MARSZ JEDNEJ LISTY!

Szanse na wygranie wyborów i obalenie rządu Kaczyńskiego z tygodnia na tydzień są coraz mniejsze. Wszystko wskazuje, że zmierzamy w stronę scenariusza z 2015 roku, kiedy nieodpowiedzialność liderów wcisnęła całą władzę w ręce ludzi, którzy przez dwie kadencje rządów PO nawet nie stanęli przed sądami za swoje szalbierstwa. Nie stanęli w imię zasady „kruk krukowi oka nie wykole”, a dostali władzę z powrotem, bo komuś się wydawało, że Razem będzie bardziej sexy, jak będzie osobno, a komuś innemu, że będzie nowocześniej, jak się zrobi własną listę.

Również Millerowi z Palikotem i Nowacką ubzdurało się, że można udawać zjednoczenie lewicy, robiąc zakulisowy deal dwóch partii, w tym jednej właśnie kończącej żywot. Festiwal egotyzmu, warcholstwa i nieodpowiedzialności zakończył się sromotną klęską i dramatem rządów Kaczyńskiego. Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek z winowajców uderzył się w piersi. Wręcz przeciwnie – widzę ich codziennie w mediach, zawsze niezmiernie z siebie zadowolonych. A przecież każdy, kto choćby trochę zna się na polskiej polityce, doskonale wie, kto jest winien. I nie był to Donald Tusk.

Niestety politycy rzadko uczą się na błędach. Znowu mamy sytuację, w której narcystyczni przywódcy ugrupowań nie dopuszczają do siebie prawdy, za to bujają w mrzonkach o ukrytym poparciu, tendencyjnych sondażach i swoim wyjątkowym elektoracie, który pójdzie albo z nimi, albo z nikim. Jeśli czytają te słowa działacze Lewicy, PSL, Polski 2050, to proszę ich o chwilę uczciwego zastanowienia. Czy jest możliwe, aby PiS zdobył najwięcej głosów i nie zdołał utworzyć rządu? Tylko dziecko może liczyć na taki scenariusz. Do obalenia PiS niezbędne jest jednoznaczne zwycięstwo!

Czy KO, mając u boku Polskę 2050 i Lewicę startujące na własnych listach, może wygrać z PiS? Nic na to nie wskazuje. Tym samym Lewica i Polska 2050, wprowadzając swoich posłów  do Sejmu, po prostu podarują trzecią kadencję Kaczyńskiemu. I jaka byłaby w tym pociecha, gdyby łączna liczba posłów opozycji z trzech list byłaby większa niż liczba posłów, którzy dostaliby się ze wspólnej listy? Jeśli ceną za tę arytmetykę miałoby być utrzymanie władzy przez PiS, to żadna!

Platforma też nie ma co się pocieszać, że w ostatecznym rozrachunku wyssie wyborców swoim niedoszłym partnerom z jednej listy. I tak nie wystarczy, żeby wygrać z PiS. Dlatego jest tylko jeden scenariusz dający jakąś szanse na pokonanie PiS. Zgadnijcie: jaki? Co za odkrycie! To jedna lista!

Jest koniec lipca! O wspólnej liście można już mówić tylko z szyderczym sarkazmem albo z rozpaczą w głosie. Mimo to wydaje mi się, że taki jest właśnie obowiązek komentatora. W całej tej bezsilności ostatnia rzecz, jaką możemy jeszcze zrobić, to potrząsnąć wami i wykrzyczeć wam prosto w twarz: opamiętajcie się! Tylko jedną listą można pokonać PiS i uratować Polskę przed tężejącym z tygodnia na tydzień faszyzmem!

Jeśli PiS przedłuży swoje panowanie nad Polską, zgraja jego pomagierów nie zostawi tu ani kamienia na kamieniu. Rozkradnie wszystko, wyrwie nas z Unii z korzeniami, rzuci na pastwę Rosji i zaprowadzi oszalałą teokrację, przypominającą Irlandię sprzed pół wieku albo współczesne satrapie Mezoameryki.

To absurdalne, że tak wiele dziś zależy od tego, czy dosłownie trzech facetów zrozumie, że nie ma absolutnie żadnego znaczenia, czy będą mieli pięciu posłów więcej w swoich sejmowych księstewkach, za to ma fundamentalne znaczenie, czy wykażą się zdrowym rozsądkiem i odpowiedzialnością za swój kraj. Teraz.

Po co wam te kluby sejmowe w państwie zdruzgotanym, zdewastowanym przez zdemoralizowaną sitwę, niecofającą się przed niczym, aby niepodzielnie panować nad każdą jego cząstką i czerpać z niej majątek, jednocześnie rozkoszując się władzą, obsadzając swoimi klonami i pociotkami każdy stołek, który wpadnie im w łapy? Po co wam kolejna kadencja w opozycji, chodzenie na bezsensowne posiedzenia komisji, beznadziejne głosowania, jałowe i smętne dyskusje w dawno już wam obmierzłych telewizyjnych i radiowych studiach? O co właściwie walczycie, upierając się przy własnych listach?

Od wielu miesięcy wszyscy rozsądni i znający się na polityce komentatorzy oraz poważni politycy powtarzają wam, że jeśli chcecie wygrać, musicie iść razem, pokazać zarys wspólnego programu i wspólnego rządu, opowiedzieć, jak Polska będzie wyglądała za kilka lat, jeśli to wy przejmiecie władzę. Dlaczego nie chcecie skorzystać z propozycji Marka Borowskiego, aby numery miejsc na listach powiązać z przynależnością partyjną? Co wam to szkodzi? Jakie cwane rachuby i kombinacje chodzą wam jeszcze po głowach?

A może chodzi o pieniądze? Te na kampanię i te z późniejszych dotacji? No to jeśli w takiej chwili, w takiej potrzebie wy myślicie o pieniądzach, to chyba faktycznie nie mamy już o czym gadać. Ale wciąż nie wierzę, aby naprawdę tak było.

Myślę, że skoro politycy nie rozumieją, bo utknęli w swoich iluzjach i pseudokalkulacjach, to już tylko ludzie mogą im przemówić do rozsądku. Może by to coś dało, gdybyśmy w sierpniu zrobili niezależny, niepartyjny marsz pod hasłem JEDNA LISTA! Może widok kilkudziesięciu tysięcy ludzi na ulicach zjednoczonych tym jednym żądaniem – tym razem skierowanym do polityków demokratycznych, a nie rządzącej sitwy – sprawi, że coś w nich w ostatniej chwili pęknie. Dlatego w całej swojej niemocy, jako zupełnie pojedynczy i nic niemogący obywatel, rzucam na wiatr to hasło: MARSZ JEDNEJ LISTY!