Reżimy małe i duże. Jak żyć?
Reżimowe media rzuciły się wściekle na dziennikarza „Gazety Wyborczej” Bartosza Wielińskiego, który śmiał opublikować w „New York Times” artykuł informujący krótko i rzeczowo o antydemokratycznych i bezprawnych poczynaniach rządów PiS.
„Szmalcownik” Wieliński wbija Polsce nóż w plecy tuż przed wizytą Trumpa. Spokojnie! Trump nie należy do specjalnie „czytatych”, a jego doradcy nie wyglądają na szczególnie przejętych losami demokracji w odległych stronach świata. Może i Trump odróżnia Warszawę od Mińska, ale nie sądzę, aby był pewien, że ta wiedza jest mu do czegoś potrzebna.
Ale trudno – obowiązkiem dziennikarza jest informować świat, bić na alarm, gdy w kraju dzieje się źle, apelować do opinii publicznej za granicą o pomoc w zwalczaniu reżimu i wsparcie dla opozycji walczącej o powrót do demokratycznych standardów. Zaś oczekiwanie reżimu, że w imię nie wiadomo jakich niby wyższych celów należy powstrzymywać się od krytyki i „prać brudy we własny domu”, jest tyleż śmieszne, co straszne. W imię czego? No, chyba nie w imię racji stanu, prawda?
Polską racją stan jest to, aby sojusznicze rządy w Europie i na świecie używały wszelkich środków dla powstrzymania destrukcji państwa prawa i demokracji w Polsce. Oto właśnie nasza racja stanu! Jeśli można mieć jakieś wątpliwości co do tekstu Wielińskiego, to chyba tylko tę, że napisał, iż Jarosław Kaczyński był członkiem „Solidarności”. Krzysztof Łoziński twierdzi coś wręcz przeciwnego – trzeba by tę sprawę wyjaśnić.
Zaś co do lojalności… Lojalność wobec własnego państwa nakazuje, by nie ułatwiać zadania tym, którzy – nawet sprawując w nim legalną władzę – państwo to ostentacyjnie niszczą i nadużywają owej danej sobie władzy. Gdyby Bartosz Wieliński krytykował państwo PiS w mediach publicznych, obecnie będących, formalnie i z mocy prawa, mediami rządowymi i tubą kłamliwej propagandy, trzeba by uznać, że jest dla nich „pożytecznym idiotą”.
Zresztą i tak zapewne nie miałby takiej możliwości, bo w polskim radiu i telewizji nie wolno przeprowadzać rozmów z „takimi ludźmi” (wylatuje się za to z pracy). Są jednakże tacy, których propagandziści chcą wykorzystać na dowód pluralizmu i wolności rządowych stacji. Nie wolno się na to nabierać. Rozpuszczanie w potoku kłamstw i manipulacji pojedynczych głosów wolnych i prawdomównych jest techniką przewrotną, aczkolwiek techniką propagandy właśnie. Z mediami autorytarnych władz własnego kraju nie wolno rozmawiać, aby ich nie uwierzytelniać i nie uwiarygadniać. Wobec własnego kraju mamy obywatelskie obowiązki – jednym z nich jest bojkot instytucji, które wolne życie obywatelskie zamieniają w ideologiczny ucisk, podporządkowując sferę publiczną planom i projektom władzy.
Taką instytucją jest w pierwszym rzędzie radio i telewizja. Zupełnie inaczej jest natomiast w przypadku mediów innych krajów autorytarnych. Nie jest obowiązkiem Polaka walczyć z reżimem Chin, Arabii Saudyjskiej czy Rosji, lecz jeśli można powiedzieć w ich mediach słowa prawdy, to trzeba to robić. Sam udzielam wywiadów propagandowemu rosyjskiemu portalowi – pod warunkiem, że nie będzie mnie cenzurował. Mówię, co myślę. Z mediami chińskimi też bym rozmawiał. Z TVP – nie.
A tak przy okazji – co do Rosji i naszej racji stanu. To, co wyprawia PiS w relacjach polsko-rosyjskich, napawa mnie grozą. Potężne, nieprzebierające w środkach politycznych i ekonomicznych państwo wykorzystujące każdą okazję, by osłabić jedność europejską, a tym samym poluzować więzy naszego kraju z Zachodem, pozostaje poza wszelkim zasięgiem dyplomatycznego oddziaływania! Nieustające obrażanie Rosji i odcinanie się od wszelkich relacji z tym państwem, istna zimna wojna z reżimem Putina – daję Rosji wolną rękę. Mogą sobie do woli „rozrabiać” Macierewicz i inni. Rosja to nie tylko Putin i oligarchowie! O wielki i wspaniały kraj, z którego potęgą – ekonomiczną i kulturową – liczy się cały świat. Jest naszą najbardziej żywotną racją stanu, by z Rosją rozmawiać, utrzymywać z nią pragmatyczne relacje i handlować. Tylko zacieśniając normalne relacje z tym krajem, możemy czuć się bezpieczni, nie mówiąc już o korzyściach gospodarczych, jakie przechodzą nam koło nosa. Na liście dowodów głupoty PiS dewastowanie stosunków polsko-rosyjskich zajmuje wysokie miejsce. Śmieszne, żałosne, niebezpieczne…
Nasze rozmowy z Trumpem są bez znaczenia – wiz nie zniesie, a parasol NATO nie stanie się ani solidniejszy, ani bardziej dziurawy przez to, że pan Szczerski coś tam powie jakiemuś podczaszemu waszyngtońskiego sułtana. USA to nasz Wielki Brat, ale sam będzie decydował, jak bardzo nas kocha. Oby kochał mocno.
Natomiast brak rozmów z Putinem to istna groza. Gdyby wreszcie do nich doszło, można by liczyć na początek jakiegoś odprężenia. Ale co taki Kaczyński z Waszczykowskim z tego rozumieją? Zapiekli w swoich tępych przesądach i śmiesznej megalomanii gryzą Rosję po kostkach, dewastując nasze i tak marne aktywa w relacjach z tym kolosem zwieszającym się nad nami niczym ściana potężnej góry nad lesistym pagórkiem. Oby tylko nie spadła z niej na nasze głowy jakaś lawina.