym w omówieniu kolejnego wybryku tej firmy. A jest to wybryk głupoty, na którą zapewne żadne szkolenia z etyki w marketingu i reklamie by nie pomogły – zwłaszcza że nawet na najbardziej hucpiarskim podszywaniu się pod kampanie społeczne zawsze nieźle się zarabia. Mimo to trzeba takie sytuacje piętnować, aby nieco mądrzejsi potencjalni naśladowcy nie ważyli się na coś podobnego.

Zresztą Adrian szaleje ze swymi podróbkami kampanii społecznych od lat. Była już seksowna wdowa leżąca u grobu męża, a także najmniejsza kobieta na świecie pytająca, czy nie miała prawa się urodzić (to przeciwko badaniom prenatalnym, które mogą prowadzić do aborcji…).

Na zdjęciu poniżej widzicie Państwo kolejny odrażający billboard, służący sprzedawaniu rajstop za pomocą „przekazu społecznego”. Zrobiłem tę fotografię w centrum Warszawy.

Oto nadpalone lalki i napis „Hipokryzja rodzicielką wojen i tyranów”. Przypuszczam, że część z Państwa może nie mieć śmiałości bądź wyobraźni, aby przebiec całą pokrętną drogę myślenia twórcy tego ohydztwa. Właścicielka Adriana Małgorzata Rosłowska-Pomorska spieszy z wyjaśnieniem: obłudny świat nie reagował na Aleppo i Donbas, zachęcając tym samym Putina do eskalacji swej agresji. Akurat! Akurat jej wierzę! Ileż trzeba mieć w sobie hipokryzji, aby się tak zgrywać, że to niby ludzie, patrząc na te spalone lalki, pomyślą sobie o Aleppo. Brrr.

Gdy hipokryci stroją się w piórka pogromców hipokryzji, budzi się we mnie lew. Hipokryzja podniesiona do kwadratu jest nie do zniesienia. Dlatego pozwolę sobie na dobitną i nieowijającą w bawełnę egzegezę paskudnego billboardu, który najwyraźniej przygotowywany był na zupełnie inną niż wojna w Ukrainie okoliczność. Inaczej mówiąc, powiem dosłownie to wszystko, czego musimy się poza metaforami i sugestiami domyślić, gdy mamy pełne wyposażenie kulturowe świadomego uczestnika życia publicznego w katolickiej Polsce. Nie damy się nabrać ani robić z siebie idiotów, pani prezes. Szkoda, że nie można zrobić nic więcej. Przecież pani prezes powie, że chodziło jej o Aleppo… A ja jej nie udowodnię naukowo, że bynajmniej.

Cóż, dobre i to, że hipokryzja Adriana zostanie ujawniona – i niechaj każdy to sam oceni. Niestety, podłe insynuacje i jątrzenie właśnie na tym polegają, że nadawca zatrutego komunikatu jest na tyle mętny i pokrętny w swych intencjach i przekazie, aby zawsze móc się wykręcić od odpowiedzialności. Sposób na to jest jeden: wyłożyć kawę na ławę.

Wykładając więc kawę na ławę. Nadpalone lalki mają symbolizować zbrodnie popełniane przez Rosjan w Ukrainie. Wiadomo przecież, że Rosjanie zabijają nawet dzieci. Cierpienia wojenne dzieci i osób starszych budzą w nas chyba największy sprzeciw moralny i emocjonalny. Ten fakt został tu bardzo zmyślnie i bezczelnie wykorzystany. Bo lalki nie są jedynie symbolem zbrodni wojennych. Są również symbolem aborcji. W krajach, w których zakazane jest pokazywanie drastycznych zdjęć martwych płodów, często zamiast nich pokazuje się laleczki.

Oto więc mamy zbudowane skojarzenie: mordowanie dzieci przez wojsko – „mordowanie nienarodzonych” przez matki i lekarzy. Teza jest następująca: kto dokonuje aborcji, ten czyni coś podobnego czy porównywalnego z zabijaniem dzieci przez wojska rosyjskie. Wniosek: kto popiera liberalne prawo aborcyjne („mordowanie dzieci”), ten nie ma prawa oburzać się na zbrodniarzy wojennych. W głębi duszy jest bowiem tych zbrodniarzy sprzymierzeńcem i najwyżej może udawać oburzenie. I do tego właśnie odnosi się słowo „hipokryzja”.

Hipokryzja bowiem – w uproszczonym, popularnym rozumieniu – to właśnie udawanie, że jest się o czymś przekonanym bądź wrażliwym na coś, podczas gdy naprawdę i myśli się, i czyni zupełnie na odwrót w stosunku do tego, ku czemu te głoszone przekonania i deklarowana wrażliwość powinny skłaniać. To jednakże jeszcze nie wszystko. Karkołomna i haniebna insynuacja, że kobiety dokonujące aborcji oraz osoby o liberalnych poglądach w kwestii prawnego uregulowania przerywania ciąży stoją na tym samym poziomie moralnym co mordercy, jeszcze Adrianowi nie wystarcza! Napis mówiący o „rodzicielce wojen i tyranów” sugeruje, że tzw. zwolennicy aborcji (czyli zwolennicy liberalnych rozwiązań prawnych – a to bynajmniej nie znaczy tego samego) tworzą klimat moralny, w którym rodzą się totalitaryzmy i tyranie.

