Aborcja nie jest żadnym prawem człowieka!

Pojęcie praw człowieka staje się workiem, do którego część lewicy wrzuca coraz to nowe uprawnienia należne jej zdaniem wszystkim. Tymczasem pojęcie to oznacza absolutne minimum praw nieutracalnych, które może być zagwarantowane globalnie i wszelkimi możliwymi sposobami. Są to więc prawa jeszcze bardziej podstawowe i uniwersalne niż to, co wolne państwa wpisują sobie do konstytucji jako nienaruszalne prawa osobiste i polityczne swych obywateli.

Jeśli będziemy uzupełniać ten zestaw, w którym chodzi o biologiczne przetrwanie jednostki, zachowanie integralności fizycznej i zabezpieczenie przed represjami nienałożonymi przez sąd, o wszystko, co się każdemu słusznie należy, to cała walka o prawa człowieka weźmie w łeb.

Każdy powinien mieć dach nad głową, ale nie jest to prawem człowieka. Każdy powinien móc się uczyć w dzieciństwie, ale nie jest to prawem człowieka. To są co najwyżej słuszne prawa, które powinni ustanawiać prawodawcy poszczególnych państw, pod surowym warunkiem, iż państwa te w ogóle będą zdolne realizację tych praw zapewnić. Nie wolno bowiem ustanawiać praw w złej wierze, to znaczy ze świadomością, że nie będą realizowane. Takie „prawa”, które nie są wykonywane, jedynie kompromitują system prawny i deprecjonują państwo w oczach jego obywateli.

Aborcja jest interwencją medyczną i z całą pewnością – jeśli tylko nie jest to zabieg ratujący życie – nie jest żadnym „prawem człowieka”. Również prawo do dokonywania zakupu usługi medycznej (aborcji płatnej) nie należy do tej kategorii, gdyż „prawa człowieka” z natury rzeczy nie mówią o tym, co wolno, a czego nie wolno sobie kupić, lecz o tym, co się każdemu należy za darmo z racji tego, że jest człowiekiem, czyli niezależnie od statusu, obywatelstwa itd. Prawa człowieka chronią w pierwszym rzędzie życie jednostki – aborcja akurat zabiera życie istocie, która wprawdzie nie jest jeszcze podmiotem pełni praw, lecz w pewnym momencie (raczej wczesnym) staje się podmiotem przynajmniej praw podstawowych, czyli właśnie praw człowieka. Gdyby aborcja była prawem człowieka (kobiety ciężarnej), to jej niedokonywanie mogłoby również zostać uznane za takowe (w imię praw płodu). Lepiej nie bawić się prawniczymi zapałkami, gdy nie wie się dokładnie, o czym się mówi…

Ponadto prawa człowieka odnoszą się do podstawowych dóbr, a usunięcie ciąży nim nie jest. W ogóle nie jest żadnym samoistnym dobrem, choć bywa z punktu widzenia kobiety smutnym, lecz w danej sytuacji lepszym wyborem. Zagwarantowanie każdemu przestrzegania wobec niego praw człowieka oznacza, że będzie mógł uniknąć zła, takiego jak na przykład tortury albo więzienie bez sądu. Ciąża i urodzenie dziecka nie jest złem – jest najwyżej w niektórych sytuacjach gorsze od jego nieurodzenia. Tak jest zwłaszcza wtedy, gdy płód, a następnie dziecko obciążone jest tak poważnymi wadami genetycznymi, że jego życie będzie zdominowane przez wielkie cierpienie. Wtedy powiemy, że lepiej, aby do tego urodzenia nie doszło.

Usunięcie i uśmiercenie płodu dokonuje się wówczas ze wskazań medycznych i humanitarnych, lecz bynajmniej nie dlatego, że jest „prawem człowieka”. Jest zwykłym uprawnieniem, takim jak wiele innych w zakresie procedur medycznych, które pacjent może przyjąć lub nie. Prawa człowieka wchodzą w grę wtedy, gdy w ogóle o żadnym wyborze mowy nie ma. Nikt nie chce być torturowany i tortur sobie nie wybierze.

Nie wesprzemy prawa kobiet do aborcji, nadużywając terminu „prawa człowieka”. Możemy się najwyżej ośmieszyć. Rozumiem, że słuszna walka o prawo do aborcji wymaga pewnych retorycznych zabiegów, ale nie należy posuwać się aż do gadania byle czego.

Aborcja jest zła i każdy chce jej unikać. Strata płodu jest stratą i zdarzeniem godnym ubolewania, a nie czymś neutralnym. Dla wrażliwej kobiety jest ogromną przykrością, podobnie jak dla mężczyzny (ojca), choć zapewne na ogół mniejszą. Jednocześnie aborcja jest sprawą bardzo prywatną, a wręcz intymną, przy czym jest to intymność nie samotna (jak to się najczęściej przedstawia), lecz intymność we dwoje. Ojciec zarodka też ma swoje prawa i uczucia, których nie wolno całkiem pominąć, jakkolwiek decyduje w końcu sama ciężarna, której sprawa dotyczy przede wszystkim.

