Moralny tie-break Igi Świątek

Przyznam, że mimo bardzo młodego wieku Iga Świątek autentycznie mi imponuje. Oczywiście, jak każdy z nas podziwiam ją za niezwykłe sukcesy sportowe i żywię nadzieję, że w ciągu kilku lat uzbiera dość zwycięstw, aby na zawsze wejść do panteonu największych tenisistów i tenisistek w historii. Nie wątpię też, że miejsce w panteonie polskiego sportu ma już zapewnione. Doceniam to, ale jeszcze bardziej podziwiam w Idze Świątek charakter i swego rodzaju młodzieńczą mądrość, opierającą się na rozsądku i szczerości. Wypowiada się zawsze prostolinijnie, bezpretensjonalnie i zwięźle. Jej słowa są akuratne, treściwe i nieobciążone retoryką. Tchnie z nich pewność siebie, kompetencja i uczciwość.

Nie napisałbym jednakże tego peanu, gdybym nie trafił na wypowiedź w swym charakterze unikalną, łamiącą tabu i może wręcz w swoim przedmiocie pionierską. Chciałbym ją tu przytoczyć i choć kilkoma słowami skomentować, bo na to zasługuje.

Zapewne wszyscy zwróciliście uwagę na te słowa, bo były spektakularne i powielane przez media. Oto po zwycięskim, choć bardzo trudnym meczu z japońską zawodniczką Naomi Osaką Iga Świątek pozwoliła sobie – w czasie wywiadu przy korcie – wygłosić w stronę kibiców krytyczną uwagę:

„Chcę powiedzieć jedną rzecz. Przepraszam, że podnoszę taką sprawę. Ogromnie was wszystkich szanuję i wiem, że w zasadzie my wszyscy gramy tu dla was, bo to jest rozrywka, a w dodatku zarabiamy pieniądze dzięki wam, ale czasami, gdy jesteśmy pod dużą presją, a wy krzyczycie coś w czasie gry, zwłaszcza przed odebraniem serwisu, to wtedy jest naprawdę trudno się skupić. Zwykle nie mówię o tym, bo chciałabym być taką zawodniczką, która naprawdę umie się skupiać i być skoncentrowana na grze, ale, wiecie, dla nas to jest poważna sprawa. Walczymy całe życie, żeby grać coraz lepiej i lepiej i czasem naprawdę trudno jest to zaakceptować. Gramy o duże stawki, można tu wygrać duże pieniądze, a utrata kilku punktów może wiele zmienić. Także proszę was, byłoby wspaniale, gdybyście wspierali nas pomiędzy wymianami, a nie podczas ich trwania”.

No, trzeba mieć odwagę, żeby w jednej krótkiej wypowiedzi złamać dwa tabu i powiedzieć dwie rzeczy, o których wszyscy wiedzą, lecz sportowcy wolą o nich nie wspominać. Pierwsza: że sport jest rozrywką (entertainment). Druga: że gra się nie tylko o zwycięstwo, lecz również o pieniądze. I chwała Idze, że powiedziała, uprzejmie, grzecznie, lecz stanowczo, co myśli o niemądrym zachowaniu niektórych kibiców. Zwróciła im uwagę tak, że poszło w pięty. Z pewnością ci, co krzyczeli w czasie meczu, mocno się zawstydzili i więcej tego nie zrobią, a inni kandydaci do pokrzykiwania z trybun sprawę sobie przemyślą. Podobnie jak organizatorzy, którzy może będą sami dyscyplinować publiczność w przyszłości. To już drugi raz, gdy świat tenisa dostaje od dzielnej Polki ważny sygnał. Kiedyś miała okazję zwrócić uwagę na problem, jaki stanowi dla zawodniczek cykl miesiączkowy. Nie wiem, czy można coś z tym zrobić przy układaniu kalendarza meczów, ale już sam fakt, że problem został wyciągnięty ze strefy wstydu i nazwany, ma znaczenie.

Działacze sportowi woleliby pewnie, żeby zawodniczki nie meblowały im salonów. Sami woleliby decydować o ewolucji zasad i obyczajów. Ale Iga jest tak mocna i ważna, że może sobie pozwolić na więcej. Nie zależy już od działaczy i mówi, co myśli. I to jest naprawdę wyzwalające. Inne kobiety na to patrzą i nabierają odwagi, żeby mówić własnym głosem, nie czekając na pozwolenie męskich szefów.