Kto rozpowszechnia te brednie i za kim powtarza je Adrian? Wszyscy wiemy, bo słychać te haniebne oszczerstwa każdego dnia. Otóż ten wstrętny, smrodliwy jad wydobywa się ust przedstawicieli instytucji, która nie tylko systemowo ukrywała i ukrywa niepojęte dla cywilizowanych ludzi ilości seksualnych zbrodni popełnianych na dzieciach przez swoich funkcjonariuszy, lecz przez całe dekady więziła w Irlandii i Kanadzie (a pewnie i w wielu innych krajach) tysiące niezamężnych kobiet z małymi dziećmi, poddając te dzieci torturom i głodząc na śmierć tysiące spośród nich. I to akurat nie jest żadna insynuacja, lecz wynik prac dziesiątek rządowych komisji w wielu krajach świata.

Niemniej nie sposób nie zgodzić się, że hipokryzja i tyrania są ze sobą sprzężone. Nie znamy w naszym kraju instytucji bardziej załganej i obłudnej niż rozsadnik tych obrzydliwych insynuacji, którymi handluje nienasycony w swej pysze i niepojęty w swej głupocie Adrian. Niechaj kto wskaże, jeśli potrafi, organizację, która tak jak Kościół katolicki ma gębę pełną moralnych frazesów i pouczeń, a jednocześnie tak straszliwie i trwale przeżarta byłaby zbrodnią i niezłomną wytrwałością w zbrodni negowania, umniejszania oraz unikania wszelkiej za nią odpowiedzialności.

A jeśli chodzi o Syrię i Donbas, nie mówiąc już o obecnej fazie wojny w Ukrainie, to trudno o bardziej załganą i obłudną postawę niż to, co reprezentuje dziś Franciszek. Czy pani prezes naprawdę chciała oskarżyć swoim billboardem papieża hipokrytę? Coś mię się nie wydaje. Niechaj nam nie opowiada bajek, że jej nowy plakat ma sprzedawać rajstopy dzięki zawartej w nim aluzji do Angeli Merkel. Bo niby o kogo jeszcze miałoby z tą polityczną hipokryzją chodzić, jeśli nie o Niemców?

Najwyraźniej Adrian szuka dziś sobie nabywców pośród księży katolickich. Nie wiedziałem, że lubią chodzić w rajstopach. No ale skoro tak właśnie wyszło Adrianowi z badań rynku…

Jeśli się mylę w swej egzegezie, to proponuję bardzo dobry sposób na wykazanie mi tego. Niechaj pani prezes obwiesi teraz Polskę wizerunkiem kobiety w rajstopach mówiącej: „Zrobiłam aborcję. Czy jestem przez to kimś gorszym?”. Gdy zobaczę takie billboardy, przyjadę pod siedzibę firmy i będę odszczekiwał, aż odszczekam.

A oto co napisałem w kwietniu 2021 r. z powodu poprzedniej reklamy outdoorowej Adriana:

Stanąłem jak wryty przed wizerunkiem martwej (prawdopodobnie) kobiety, leżącej na plecach w kałuży krwi. Jak dotąd jedyne zwłoki, które można nieosłonięte pokazywać publicznie, to ciało Jezusa z Nazaretu rozpięte na krzyżu. Reklama rajstop marki Adrian narusza ten zakaz kulturowy. Pod pretekstem troski o samobójców. Treść „społeczna” tej reklamy rajstop ma nam bowiem zamknąć usta swoją powagą i moralnym ciężarem gatunkowym… Napis głosi bowiem: „Wszyscy słyszeli, ale nikt nie wysłuchał”. Chodzi o to, że Adrian troszczy się o osoby mające myśli samobójcze i chce ratować ludzkie życie, sprzedając przy tym rajstopy. Otóż moich ust nie zamkną: to jest haniebne nadużycie, rodzaj moralnej pornografii i szczytowej obłudy. Ta reklama obraża moralność publiczną, obraża kobiety, obraża samobójców. Musi zniknąć!

Na początku działalności Adrian swoimi billboardami przejawiał wielką troskę o przyjemność seksualną Polaków. Podobnie jak inni producenci i sprzedawcy bielizny. Kampania outdoorowa Adriana sprzed lat polegała na rozwieszeniu w całym kraju billboardów prezentujących piękną modelkę w rajstopach i (dość zabawny, przyznam) napis „Adrian mnie zniewala” (jeszcze zabawniej byłoby „zadowala”). Bo bieliznę co do zasady reklamuje się przez odwołanie do motywu fetyszu seksualnego. Widok modelki w rajstopach ma przyciągać uwagę i podniecać mężczyzn, a także oddziaływać na wyobraźnię erotyczną i autoerotyczną kobiet. Reklama uwidaczniająca modelkę w rajstopach mówi: te rajstopy kojarzą się z rozkoszą seksualną; kup je jako substytut posiadania modelki (albo bycia do niej podobną). Przypomnienie tego jest konieczne, aby uzmysłowić sobie, jak wstrętnej dokonano tu manipulacji na emocjach i na uczuciach moralnych.