Państwo ma pełne prawo wprowadzać regulacje pozwalające zmniejszyć liczbę dokonywanych aborcji. Może za pośrednictwem swoich polityk społecznych oraz ustaw zachęcać kobiety do utrzymania ciąży i zniechęcać do dokonywania aborcji. Nie ma nic złego w tym, aby państwo działało na rzecz ograniczania zjawiska, co do którego panuje społeczny konsensus, że nie jest niczym dobrym. I państwa to czynią. Na przykład zapewniając bezpłatny dostęp do edukacji seksualnej i antykoncepcji, a także monopolizując zabiegi przerywania ciąży bez wskazań medycznych w celu poddania ich ściślejszej kontroli. Kontrola taka pozwala przede wszystkim zredukować zupełnie frywolne i niedojrzałe decyzje aborcyjne kobiet za pomocą obowiązkowych spotkań ze specjalistami oferującymi pomoc i wparcie dla ciężarnej i jej dziecka oraz udzielającymi wszelkiej informacji o ich prawach i możliwościach uzyskiwania różnego rodzaju świadczeń. Jest to sprawdzony model, który przed laty stosowano również w Polsce.

Aborcja nie jest metodą antykoncepcyjną i nikt przy zdrowych zmysłach tak jej nie traktuje. Niechciana ciąża jest czymś, czego wszyscy (nie tylko kobiety) bardzo się boją, zaś ewentualność dokonania aborcji jest w ten lęk wpisana. Nikt tego nie chce. Tym samym aborcja należy do szerokiej kategorii rzeczy złych, które prawo może jakoś regulować, lecz nie zakazywać. Tak jak w przypadku kłamania, zdrady, pijaństwa czy unikania pracy. Żadnej z tych rzeczy nie można po prostu zakazać, choć są złe. Zło dozwolone jest wtedy, gdy zakaz nie może go wyrugować, gdyż nie da się go wyegzekwować, a próby takiej egzekucji oznaczałyby zbyt daleko idącą ingerencję w prywatność i życie etyczne społeczeństwa i jednostki. Państwo zakazujące wszystkiego, co złe, i nakazujące wszystko, co dobre, co do zasady jest totalitarne, a więc złe.

Zakazy prawne nie są ani etyczną, ani skuteczną metodą zmniejszania liczby aborcji. Skuteczne metody są znane: dostęp do antykoncepcji, edukacja, publiczna piecza nad ciężarną i dzieckiem oraz zwalczanie dyskryminacji kobiet niezamężnych będących w ciąży bądź samotnie wychowujących dziecko. Jeśli ktoś lekceważy czy wręcz deprecjonuje te metody, a w to miejsce domaga się samego tylko zakazu, daje dowód jak najgorszej woli – nie interesuje go realny efekt działania (a więc los zarodków), lecz jedynie własna przewaga ideologiczna.

Sprawa aborcji jest bardzo poważna, wymaga mądrych uregulowań oraz polityk społecznych. Na szczęście została poważnie potraktowana na Zachodzie i mamy w tym zakresie dobre i sprawdzone wzorce. W środowiskach młodych ludzi korzystających z publicznej edukacji na Zachodzie aborcja jest rzadkością, w odróżnieniu od biedniejszych krajów, gdzie ani z antykoncepcją, ani z edukacją nie jest dobrze. Polska, niestety, nadal należy do krajów, gdzie dosłownie prowadzi się politykę proaborcyjną, szermując nieskutecznymi zakazami, budującymi podziemie aborcyjne, deprecjonując antykoncepcję i rugując ze szkół (na życzenie obcego państwa) edukację seksualną. Liczba aborcji wykonywanych w Polsce wciąż przekracza sto tysięcy rocznie, co oznacza, że żyje w naszym kraju co najmniej pięć milionów kobiet, które przeszły „zabieg”.

To naprawdę dramatycznie dużo. Nie rozwiążemy tego problemu, pozwalając na to, aby dyskusję nad sposobami ograniczania zjawiska aborcji zaśmiecały jakieś metafizyczno-religijne bajki rodem z wyobraźni człowieka średniowiecza. W sprawie aborcji nie chodzi o żadnych „Bogów”, „dusze” i „boże prawa” i jest czymś w najwyższym stopniu niestosownym wtrącanie się do tak poważnych spraw z tego typu legendami. W demokratycznym kraju konstytucja zakazuje stanowienia prawa powszechnego w oparciu o wyobraźnię religijną i prawo wyznaniowe, więc dyskusje z udziałem ludzi, którzy chcieliby, aby ich wyobraźnia i wierzenia wbrew konstytucji stały się źródłem prawnych zakazów i represji wobec osób niepodzielających tych wierzeń, są skandalicznym nadużyciem – obrazą rozumu i konstytucji. Motywacje religijne mogą decydować o wolnych indywidualnych wyborach, lecz nie mogą motywować praw świeckiego państwa, a już zwłaszcza praw ograniczających wolność wyboru.

Aborcja, powtórzmy, nie jest żadnym prawem człowieka, lecz złem, które człowiek ma prawo wybrać, a państwo nie może go za ten wybór ukarać, nie niszcząc własnych fundamentów. Państwo może jednakże i powinno przeciwdziałać temu złu.