Nowi Żydzi

Ile to już lat! Wkrótce kolejna edycja krakowskiego Festiwalu Kultury Żydowskiej, wymyślonego i prowadzonego przez Janusza Makucha. Janusz stał się wielką postacią Krakowa i całego polsko-żydowskiego świata. Należą mu się wielkie podziękowania za tyle wysiłku i tę niewygasającą nigdy miłość do Żydów, jaką żywić mogą tylko nie-Żydzi, zwani goim, czyli gojami.

Jako że zostałem, w ramach tegorocznego festiwalu, zaproszony na 29 czerwca do dyskusji o korzeniach antysemityzmu, przeczytałem ważną książkę, niedawno u nas wydaną, a mianowicie „Europa przeciwko Żydom 1880-1945” Aly`iego Götza. Bardzo polecam tę pozycję wszystkim, bo w sposób zwięzły i popularny przedstawia dzieje przedholokaustowego antysemityzmu w Europie. Jak to wszystko zebrać w jednej niewielkiej książce, to jednak robi wrażenie. Nawet jak się sporo już wie na ten temat.

Rzeczywiście, nienawiść do sąsiadów, pogarda dla ciemiężców i ubogich mniejszości są zjawiskami masowymi i pospolitymi, lecz w żadnym przypadku swym zakresem nie zbliżyły się nawet do tej niemalże zuniwersalizowanej wrogości, z jaką w Europie XIX i XX wieku spotykali się Żydzi.

Nie chcę kolejny raz pisać o tym, jak to kiedyś było i dlaczego antysemityzm był tak powszechny i tak rozmaity w swoich przejawach. Zakładam, że to wiecie. Dziś chcę powiedzieć kilka słów na temat swoich obserwacji odnoszących się do współczesnego żydostwa oraz antysemityzmu w Polsce, a zwłaszcza do tego, jak funkcjonują w naszym kraju młodzi Żydzi.

Co do tego, że w ciągu mojego życia zaszły zmiany na lepsze, dyskusji być nie może. Jeszcze ćwierć wieku temu antysemityzm w przestrzeni publicznej był czymś codziennym, a w każdym dużym mieście antyżydowskie napisy na murach liczono w dziesiątkach i w setkach. Poprawa jest znaczna. Dziś antysemityzm przejawia się głównie w brutalnym trollingu w sieci (każdy znany publicznie Żyd otrzymuje codziennie pełne nienawiści komentarze, pogróżki itp.) oraz w powielaniu przez ludzi rozmaitych klisz antysemickich, bez świadomości, że są to wynalazki antyżydowskiej propagandy. Nie chcę ich tutaj przytaczać, bo robiłem to już nie raz, dziś nie o tym. Ważne jest to, że ogromna większość ludzi powtarzających różne głupstwa na temat Żydów nie ma złych intencji. Jeśli ktoś powtarza za antysemitami, że Żydzi się w czasie wojny nie bronili, to najczęściej faktycznie myśli, że tak było, i nie łączy tego z niechęcią do Żydów. Gotów jestem odróżniać antysemityzm od ignorancji i podatności na antyżydowską propagandę. Oczywiście byłoby dobrze, gdyby Polacy dowiedzieli się kilku strasznych rzeczy, lecz jednocześnie zachodzi obawa, że jak zacznie się o tym mówić, to tylko poleje się wodę na młyn antysemitów.

Owszem, Polacy nie są jeszcze na wiele rzeczy gotowi. W latach 60. mogli nie być gotowi na wieści, że polscy księża ukrywali Żydów (bo jakże to, żeby ksiądz pomagał Żydom!), a dziś pewnie nie są jeszcze gotowi na słuchanie opowieści o księżach, którzy Żydów piętnowali i wydawali Niemcom (jakże to? przecież pomagali!). I podobnie jest z wieloma innymi sprawami – środowiska żydowskie uważają, że wszystko musi być „w swoim czasie”, a prawdę trzeba dawkować z pokolenia na pokolenie. Jak tak nie uważam, lecz większość koleżanek i kolegów ma inne zdanie.

