Wiwat Tęczowy Piątek! Wiwat Halloween!

Upadający na naszych oczach Kościół katolicki bezsilnie miota się, ratując co się da, ale tak niezdarnie, że tylko pogłębia wstręt i zażenowanie, jakie budzi swoją obłudnie zawoalowaną przez fałszywy ton troski agresją. Niezdarność tej rozpaczliwie tonącej instytucji jest tak daleko posunięta, że ima się środków w oczywisty sposób przeciwskutecznych, jak rzucanie chamskich kalumnii, straszenie piekłem, łgarstwo w żywe oczy i robienie obciachu w biały dzień.

Łgarstwo wyraża się w beznadziejnym brnięciu w totalnie skompromitowany kult Jana Pawła II, którego ekstrawaganckie pudrowanie pedofilii i ostentacyjne wspieranie i przyjaźń z hierarchami winnymi nadużyć seksualnych lub ich tuszowania wciąż niektórzy biskupi próbują załgać swoim absurdalnym „nie wiedział” albo – co gorsza – „przecież potępiał”, jak gdyby w ogóle było technicznie możliwe skuteczne osłanianie pedofilów bez gromkiego potępiania pedofilii.

W tych dniach na czoło wysuwają się jednakże dwie inne odwetowe akcje firmy nie wiadomo czemu określanej jako skompromitowana (a kiedyż to niby zasługiwała na szacunek i kosztem zignorowania których to ofiar?), polegające na bezsilnym pluciu jadem, sianiu nienawiści i rozpaczliwym obciachu. Jedna to wojna z konkurencyjnym dla kościelnych świąt 1-2 listopada Halloween. Polega na rzucaniu absurdalnych kalumnii, na czele z oskarżaniem o „satanizm” wszystkich tych, którzy mają czelność obchodzić święto przodków nie po katolicku, z jednoczesnym proponowaniem młodzieży mających zastąpić świąteczne zabawy „chrystotek”. Chrystoteka (gdyby ktoś nie wiedział) to dyskoteka religijna z Jezusem w roli głównej. Jakże trzeba nic nie rozumieć i nie mieć pojęcia o życiu społecznym nastolatków, aby wymyślać taką żenadę! Ale nie to jest najbardziej uderzające. Raczej pomyślcie, jak zareagowaliby biskupi jeszcze 30 lat temu na propozycję urządzenia „chrystoteki”… Gniew i oburzenie byłyby straszliwe. Ale tak to jest – tonący brzytwy się chwyta.

Podobny numer próbuje wykręcić Kościół i dzisiaj, urządzając przeciwko „Tęczowemu Piątkowi” w szkołach kościelny kontrpiątek w postaci „Szlachetnego Piątku” z przesłaniem wrogości wobec praw osób LGBT. Ileż trzeba mieć w sobie nienawiści do człowieka, aby szczekać na tych, którzy niczego nikomu nie ujmując i nie zabierając, domagają się jedynie równego traktowania, bezpieczeństwa, szacunku i uznania swych praw do życia i miłości zgodnej ze swoimi pragnieniami, a także poczuciem tożsamości płciowej oraz seksualnej.

Jak w ogóle można protestować przeciwko przesłaniu pokoju, zrozumienia i szacunku? Kim trzeba być, aby tępić akcję edukacyjną mającą osłonić grupę dzieci przed agresją i wykluczeniem? I kto to czyni? Ci, których miłość do dzieci mierzy się miarką sprawdzającą, czy pedofilów jest pośród nich raczej 5, czy może jednak „tylko” 4 procent?

Ale atakujcie, atakujcie piękny znak tęczy, atakujcie i znieważajcie ludzi broniących kultury tolerancji i akceptacji! Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie – więc potem nie narzekajcie, gdy ktoś potraktuje tak samo was i wasze symbole. Nienawiść i pogarda wywołują słuszny moralny gniew ludzi broniących wartości i porządku moralnego. I taki właśnie słuszny gniew spada dziś na głowy nienawistników i potwarców w sutannach, mających czelność wynurzać się z morza przelanej przez Kościół krwi i pouczać ludzi, jak mają żyć. Wracajcie tam, skąd przyszliście! Nic wam do ludzi serca i etosu – pilnujcie swoich guseł, swoich egzorcyzmów i swojej sakwy, bo przyjdzie czas symbolicznej zapłaty za krzywdę dzieci, za wyłudzenia i oszustwa. Nie będzie sprawiedliwości i nie będzie zadośćuczynienia – na to nie liczymy i na to jesteśmy nazbyt miłosierni. Nie znamy tortur, palenia na stosie, wyrzynania „heretyków”. Co wy, to nie my. Ale zawsze będą to jakieś miliardy, symboliczne miliardy.

Więc może lepiej nie miotać się w nienawiści i poudawać wstyd i pokorę wobec tego bezmiaru zła, jakie wyszło ze skrwawionych rąk i wykrzywionych nienawiścią ust tysięcy papieży, biskupów i księży przez niekończące się kilkanaście stuleci ciemnoty, terroru i groteskowego przedrzeźniania religii? Czy w obliczu własnego upadku nie jest roztropniej milczeć i w zaciszu swych „kancelarii” palić dokumenty, zamiast pluć i warczeć na prawo i lewo? O diabłach, piekle, „cywilizacji śmierci” już się nawrzeszczeliście – i co wam z tego przyszło? Przybyło na koncie albo „wiernych” w kościołach?

