Kurski, Kaczyński, Matyszkowicz i koniec świata, jaki znamy

Nie wiemy jeszcze, jaki los pisany jest Jackowi Kurskiemu, bezwzględnemu, wręcz artystycznie służalczemu i obłudnemu szefowi propagandy PiS, do dziś na stanowisku prezesa „telewizji narodowej”. Pewnie sam Jarosław Kaczyński jeszcze tego nie wie. W swoim totalnym odjeździe od rzeczywistości utracił już pewnie kontakt nawet z samym sobą.

Jakże mało musi go obchodzić, czy ten lub ów spośród jego sług i żołdaków akurat zasłużył na lepsze czy gorsze potraktowanie. Dla typa, który opowiada, jak to lekarze w Niemczech zarabiają gorzej niż w Polsce, a od Niemców domaga się odszkodowań za pomordowanych przez Polaków podlaskich Żydów, nic chyba już nie ma znaczenia. Żyje w świecie swoich urojeń, kaprysów, urazów, wspomnień, dawnych egzaltacji i niedawnych mitomańskich opowieści, którymi uraczył go Morawiecki bądź inny sługus usiłujący nim manipulować.

Ale taką stetryczałą, zaburzoną i zdekomponowaną psychiką nie da się manipulować – Kaczyński jest nieprzewidywalny, bo procesy demencyjne, nałożone na zadawnione i nieleczone zaburzenia, wytworzyły amorficzny, rozprzęgnięty podmiot zdolny do wszystkiego i do niczego. Ostatnio biedak procesuje się z kimś, kto napisał, że jest gejem, a jego kumpel, agent SB, był jego kochankiem. Tak jakby orientacja Kaczyńskiego była przedmiotem jakiejś kontrowersji albo kogoś jeszcze obchodziła.

Kaczyński jest cieniem, syndromem i symptomem, personifikacją schorowania i demoralizacji połowy społeczeństwa. Jako realna osoba jest wrakiem – jako byt polityczny jest Golemem. Inaczej z Jackiem Kurskim, który z cynizmu i bezczelności uczynił sztukę, a sam jest wciąż dość młody i pełen sił żywotnych. Ten to zaprzedał się diabłu i teraz jeszcze chce go przechytrzyć, popisując się własną diabolicznością, jak gdyby chciał powiedzieć, że samemu sobie się zaprzedał i od nikogo nie zależy.

Nikt nie jest aż tak zepsuty jak ja! Tak woła Kurski. Wszystko mi wolno, bo diabełki już tak mają, że są niedobre. Czy dostanie coś, czy nie, Kurski ma już z czego żyć do końca swych dni, więc nareszcie jest człowiekiem spełnionym. Kaczyński nie musi go wyciągać z czeluści jak wtedy, przed paroma laty. Grubsza gotówka kisi się na niejednym koncie i zawsze jest dokąd wyjechać. No i on nie z tych, co to będą ich sadzać. W końcu tylko w propagandzie robił. Za to do mamra nie pakują. Dobrego imienia też już dawno nie ma, więc nie musi się przejmować jego utratą. W sumie można Kurskiemu tylko pozazdrościć. No i w dodatku te wakacje, które mu niespodziewanie wpadły we wrześniu. Będą Malediwy czy jednak Zanzibar? Nie, na Zanzibarze za dużo Polaków. Może coś z Karaibów się wybierze. Ach, te Karaiby. Niezawodne jak Fidel.

Ależ się musiał zdziwić Mateusz Matyszkowicz, gdy się dowiedział, że teraz on będzie odpowiadał za propagandę partyjną. Czy to pocałunek śmierci? Ależ psikus! Będzie plama na życiorysie nie lada, a człek przecież jeszcze młody, pożyłby. To niegłupi facet – wiem, co mówię, bo znam. Uwiódł go kiedyś Legutko i jak już tak wpadł w złe towarzystwo, to w nim został. Oczytany, łagodny z usposobienia, pobożny – myślał, że to gwarantuje przyzwoitość. Ale bagno wciąga.

No i teraz masz babo placek! Będzie wykonywać polecenia i realizować „przekaz dnia” z biura prasowego Partii, czy też może na swoją skromną miarę postawi jakieś granice? Jak znam dusze „ludzi uwikłanych”, to będzie coś tam popiskiwać i negocjować – grzecznie, acz niestanowczo. Zobaczymy efekty na ekranie. Ale to nie potrwa długo – zmieni się człowieka na mniej „skrupulastego”. W końcu jednak źle mieć nie będzie. Pensje, odprawa, wywalenie z funkcji przez Kaczyńskiego – wszystko to dobrze wróży na to nowe życie, które niedawno zaczął. Po upadku PiS ktoś go na pewno przytuli do serca, doceni za odwagę, a reszta w rękach Opatrzności.

A wszystko to ma szanse się dziać tylko z powodu przetrwałej, dziwnie rozwleczonej agonii tego kulturowego monstrum, jakim jest telewizja nadająca to samo dla wszystkich. Milionom ludzi nie chce się zastanowić, co chcieliby obejrzeć, więc nadal ograniczają się do najprostszej czynności – naciśnięcia jednego guzika. Stąd właśnie bierze się oglądalność i potęga rządowych kanałów telewizyjnych, oglądanych bezmyślnie od małego już przez trzy pokolenia całych narodów w całym świecie.

Ale ta potęga już się kończy. Bo dzieci bezmyślnych odbiorców tego, co „leci”, nie odziedziczyły odruchu włączania pudła. Oglądają filmiki, które przyślą im koledzy, oraz seriale, które im polecą. Czy możemy sobie wyobrazić, aby Kaczyński nieprzytomnie bredzący o reparacjach ze strony Niemiec albo inny tam Morawiecki terkoczący swoje bezwstydne łgarstwa stał się przedmiotem dobrowolnego wyboru użytkownika mediów społecznościowych, to znaczy został obejrzany, skomentowany i udostępniony? Owszem, ale tylko „dla beki”.

Odejście Kurskiego to początek końca epoki telewizyjnych zombie, siedzących z piwskiem w łapie i gapiących się w ekran, na którym opętane nienawiścią i pychą polityczne kanalie wypluwają swoje brednie. Tego świata za chwilę nie będzie. I co wtedy, ganguski? Jak obronicie swoje udzielne księstwa? Otóż wezmą was w obroty wychuchani przez was mali naziści, którzy z mlekiem matki wyssą umiejętność poruszania się w mediach nowej epoki. Nie będzie już Kurskich i Kaczyńskich, a nawet Matyszkowiczów, lecz ich mali cyniczni pogrobowcy dadzą nam popalić.

Będziemy jeszcze z nostalgią wspominać i tęsknić do śmiesznego zaburzonego freaka z Żoliborza i słodkiego „Kury”, którego przecież nie można nie lubić – taki z niego niedobrasek. Oj, będziemy się mieli z pyszna! Więc póki jeszcze mamy taką możliwość, spieszmy się oglądać TVPiS.