Góralu, czy ci nie żal?

I znowu Polacy będą musieli przełknąć gorzką pigułkę. Z wchodzącego właśnie na ekrany filmu Marcina Koszałki „Biała odwaga” szeroka publiczność dowie się o smutnej historii „Goralenvolku”, czyli posuniętej do ostatecznych granic kolaboracji kilku szacownych góralskich rodów z niemieckim okupantem oraz niemal masowym wpisywaniu się zwykłych górali na różne „volkslisty”.

Oczywiście, był też góralski ruch oporu, który częściowo ratuje honor góralski, lecz tamta zdrada nie była tylko epizodem. Nie były też przypadkiem pogromy ludności słowackiej i napaści na Żydów, terrorystyczna działalność Ognia i oszalały antysemityzm ks. Hołoja po zakończeniu wojny.

Pod to wszystko był społeczny grunt. Długie stulecia nędzy, nierówności i wyzysk, a także izolacja kulturowa i związana z nią podatność na skrajnie zabobonną i ocierającą się o obłęd antysemicką propagandę Kościoła (być może tym skuteczniejszą, im trudniej było spotkać Żyda na Podhalu)… Niewiele pomogły trzy czy cztery dekady „turyzmu” i gromadka inteligenckich „ceprów” osiadłych w Zakopanem.

Te jakże ważne dla polskiej kultury zjawiska więcej wtedy znaczyły dla Krakowa i Warszawy niż dla samego Podhala, gdzie mogły oddziaływać może w centrum Zakopanego i paru miejscach w okolicy, lecz już nie na zapadłe wsie za Gubałówką. Tam kulturalne wpływy Witkacego, Chałubińskiego, Szymanowskiego, Tetmajera, a nawet Zamoyskiego już raczej nie sięgały.

Górale długo nie mogli się zdecydować, na czym budować swoją tożsamość – na polskości czy może na „swojości”. Czy uważać się za Polaków i polskich patriotów, czy może za odrębny lud? Zdecydowani byli tylko na jedno: ma to być tożsamość katolicka, a niezależność i autonomia góralskich klanów i rodów musi być respektowana przez władze. Austriackie, polskie, węgierskie i jak tam by się jeszcze miały przydarzyć.

Więc kiedy autonomię i respekt obiecał potężny władca z Berlina, to w zasadzie czemu nie? Czymże się to miało niby różnić od podobnych obietnic płynących z Wiednia? A zresztą Austria i Niemcy stały się w 1938 r. jednym krajem, a Polska – po ledwie dwóch dekadach tworzenia państwa – upadła. Jak można być lojalnym wobec Warszawy, skoro polskiej Warszawy już nie ma, a na Wawelu siedzi Niemiec? No i w dodatku tak już zostanie.

W taki sposób myślało sobie wielu górali w czasie wojny. Ci po drugiej stronie Tatr myśleli tak samo, tylko jeszcze bardziej. Hitler oddał Słowację w zarząd Kościoła, ufny w jego lojalność i gotowość do współpracy. Nie zawiódł się. Na jego żądanie krwawy reżim księży (z ks. Tiso na czele) napadł na Polskę w pierwszym dniu wojny, a potem grzecznie dostarczał Żydów do komór gazowych Brzezinki. Straszliwe to były czasy na Podhalu, na Spiszu i Orawie. Trudno dziś nawet wyobrazić sobie, jak ponure i krwawe. Możemy je poznawać na raty i w wersji złagodzonej. A czy górale sami będą kiedyś w stanie zmierzyć się ze swoją historią? Na pewno nie dziś i nie jutro. Film się w Zakopanem „nie przyjmie”.

Zakopane to piękne i dziwne miasto. Należy w połowie do górali, a w połowie do ludzi zwanych niezbyt przyjaźnie ceprami, którzy kiedyś (albo ich rodzice bądź nawet dziadkowie) wybrali to miejsce i tam zamieszkali. Ceprów jest tak wielu, że od dawna są już ludnością miejscową i kulturowo pełnoprawną, choć nie mówią po góralsku i górali nie udają. Jest też taki gatunek ludzi związanych z Podhalem, co należą do niego, bo je pokochali i wciąż tam jeżdżą. Sam do tego gatunku należę. Omalże się w Zakopanem nie urodziłem (przez pewną niefrasobliwość swej matki), a potem spędzałem tam regularnie wakacje, ucząc się Tatr. W końcu zostałem taternikiem i kilka lat się tym parałem.

No i tak się zrobiło, że co jakiś czas muszę tam być. A skoro Zakopane i Tatry są w moim sercu, to i na sercu mi leżą. I nie będę wyrazicielem opinii i odczuć mniejszości, gdy powiem, że smuci mnie i drażni rozbisurmanienie kilku miejscowych bogaczy, nepotyzm i korupcja, koniunkturalny, a jednocześnie szczerze zabobonny klerykalizm podhalańskich elit i podhalańskich mas, a jeszcze bardziej to, co gołym okiem widzą i czym brzydzą się wszyscy: chciwość i pijaństwo. Każdy, kto przyjeżdża do Zakopanego, widzi gołym okiem, że dla miejscowych wart jest akurat tyle co jego portfel. A miłość do pieniędzy i gorzałki zdają się tu większe niż ta, która przez wieki łączyła Kaśki z Jaśkami, dzięki czemu lud góralski, mimo biedy i nieurodzajnej, kamienistej ziemi, mógł trwać. Z bożą pomocą, oczywiście.

Dziś piszę te gorzkie słowa, bo cała Polska akurat śmieje się z Zakopanego i emblematycznego górala, który popisał się przed kamerą tym, co miał (i nie on jeden) najgorszego: żałosną chciwością, brakiem honoru i głupotą. Jeśli nie widzieliście jeszcze, to zobaczcie koniecznie, jak przebrany za misia góral podchodzi z pretensjami do nagrywającej filmik aktorki Hanny Turnau i domaga się zapłaty w wysokości 20 zł, gdyż zapewne znalazł się w kadrze. Skończyło się na mandacie dla misia, który nie miał pozwolenia na prowadzenie swojej działalności na Krupówkach.

Ta żenująca małostkowość i chciwość w dziwny sposób łączą się w jedno z bezmyślnym okrucieństwem wobec koni i owiec, o którym co rusz donosi prasa. Dlaczego wy, górale, jesteście tacy? Dlaczego nie możecie jakoś tych przywar w sobie zdusić? Wszyscy chcą Was kochać, wszyscy w jakiś sposób Was podziwiają i są dumni, że jest w Polsce Podhale i Zakopane. Dlaczego więc tak nam to miłowanie Was utrudniacie? Góralu, zmień się nareszcie!