Meloni to czerwony Jędraszewski

Oglądamy zdjęcia fanatyków religijnych bijących kobiety w Iranie. I zdjęcia z Polski, na którym ogłupiona i zastraszona przez religijne pranie mózgów policja zakuwa w kajdany dziewczynę spokojnie protestującą przeciwko homofobii i pedofilii w Kościele. Różna jest skala, różny poziom i odmienne konteksty kulturowe. Jednak groza religijnej pychy i logika religijnej przemocy z pychy tej wynikającej w całym świecie jest ta sama.

Dopóki panoszy się kasta kapłańska przypisująca sobie prawo do przemawiania w imieniu bóstw i sprawowania rządów nad życiem jednostki i społeczeństwa, dopóty nienawiść i przemoc nie znikną z areny dziejów. I nie ma tu znaczenia, czy panoszą się akurat ajatollahowie, czy biskupi. Pycha i ciemnota są te same niezależnie od przebrania.

Oto jakiś kolejny PiS doszedł do władzy. Pochód pseudokonserwatywnych populistów, o mniej czy bardziej faszyzujących skłonnościach, przemierza Europę i świat. Wykonanie bardziej lub mniej brutalne, lecz idea wszędzie jedna. Rosja, Polska, Turcja, Węgry, a teraz Włochy. Komentatorzy prześcigają się w uspokajających zapewnieniach, że wiecowa krzykaczka o faszystowskim rodowodzie będzie musiała wytrzeźwieć, bo długo nie porządzi, jeśli nie zdoła zmierzyć się z realiami koalicyjnych rządów i Komisji Europejskiej, karcącej wstrzymywanymi miliardami za korupcyjne hucpiarstwo i złodziejstwo.

A ja się pytam: czy Orbán się cofnął? Czy cofnął się Kaczyński? Zaklinanie rzeczywistości nie działa. Z dwojga złego lepsza już histeria. W kolebce faszyzmu do władzy znów dorwali się ludzie o mentalności Duce. Naród włoski w końcu nie odebrał lekcji. To jest dramat i klęska moralna nie tylko w skali Włoch, lecz całej Europy. I nawet jeśli ciężko na nią pracowali rosyjscy agenci, wina jest po naszej stronie. To my tworzymy niemoralne wspólnoty, w których co rusz odżywa faszyzm.

Giorgia Meloni z suflującym jej tyleż groteskowym, co diabolicznym Berlusconim to ogromne zagrożenie nie tyle i nie tylko dla samych Włoch, lecz dla całej Unii Europejskiej. Pod naporem kilku krajów ostentacyjnie gardzących Unią i traktujących ją tak, jak hołota traktuje szabrowany przez siebie sklep, proces integracji może się załamać. Niemcy, Holendrzy czy Szwedzi zaczną być może zadawać trudne pytania: dlaczego mamy wiecznie finansować ludzi, którzy wybierają sobie rządy prostaków i gangsterów?

I będą mieli rację. Ja sobie nie wyobrażam, aby, dajmy na to, Polacy mieli przez całe dekady finansować Niemców, których rząd w dodatku regularnie plułby nam w twarz. Jak to się dzieje, że my plujemy, a oni płacą, to kwestia psychologiczna, której rozwikłania się nie podejmę. Wstyd za wojnę nie jest w stanie tego wyjaśnić. To pewne. W każdym razie my jesteśmy zjawiskiem peryferyjnym, natomiast Włochy to ważny kraj, do którego mieszkańcy Zachodu mają osobisty i emocjonalny stosunek. Polska nikogo nie obchodzi i gdyby jutro zniknęła, to mało kto by to zauważył. Inaczej Włochy. Katastrofa polityczna w tym kraju jest dramatem wszystkich wykształconych i postępowych Europejczyków, na których opiera się Unia i cała liberalno-demokratyczna konstrukcja Zachodu.

Populizm Meloni jest groźniejszy od populizmu Kaczyńskiego. Retoryka PiS opiera się na chamskiej pysze i ksenofobicznym nacjonalizmie podlanym bigoterią. To jest tak ordynarne i odpychające, że nadaje się wyłącznie do użytku lokalnego. Inaczej z włoską ultraprawicą i samą Meloni. U niej szowinizm, pogarda dla walki o prawa osób LGBT o pełnię praw, ksenofobia i bigoteria łączą się z retoryką skrajnej lewicy, straszącą demonami światowego kapitalizmu. Oto wielcy bonzowie biznesu (kto chce, niech się domyśla, jakiej narodowości) chcą pozbawić narody ich tradycji i tożsamości, aby uczynić z nich bezmyślnych i chciwych konsumentów kupujących zglobalizowane produkty od wielkich monopolistów. Liberalna ideologia, mieszająca wszystko ze wszystkim w jednolitą kosmopolityczną papkę, to wymysł kapitalistów, służący zglajszachtowaniu i ogłupieniu mas. Takie to są mądrości.