Tak czy inaczej, antysemityzmu jest coraz miej, choć żaden Żyd chyba nie przeżył jeszcze dnia, żeby się z antysemityzmem gdzieś w sieci nie zetknąć. Rzadko jednak wyraża się wprost – w słowach nienawiści i epitetach. Wynika to z faktu, że w odróżnieniu od czasów przedwojennych, gdy antysemici chlubili się swym antysemityzmem i tak właśnie go nazywali, dziś nikt nie chce za antysemitę uchodzić. To wielkie moralne zwycięstwo, że słowo „antysemityzm” stało się pejoratywne. Nie znaczy to jednak, iż antysemityzm zniknął. Najczęściej jednakże wyraża się w łączeniu czyichś negatywnych cech bądź win z żydowskim pochodzeniem. Sam doświadczam tego każdego dnia, bo też codziennie antysemici przypominają mi, że moja wstrętna działalność antykościelna wynika z mojego żydostwa i prowokuje (zrozumiały wobec tego) antysemityzm. Nie wiedzą, że sami się podkładają, bo przecież na tym antysemityzm polega, że żydostwo uważa się za tożsamość sprzęgniętą z pewnymi negatywnymi skłonnościami.

Polscy Żydzi są jednakże zadowoleni i na ogół gotowi są zaakceptować ten poziom antysemityzmu, który dziś mamy (bądź trochę niższy). A dlaczego tak? Otóż między innymi dlatego, że w Polsce praktycznie nie ma Żydów nie-Polaków. Poza kilkudziesięcioma może wyjątkami wszyscy urodzeni w Polsce i żyjący w Polsce Żydzi są Polakami i łączą w sobie obie wrażliwości – polską i żydowską. Starają się być lojalni wobec swojego otoczenia i swoich rodzin, które tylko w części są żydowskie. Poza tym my sami, polscy Żydzi, trochę nasiąkamy antysemickimi kliszami i wielu z nas wierzy w różne bajki. Sam opowiadałem w latach 90., że antysemityzm w Polsce wprawdzie jest, lecz nie większy niż w innych krajach Europy, i że generalna opinia o Polsce jako kraju antysemickim jest krzywdząca. Dziś wiem, że krzywdząca nie była, lecz prawdziwa, niemniej rozumiem doskonale koleżanki i kolegów, którzy chcieliby tak myśleć. Jesteśmy Polakami i musimy iść na mentalne i emocjonalne kompromisy nawet kosztem ścisłej prawdomówności. Dlatego jak jestem w Izraelu, biorę na siebie ciężar bardzo źle tam widzianej propolskości. Po prostu uważam, że tak trzeba w kraju, gdzie opinie o Polakach są często mocno zdezaktualizowane i jednostronne.

Dotychczas życie żydowskie w Polsce miało bardzo jasną organizację – chodziło o „odradzanie się” oraz o „upamiętnianie”. Dziesiątki nowych organizacji zajmowały się i nadal się zajmują jednym bądź drugim. Dorobek tych upamiętnień oraz instytucji kulturalnych jest doprawdy imponujący. Sukces ten zawdzięczamy zresztą nie tylko Polakom o żydowskich korzeniach, czyli polskim Żydom, pół- i ćwierć-Żydom, wspieranym przez „bogatych Żydów z zagranicy”, lecz również setkom Polaków niemającym żydowskich korzeni, czyli tzw. filosemitom.

Liczba przedsięwzięć kulturalnych, naukowych i „plenerowych” służących pamięci Zagłady oraz życia żydowskiego przed Zagładą jest doprawdy imponująca. Imponują też swoim rozmachem w działaniu najważniejsze instytucje żydowskie w Polsce, to znaczy Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich, Jewish Community Center w Krakowie i Warszawie, Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny i jego podopieczni: Żydowski Instytut Historyczny oraz muzeum Polin, a także Festiwal Kultury Żydowskiej i wydawnictwo Austeria. A przecież te najważniejsze podmioty razem wzięte stanowią tylko fragment bogatego krajobrazu. Jeśli coś wyszło słabiej (nad czym ja akurat specjalnie nie ubolewam), to odrodzenie religii żydowskiej. Bardzo wielu ludzi dowiedziało się o niej tego i owego, a nawet uczestniczy w świętach, lecz religijne życie żydowskie prawie nie istnieje. Zapewne mamy w kraju nie więcej niż kilkadziesiąt „nowo żydowskich rodzin”, a starsze wierzące osoby prawie już powymierały. Rabini nie mają specjalnie powodów do radości. Niemniej są szanowani, a gminy żydowskie jakoś harmonijnie łączą swoje funkcje religijne i świeckie, dzięki czemu należą do nich i wierzący, i niewierzący.

A więc jest dobrze! Życie żydowskie kwitnie, za to antysemityzmu jest coraz mniej. Jednakże znaleźliśmy się w nowej sytuacji i trzeba zrewidować nasze wyobrażenia o tym, kim są dziś Żydzi w Polsce.