Droga do pieniędzy i władzy nie prowadzi przez nienawiść i ciemnotę. W naszych czasach to nie jest już pomysł na biznes. Na „chrystotekach” nie zbałamucicie już żadnego dziecka, a możecie tylko usłyszeć zły dziecięcy śmiech nad waszą obłudą. Myślicie, że dzieci dziś nie wiedzą, co to jest pedofilia, i nie mają nic lepszego do roboty, niż słuchać waszych bajeczek o aniołkach i diabłach? Z profesjonalnym fantasy nie macie szans.

Nie macie też szans zabrać ludziom radości świętowania bez was i mimo was. Od stuleci jedynym polem sacrum i świętowania niezawłaszczonym i niespacyfikowanym przez okrutny gwałt na duszach i ciałach przodków, zwany „chrystianizacją” i „ewangelizacją”, są prastare obrzędy ku czci i pamięci tychże przodków. Obrzędy sięgające w głąb trzewi kultury i nieświadomie dotykające traum wywołanych przez rzymskich najeźdźców w sutannach, chwytem za gardło wyrywających miliony Europejczyków wraz z korzeniami z ich pradawnych kultur i religii. Odpowiedzią na traumę i strach przed śmiercią jest ludyczność, czyli zabawa, która czyni z przodków „duchy” i „upiory”, pozwalając oswoić się z nimi, a więc oswoić ze świadomością śmierci poprzez udawanie, że istnieją naprawdę i można się z nimi kontaktować.

Zabawowy charakter licznych archaicznych świąt na cześć przodków w charakterystyczny sposób miesza się z obrzędowością wyrażającą lęk i sakralne poczucie niesamowitości, towarzyszące misterium śmierci. Wszystko to jest znane w całym świecie i w całym świecie kultura funeralna oraz kult zmarłych stanowią najmocniejsze oparcie dla archaicznej świadomości plemiennej, niepoddającej się do końca takiemu czy innemu procesowi modernizacji.

Tymczasem Kościół katolicki, instytucja totalitarna, dążąca do kontroli nad każdym bez wyjątku aspektem życia, usiłował zawłaszczyć i na swoją modłę ukształtować ludowy kult i obrzęd. Źle się jednak do tego zabrał i nigdy nie odniósł sukcesu. Polacy, posłuszni jak baranki, od stuleci mnący czapki na widok księdza, świętują po staremu. Nazbyt upokarzająca jest formuła, którą starał się im narzucić Kościół – w pierwszy dzień oddawajcie hołd naszym „świętym”, a dopiero w drugi możecie zająć się swoimi rodzinami. Nawet najbardziej fanatyczni katolicy chodzą na cmentarze przez dwa dni i zajmują się grobami, a nie kościelnymi rytuałami. I gdy teraz pojawiła się w dodatku konkurencja, czyli święto Halloween, bezsilni biskupi dostają furii. Niechrześcijańskie, niepoddane kontroli kościelnej świętowanie napawa ich grozą. Kto śmie robić nam konkurencję!

Otóż to! Halloween, poza tym, że wyzwala nas z ideologicznego balastu związanego z „Dniem Wszystkich Świętych” i „Dniem Zadusznym”, a więc również zaszytej w tym święcie ideologii segregacji ludzi na zbawionych chrześcijan i potępionych heretyków, stanowi naturalny protest przeciwko wciskaniu się przez Kościół w każdy skrawek życia i próbę zachowania jakiejś minimalnej choćby autonomii. Dlatego Halloween to nie tylko piękne archaiczne święto, pozwalające przeżywać misterium śmierci tak jak nasi przodkowie, w sposób niezdeformowany przez totalitarną i segregacjonistyczną ideologię, lecz jednocześnie forma żywiołowego młodzieńczego protestu przeciwko totalitaryzmowi i ładowania się przez biskupów ze swą nienawiścią wszędzie, gdzie tylko się da.

Obchodźmy więc ochoczo nowe-stare święto Halloween, aby zademonstrować swoją wolność i niepodległość, a także niezgodę na nienawiść i zawłaszczanie całego życia społecznego, a w tym całego świętowania przez Kościół katolicki. Nie macie monopolu na życie duchowe i święta! A zresztą co wy możecie wiedzieć o życiu duchowym – wy, czciciele człowieka, pożywiający się jego ciałem i krwią? Tkwicie po uszy w złej, porażającej archaiczności i tym bardziej kłuje was w oczy odradzanie się archaiczności w jej formie najpiękniejszej i uniwersalnej. Jakże daleko wam do ducha Halloween ze swoim „świętych obcowaniem” i jakże jesteście słabi wobec tysiącleci tej wrażliwości, którą oddają prastare kulty przodków. Halloween było, jest i będzie – także wtedy, gdy po was słuch już zaginie.