Otóż na plakacie z samobójczynią mamy piękne nogi w reklamowanych rajstopach. Tylko że reklamowy wirtualny obiekt seksualny został powiązany z wizerunkiem samobójczyni, prowadząc do tzw. dysonansu poznawczego, a w końcu do efektu iście nekrofilnego. Nie było to zamierzone, lecz kompletny brak wyczucia i poczucia moralnego twórców reklamy i osób odpowiadających za jej publikację doprowadziło do niekontrolowanego uwidocznienia się takiego właśnie efektu.

Niezamierzona nekrofilność tego reklamowego potworka to jedna sprawa. Są i inne. Przede wszystkim mamy tu do czynienia z nadużyciem wobec idei reklamy społecznej, a także nadużyciem wobec samobójców i wobec kobiet. Nadużyciem, którego powodem jest kompletna dezynwoltura i brak samokrytycyzmu osób, które stawiają się w pozycji moralizatorów, nie mając do tego żadnych kwalifikacji. Komuś się wydało, że skoro ujmuje się za samobójcami (samobójczyniami), to właściwie wszystko mu już wolno. Wolno mu nawet sprzedawać rajstopy w ramach „transakcji wiązanej”: zarobimy na rajstopach, a przy okazji zwrócimy uwagę na problem społeczny.

Otóż nie tak ma wyglądać reklama społeczna. Musi być związek pomiędzy reklamowanym produktem a ideą, którą się propaguje. Jaki jest ten związek w tym przypadku? Ano taki: na szczęście to nie jest prawdziwy trup, tylko modelka, a modelka ładna i ładne ma nogi w tych rajstopach; fajny przekaz społeczny, fajne nogi – kupię rajstopy. Obrzydliwe? Ano obrzydliwe. Tak właśnie się kończy popmoralistyka. Moralnym rzygiem.

Ofiarą marketingowego nadużycia oraz idiotycznej uzurpacji moralizatorskiej biznesu polegającego na zarabianiu na rajstopach stały się kobiety. I to kobiety nieszczęśliwe. Od lat toczy się dyskusja, czy reklamy odwołujące się do pożądania seksualnego nie są poniżające dla kobiet, których seksualnie wyakcentowane wizerunki w jakiś sposób redukują kobiecość do wymiarów seksualnych. Co więcej, narusza się uczucia widzów takich reklam, wymuszając na nich niejako popudzenie seksualne, którego mogą sobie nie życzyć. Nie chcę rozwijać tego tematu, zresztą bardzo złożonego.

Tak czy inaczej, reklamy bielizny jako takie są na cenzurowanym. Dlatego produkując je, należy zachować szczególną ostrożność. A już zwłaszcza wtedy, gdy w seksualną aurę świata przedstawionego w reklamie wprowadza się inne treści, które z powodu takiego połączenia mogą zostać strywializowane. Niestety, w tym przypadku użyto wizerunku kobiety jako kogoś atrakcyjnego seksualnie w celu zwrócenia uwagi na nieszczęście, jakie kobiety może dotknąć. To paskudne, przewrotne (a może tylko bezmyślne?) nadużycie. Seksualizacja (nawet pośrednia) osoby popełniającej samobójstwo to horrendum. Miało być feministycznie, a wyszło obrzydliwe seksistowsko.

I proszę nie odpowiadać na te poważne zarzuty, że coś mi się uroiło w „chorej wyobraźni” (bo – w domyśle – jestem wstrętnym białym samcem). Nie ze mną takie numery, a zresztą już minęły czasy, gdy takie seksistowskie argumenty ad personam były dopuszczalne i skuteczne. Zresztą łatwo brnąć w obłudę, dobudowując jej kolejne piętra i udając, że nie wie się, o co chodzi. Jednakże takie postępowanie bynajmniej nie pomaga uratować wizerunku firmy. A Adrian ma teraz kryzys wizerunkowy co się zowie. Jednakże jeszcze nie wszystko stracone.

Puściły hamulce – trzeba zaciągnąć ręczny. Proponuję Małgorzacie Rosołowskiej-Pomorskiej, szefowej Adriana, honorowe rozwiązanie. Proszę powiesić billboardy poświęcone problemowi samobójstw, ale bez tych nieszczęsnych rajstop i jakiegokolwiek podtekstu seksualnego typowego dla reklam bielizny. To naprawdę jedyny sposób, żeby wyjść z twarzą z tej wizerunkowej katastrofy. Wcześniej jednak trzeba przeprosić i czym prędzej wycofać te fatalne plakaty. Zapędziła się Pani… Spokojnie, magiczne słowo „przepraszam” czyni cuda.