Czy Rosjanie zrzucą atom?

Wiadomość o brance w Rosji mrozi krew w żyłach. Jeśli w Rosji biorą do wojska, to znaczy, że nadeszła smuta i wszystko może się wydarzyć. Branki nie chce nikt – ani lud, ani generałowie, ani oligarchowie, ani partyjniacy. Branka to desperacja wynikająca z tego, że Rosja nigdy nie może się cofnąć ani przegrać wojny.

Co do tego wśród panów Rosji jest zawsze zgoda. Lecz skoro zwyciężenie Ukrainy wymaga tak drastycznych środków jak powszechna mobilizacja, to znaczy, że jest źle i trzeba pomyśleć o ewentualnych zmianach. Dla Putina to ostatnia szansa – albo okaże dość determinacji, aby stłumić protesty kobiet i wygarnąć młodych ludzi uciekających przed branką do lasów, za granicę i gdzie się da, albo się dowie od swoich ludzi, że czas już odpocząć (na emeryturze albo i lepiej). Tylko skuteczność może go uratować.

Walcząc o własne przetrwanie, Putin nie cofnie się przed niczym, aby poskromić Ukrainę i wystraszyć Zachód. Jeśli Ukraińcy będą parli ku zajętym przez Rosjan, a szczególnie przyłączonym do Rosji terenom, nie można wykluczyć najgorszego, czyli użycia broni jądrowej przez wściekłego i zdesperowanego Putina. Wprawdzie nie decyduje o tym sam, lecz jeśli ma pełną kontrolę nad kilkoma osobami, które są zaangażowane w procedurę odpalenia pocisków jądrowych, to może się to wydarzyć.

Zapewne byłaby to bomba niewielka, lecz jej siła symboliczna i zmiana jakościowa w przebiegu tej wojny byłyby drastyczne. Nie tylko dlatego, że gwałtowną śmiercią zginie kilka tysięcy ludzi w którymś z ukraińskich miast, lecz dlatego, że jeden „atom” pociąga za sobą kolejne. Prawdopodobieństwo konfliktu jądrowego wzrosłoby niepomiernie. Jak zachowałby się wtedy Zachód? Dałby się nastraszyć i wymusił na Ukrainie oddanie Donbasu i upokarzający pokój z Rosją? A może rozpocząłby pełnoskalową wojnę z udziałem żołnierzy NATO? To jest dziś nie do przewidzenia. W razie wielkiej wojny nic już nie będzie niemożliwe, łącznie z bombardowaniem Kijowa i Moskwy.

Miejmy nadzieję, że scenariusz jądrowy nie dojdzie do skutku, a otoczenie Putina pozbędzie się dyktatora zawczasu. Jednakże obalenie tyrana nie zakończy wojny. Jak w ogóle może się ona skończyć, jeśli armia rosyjska powiększy się o kilkaset tysięcy żołnierzy, których generałowie bez pardonu gotowi będą posyłać na pewną śmierć? Tylko oddanie Rosji terenów, które zajęła i które za kilka tygodni wcieli do swojego państwa, mogłoby uspokoić sytuację. Tylko jaka władza w Ukrainie podpisałaby taki pokój? To by było polityczne samobójstwo. Zełenski nie zrobi tego na pewno.

No to co będzie? Zapewne to, co teraz, tylko gorzej. Jeszcze więcej ostrzałów rakietowych, jeszcze więcej szturmów w obie strony, jeszcze więcej ataków terrorystycznych Rosji na ukraińskie cele cywilne. A wszystko to w atmosferze kryzysu gospodarczego, zimowych chłodów i rosnących cen na wszystko. Deficyty energii i jej koszty po raz pierwszy od czasów II wojny światowej wytworzą w Europie poczucie biedy i niestabilności. Powieje grozą – od Kijowa po Lizbonę.

Tak złego czasu Europa nie pamięta. Ci, co pamiętają, już nie żyją albo są bardzo, bardzo starzy. To nowe dla nas doświadczenie. Pomyślcie – wszystko się może zdarzyć! Nawet atom! Maski opadły, dyplomacja jest już bezsilna, a rządy objęła przemoc wraz ze swym przyjacielem przypadkiem.

Jeśli możemy dziś pokładać nadzieję w czymkolwiek, to w Rosjanach, w rosyjskich matkach, które nie oddadzą swych synów na śmierć. Jeśli branka ostatecznie się nie powiedzie, a sytuacja na froncie będzie dla Rosjan niekorzystna, Putin zapewne zostanie w taki czy inny sposób „zdjęty”. Jego następcy mogą próbować ograniczyć teatr wojenny, licząc na to, że Donbas uznany zostanie przez głównych graczy za „drugi i ostatni Krym”. Jest to prawdopodobne zwłaszcza w przypadku nacisków ze strony Chin, które chcą handlować, a nie tracić czas i pieniądze z powodu prowincjonalnej awantury na rubieżach Rosji.

Na Ukraińców w tej kwestii liczyć nie można. Oni z utratą ziem na wschodzie nie pogodzą się nigdy. Jednak sprawa może się rozegrać koncertem mocarstw. W ostatecznym rozrachunku ani Chiny, ani USA, ani UE tej wojny nie chcą. I tylko w tym jest nadzieja świata, że uda się z tego potwornego kryzysu wyjść, zanim rozpęta się jądrowe piekło.