Jednak najważniejsze jest to przywołanie przez Igę dwóch zakazanych kategorii: rozrywki i pieniądza. Powiedzenie, że sport jest rozrywką, idzie na przekór patetycznej retoryce, kwalifikującej sport jako działalność wysoce uduchowioną, w której szlachetna rywalizacja łączy się z przezwyciężaniem własnych ograniczeń i kształtowaniem charakteru. Może i tak jest, lecz nie zmienia to faktu, że oglądamy sport dla przyjemności, a ci, którzy ze sportu żyją, zarabiają dużo pieniędzy właśnie dlatego, że inni mają rozrywkę z tego, że ich oglądają. I Iga powiedziała to bardzo jasno. Podziękowała swoim „pracodawcom”, którymi są kibice, i poprosiła ich, żeby pomimo swojej pozycji „płatników”, którzy mają prawo mieć wymagania, zachowywali się kulturalnie i nie przeszkadzali w grze. Zresztą zostało to przez (zaskakująco nieliczną zresztą) publiczność przyjęte bardzo dobrze.

Mówienie o pieniądzach jest wstydliwe, bo przecież nie uprawia się sportu ani nie wykonuje innych dobrze płatnych prac, jak praca lekarza czy adwokata, tak po prostu dla pieniędzy. I właśnie dlatego trzeba naprawdę mieć w sobie moralną siłę i pewność, że nie robi się tego tylko dla pieniędzy, żeby o pieniądzach wspominać. Dowiedzieliśmy się od Igi, że przegrywając mecz, zawodnik stresuje się nie tylko samą przegraną, lecz również odczuwa żal i frustrację, że znaczna kwota, która była w zasięgu ręki, jednak przypadnie rywalowi. To normalne, ludzkie i nie trzeba się tego wstydzić. A jednak się wstydzimy. I dopiero młoda dziewczyna, wolna od kompleksów i obciążeń obyczajowych starszych pokoleń, pokazuje nam, że można mówić o tym otwarcie i bez zażenowania.

I znowu Iga otwiera jakieś drzwi, dotąd przymknięte przez pruderię albo hipokryzję. Pokazuje, że można być szczerym i autentycznym, i to bez egzaltacji, prowokowania i skandalizowania. Ot, tak po prostu, w najbardziej naturalny sposób, z prostotą, lecz bez prostactwa i cynizmu.

Nie jest to może komfortowe, gdy bardzo młoda osoba daje lekcję starszym, i myślę, że działacze mogą mieć mieszane uczucia. Ale kto im bronił być odważnymi w młodości? Skoro dziś ktoś lepiej od nich gra w tenisa i ma więcej odwagi, aby publicznie mówić rzeczy, o których oni krępują się mówić, to niech skorzystają z okazji, aby się na stare lata podciągnąć. Tak będzie dla nich lepiej, bo czekają ich jeszcze kolejne wyzwania. Sportowcy nie dają już sobie w kaszę dmuchać. Iga i inne dziewczyny już pomrukują groźnie w sprawie różnic w wysokości nagród w męskim i kobiecym tenisie. Wielkich gwiazd sportu zignorować się nie da. Nie można ich też uciszyć. Lepiej więc ich słuchać uważnie i rozmawiać z nimi poważnie. Tym bardziej że czas leci jak szalony i za kilkanaście lat być może to Iga Świątek będzie grubą rybą (bez aluzji) światowego tenisa – już poza kortem.

A swoją drogą, bardzo bym tego branży tenisowej życzył. Rozumnych, rzeczowych i uczciwych ludzi, takich, co wiele osiągnęli, znają się na rzeczy i w dodatku nie zadzierają nosa, potrzeba w każdym środowisku. Jak słucham Igi Świątek, to zawsze przychodzi mi do głowy ta jedna myśl: jaka to jest fajna dziewczyna. W tym naszym, pożyczonym z niemieckiego, ale ładnie uformowanym przez polszczyznę słowie „fajna” mieści się bardzo wiele. Sami wiecie co.