Kto będzie premierem?
Zgodnie z przewidywaniami, nie tylko moimi, PiS zaczyna tonąć. Sondaże spadają i nie widać niczego, co mogłoby to zmienić. Ba, spadać będą jeszcze bardziej, bo za chwilę ludzie zobaczą w swoich portfelach skutki inflacji oraz podwyżek rozmaitych danin publicznych. Kończy się też ich wytrzymałość na brewerie Macierewicza. Może i nie obchodzi ich TK albo KRS, ale wstyd i obciach na oczach całej Europy uderza w ich poczucie godności. „Ucho prezesa” też robi swoje – miliony ludzi zaczynają postrzegać środowisko władzy przez pryzmat groteskowych postaci tego popularnego serialu. Postępuje sanescobaryzacja władzy. A śmieszność w polityce zabija.
Kaczyński ma doradców, którzy mówią mu, że sprawa jest przejściowa. Za to im płacą. Ostatecznie są tylko dworakami i klakierami. Złe wieści docierają do dyktatorów z opóźnieniem. W końcu jednak docierają. Wprawdzie Kaczyński jest przekonany, że w ostatecznym rozrachunku może podporządkować sobie Schetynę, ale to marne pocieszenie. Schetyna łatwo skóry nie sprzeda. Poza tym może wrócić Tusk, a wtedy… A wtedy wszystko jest możliwe.
Nie wiedząc, co robić, Kaczyński może zrobić tylko jedno – wymienić kukiełki w swoim teatrzyku. Dudy wymienić się nie da, ale Szydło owszem. Z punktu widzenia prezesa ma ona wiele zalet: symbolizuje przaśną „Polskę powiatową”, co zjednuje jej poparcie ludzi żyjących w kulturze małych lokalnych układów, oportunizmu i fałszywej religijności. Przede wszystkim jednak jest absolutnie wobec niego lojalna i nie posiada żadnych własnych ambicji. Bez szemrania zrobi wszystko, co prezes rozkaże, a gdy ten uzna, że nie jest już potrzebna, to odejdzie w pokorze i bez fochów. Niestety, gdy trzeba zrobić propagandowy lifting, płaczliwo-nieszczera i nieco ograniczona Pani Beata nie da się obronić. Szydło musi odejść. To kwestia czasu. Pewne kilku miesięcy. Jeśli sondaże nadal będą oscylować koło 30 proc., może nie dotrwać nawet do końca wakacji.
Kogo może Kaczyński powołać na jej miejsce? W PiS buldogi już zwarły się w krwawym uścisku pod dywanem. Dla Kaczyńskiego nie byłoby wygodne oddawać stanowiska w ręce wrogów Szydło, czyli w praktyce Morawieckiego. Przywódca wskazujący na jedną z frakcji sam staje się frakcyjny. Zresztą Morawiecki przestał już być pupilkiem Kaczyńskiego, bo stało się jasne, że nie będzie cudotwórcą dostarczającym prezesowi nieograniczonych środków na kupowanie wyborców i opłacanie się wszystkim Rydzykom. Swoją szansę Morawiecki już stracił. Zresztą jego środowisko jest wątłe.
Drużyna Ziobry jest znacznie silniejsza, lecz Ziobro, były zdrajca, jest bez szans. Delfinem można być tylko raz. Potem można już być tylko eunuchem. Macierewicz, budzący w PiS grozę graniczącą z nabożeństwem, staje się dla Kaczyńskiego coraz większym problemem. Kapłan religii smoleńskiej i depozytariusz wszystkich kwitów świata wydaje się nie do ruszenia. Z pewnością jednak żaden z jego ludzi nie dostanie premiera. Co więcej, skoro musiał schować Misiewicza, a teraz musi odpisywać na jakieś śmieszne listy Dudy, to widocznie prezes próbuje zepchnąć go szczebel niżej. Pewnie obejrzał „Ucho prezesa” i uznał, że musi jakoś zareagować. A co z „premierem z tabletu”? Niestety Gliński, choć bardzo posłuszny i bardzo lubiący władzę, podpadł parę miesięcy temu, mówiąc na TVPiS „dom wariatów”. Takich numerów się nie wybacza. Można (a nawet wypada) być TW albo komunistycznym prokuratorem, ale pyskowanie na swoich u prezesa nie przejdzie.
Ławeczka PiS jest króciutka. Wszyscy sensowni ludzie trzymają się od tego interesu z daleka. A przecież premier to przynajmniej jakiś średnio „ogarnięty” musi być. Może więc jakaś „Szydło 2.0”? Mogłaby być Elżbieta Rafalska albo Anna Streżyńska. Obie dwie półki wyżej od Szydło. To jest jakieś rozwiązanie. Jednak jeśli sytuacja zrobi się naprawdę poważna, to Kaczyński przybierze marsowe oblicze i poczuje zew: czas na mnie! I będzie znowu „premier Kaczyński”. Brrr.
Może i brrr, ale jednak najbardziej prawdopodobne. Obejmując rząd, Kaczyński ucieknie przed własną słabością. Sam sobie rzuci koło ratunkowe. Tyle że już niczego nie uratuje. Nie zna się na niczym, nic nie potrafi, niczego, oprócz patologicznej partii politycznej, w życiu nie zbudował. Nie będzie więc w stanie podnieść sondaży ani wygrać wyborów. Pomajstruje przy ordynacji wyborczej i zgarnie z tego parę miasteczek i parę mandatów, ale zwycięstwa z 2015 roku w roku 2019 nie powtórzy. Nie zdąży wystawić sobie pomników… Ale przynajmniej będzie znowu premierem. Zawsze coś. Jeśli tylko zdrówko pozwoli…