Cechą populizmu jest synkretyzm. Łączy się dowolne elementy bez żadnej logiki, aby tylko uzyskać pożądany efekt emocjonalny. Tożsamość narodowa jest cenna, podobnie jak tożsamość kobieca, lecz już tożsamość gejowska albo europejska nie. Wolność gospodarcza jest dobra, lecz globalne marki już nie. Faszyzm jest zły, ale wspólnota narodowa oparta na więzi kościelnej – znakomita.

I tu docieramy do wielkiego tabu zachodnioeuropejskiej debaty publicznej, a mianowicie relacji między nacjonalistycznym autorytaryzmem a religią. Włochy stworzyły faszyzm i wyeksportowały go do wielu krajów: Hiszpanii, Austrii, Portugalii, Chorwacji, Słowacji, Polski, Argentyny. I choć tak straszne były cierpienia ofiar tych reżimów, rządy umówiły się z Kościołem, że kolejne pokolenia będą uczone jedynie tego, że faszyzm to coś złego. W żadnym zaś razie nie będzie się mówić, czym ten cały faszyzm jest. Ta odrażająca zmowa sprawia, że z umysłów współczesnych mieszkańców Zachodu zniknęła oczywista asocjacja łącząca faszyzm z katolicyzmem. Przeciętny Polak ani przeciętny Włoch nie wiedzą, że faszyzm to jest ustrój polityczny oparty na połączeniu ideologii nacjonalistycznej z katolicyzmem, który ma w państwie faszystowskim status wyznania oficjalnego. W faszystowskich Włoszech czy w „sanacyjnej” Polsce ideologia Kościoła stanowiły część doktryny państwowej, a sam Kościół faktycznie współrządził państwem, tworząc wraz z nim system religijno-świeckiej dwuwładzy.

To niebywałe draństwo, że pozwolono Kościołowi wywinąć się od odpowiedzialności za światowy faszyzm, a wręcz zachować pozycję mentora w życiu publicznym wielu krajów, w których niegdyś faszyzm triumfował. Tak się stało we Włoszech, które nigdy nie rozliczyły Kościoła ani samych siebie z faszyzmu. To samo dotyczy Polski i Polaków, którzy nawet nie wiedzą, że w ostatnich latach przed II wojną światową tzw. II RP stała się państwem faszystowskim, to znaczy autorytarnym, nacjonalistycznym i klerykalnym.

Nigdy nie odsuniemy od siebie widma faszyzmu, jeśli nie przywrócimy świadomości społecznej elementarnej prawdy o nierozerwalnym, genetycznym, strukturalnym oraz ideologicznym związku Kościoła i faszystowskiego państwa. Faszyzm zawsze i z definicji jest katolicyzmem. Zawsze opiera się na Kościele i jego nieludzkiej doktrynie. A fakt, że powstała również prawosławna odmiana faszyzmu (w Rumunii, poniekąd i w Grecji, a obecnie w Rosji), niczego istotnie nie zmienia poza tym, że można toczyć spór semantyczny na temat ewentualności określania faszyzmu jako zjawiska nie wyłącznie katolickiego, lecz czasami również prawosławnego.

Dopóki istnieją i bezkarnie działają organizacje chrześcijańskie w rodzaju rzymskiego Kościoła czy moskiewskiej Cerkwi, kolejne zwycięstwa putinistów są możliwe, a właściwe pewne. Nie można walczyć z faszyzmem, nie walcząc z katolicyzmem. Pani Meloni i jej wyborcy przeszli przez kościelne pranie mózgów, trwające od przedszkola. To nie jej wina, że jest agresywna i ciemna. Winni są ci, którzy wszczepili w nią pychę i nienawiść – rodzice, którzy oddali ją w łapy księży, i księża, którzy nauczyli ją dzielić ludzi na lepszych (chrześcijan) i gorszych (całą resztę).

Mamy problem nie z Kaczyńskim czy Meloni, lecz z przekazywanym z pokolenia na pokolenie lękiem przed Kościołem i wynikającym z tego lęku zabobonnym stosunkiem do tej przerażającej instytucji. Albo ten lęk wreszcie odrzucimy, albo będzie po staremu, czyli od wojny do wojny.