Zasadnicza zmiana polega na tym, że wraz z odejściem Ocalonych oraz postarzeniem się ich dzieci (w zdecydowanej większości mają ponad 50 lat) zanika żywa pamięć Zagłady i związany z nią ból. Zagłada z roku na rok w coraz większym stopniu staje się faktem historycznym podobnym do innych. Za kilka lat będzie miała taki mniej więcej status w pamięci zbiorowej jak I wojna światowa. Dotyczy to również Żydów. Trzecie pokolenie, czyli wnuki Ocalonych, to dwudziesto- i trzydziestolatkowie, dla których stosunek do żydostwa i Zagłady zapośredniczony jest w ich stosunku do własnych dziadków. Wraz z ich śmiercią sprawa staje się coraz mniej istotna. Tożsamość żydowska w tym pokoleniu traci rysy cierpiętnicze, a staje się pragmatyczna, jeśli nie wręcz hedoniczna.

Dobrze jest mieć pochodzenie żydowskie, bo w wielu przypadkach i w wielu środowiskach przydaje to młodemu człowiekowi prestiżu i czyni go bardziej atrakcyjnym towarzysko. Żydowskość otwiera też rozmaite drzwi – na przykład możliwości wyjazdów na stypendia do Izraela. Bycie Żydem w świecie wielkomiejskiej młodzieży nobilituje i stwarza rozmaite możliwości. Można zapisywać się do różnych stowarzyszeń, poznawać ludzi, wyjeżdżać. I właśnie na tym, a nie na „wiecznej pamięci”, bazować będzie przyszłe życie żydowskie w Polsce.

Krwi żydowskiej w młodym pokoleniu jest coraz mniej, a za to coraz więcej świadomych wyborów tożsamościowych i autokreacji. Właściwie nikomu nie zabrania się być Żydem albo zrobić z siebie Żyda czy Żydówkę. To się stało dość demokratyczne. I dobrze. Tyle że dotychczas wszystko kręciło się wokół pamięci Zagłady, a teraz trzeba już jakiegoś innego spoiwa. Co może się nim stać? Czy będzie to kultura, to znaczy literatura i muzyka żydowska? A może biznes i kontakty z Izraelem? Co jeśli nie Zagłada i religia?

Moim zdaniem przyszłość Żydów w Polsce zależy od tego, w jakim stopniu zechcą tworzyć półotwarte środowiska, w których może nie trzeba mieć grubych żydowskich korzeni, lecz jednocześnie mające pewien narodowy sznyt. Tak jak to było przed wojną. Na razie wstydzimy się trochę i paraliżuje nas lęk przed antysemickim oskarżeniem o syjonizm. Poślemy dziecko na „kolonie żydowskie”, lecz raczej takie, które organizują jacyś Żydzi spoza Polski. Sami nie mamy za bardzo odwagi. Żydowski klub sportowy? Ale jak to? Czy mamy wprowadzać narodowe, a nawet rasowe kryterium członkostwa?

Jesteśmy w pewnym stopniu zakładnikami kosmopolityzmu, który narzucają nam antysemici. Skoro antysemityzm idzie w parze z nacjonalizmem naszych wrogów, to sami w żadnej mierze nie możemy być nacjonalistyczni. Cóż, trzeba to sobie uświadomić, by móc się otrząsnąć z tego szantażu moralnego. Nie przetrwamy, jeśli nie zaczniemy żyć teraźniejszością i przyszłością. Przeszłość już skonsumowaliśmy (co nie znaczy, że mamy o niej zapomnieć!).

Sądzę, że na tzw. trzecim pokoleniu spoczywa obowiązek „normalizacji”. Przezwyciężymy traumy, gdy znormalniejemy. W moim pokoleniu to jest niemożliwe. Wszędzie widzimy gestapowca, chłopa z widłami, żydowskiego policjanta z getta, komory gazowe i góry trupów. Rozpoznajemy każdy szmer – znak obecności antysemity, który w pewnych okolicznościach może stać się naszym oprawcą. Dla młodych antysemityzm jest czymś innym – głupotą jak każda inna. A żydostwo – tożsamością jak każda inna. Wartą podtrzymywania, gdy przynosi to jakąś życiową korzyść. Może się to komuś nie podobać, że solidarność z ofiarami powoli już się kończy, lecz czyż nie o to właśnie chodzi, że mimo wszystko życie toczy się dalej? Zwyciężyliśmy. Hitlerowi się nie udało!

To zdjęcie (pochodzące z mediów JCC Warszawa) ilustruje zjawisko, o którym piszę. Oto grupa świeżo upieczonych midrachów, czyli wychowawców na koloniach żydowskich. Ci młodzi Żydzi są pewnie z różnych krajów, lecz z pewnością są wśród nich Polacy.