Mazel tov, Izraelu!
Izrael ma 70 lat! Najbardziej znienawidzony, najbardziej zniesławiony kraj na świecie dożył biblijnego wieku, należnego wybrańcom Boga, a więc liczby będącej iloczynem świętych 7 i 10. Otoczony zajadłymi wrogami, ziejącymi nienawiścią do wszystkiego, co żydowskie, wszczynającymi bez ustanku wojny i siejącymi terror, zdołał przetrwać. Przetrwał dzięki niebywałemu wprost męstwu swoich żołnierzy i żołnierek („męstwo żołnierek” brzmi słabo, ale jak mam to wyrazić?) oraz stałemu wsparciu ze strony USA, które jako kraj w dużej mierze protestancki wierzą w świętość ziemi Izraela i wybraństwo narodu żydowskiego. Uff, jak dobrze, że są na tej ziemi chrześcijanie!
Izrael jest krajem zdumiewającym pod każdym względem. Nie ma tak zawziętego antysemity, by nie odczuwał podziwu, oglądając go z bliska. Nawet Palestyńczyk upokarzany i dyskryminowany przez izraelskie urzędy i wojsko szanuje ten kraj, w którym niebywały hart ducha, talent i pracowitość ledwie kilkunastu milionów Żydów wskrzesiły z piasków pustyni wielkie miasta, stworzyły potężną gospodarkę, naukę i kulturę, stawiającą ten kraj wielkością i populacją porównywalny z Czechami w jednym rzędzie z wielokrotnie większymi państwami Zachodu.
A jako że umiejscowienie Izraela na geopolitycznej mapie współczesnego świata oraz historyczne znaczenie ziemi, którą zajmuje, są wyjątkowe i nieporównywalne z niczym, ten mały kraj jest istnym pępkiem świata. Od 70 lat oczy ludzkości – oczy najczęściej wrogie, czasami przyjazne – są zwrócone na Izrael, a jego mieszkańcy są ostatnim narodem, który mógłby mieć żal do świata, że go nie docenia i nie zwraca na niego uwagi.
Na nas akurat nie zwraca, choć jesteśmy pięciokrotnie większym krajem. Mamy przeto jeszcze jeden powód, aby Izraela nie lubić. Jest wszak czego zazdrościć. Bo Izrael to potęga. „Mały, ale wariat”. Nie lubimy, podziwiamy. No, chyba że jesteśmy Żydami. Wtedy nie lubimy (Żydzi nie lubią lubić), ale kochamy. Jako Polacy możemy sobie wszak pogratulować wielu z Izraelem podobieństw.
Owszem, Izrael to kraj żyjący pośród spraw niebywale poważnych, nieporównanie bardziej realnych i znaczących niż nasze tutejsze sprawy. To kraj nieustającej wojny, nieustającego zagrożenia własnej egzystencji. Kraj wielkiej polityki, kraj kluczowy. Poza tym Izrael to kraj Południa i trochę Wschodu. Owszem, należy do Zachodu, bo jest bogaty i demokratyczny, lecz ta jego zachodniość jest egzotyczna – trochę lewantyńska, trochę wschodnioeuropejska.
To obcy i dziwny kraj dla nas – niemniej noszący na sobie wyraźne polskie piętno. Nie tylko dlatego, że zakładali Izrael w dużej mierze Żydzi pochodzący z Polski (z samym Ben Gurionem oraz Beginem na czele), lecz również dlatego, że temperament polityczny jest tam jakby w polskim typie. To całkiem jakby ktoś przeflancował nasze partie polityczne z czasów II RP do Judei i Galilei, dalej w najlepsze się bawiąc tymi przestarzałymi pojęciami politycznymi i tocząc te same staromodne spory.
Dziwaczny jest ten anachronizm izraelskiej polityki. Ale jakże swojski! Bo choć rządząca partia oraz premier o wdzięcznym imieniu Bibi z konieczności prezentują inny stopień ogłady ogólnej niż arcyzaściankowy PiS z jego egzotycznym prezesem, to mentalność prawicowego elektoratu Likudu i innych prawicowych partii – żywcem pisowska. Syjonizm i polski nacjonalizm to ideologie siostrzane, co zresztą nie dziwota, skoro narodziły się niemal w tym samym czasie i z grubsza w tym samym miejscu.
I tak samo jak światli Polacy czują się przytłoczeni i zastraszeni przez „lud pisowski”, liberalnie myślący Izraelczycy cierpią pod nacjonalistyczno-klerykalną kanonadą populistycznej propagandy serwowanej przez państwo i niezliczone prawicowe organizacje. Na szczęście cały świat patrzy im na ręce, bo też nie ma narodu i państwa tak bardzo uwierającego inne narody niż Izrael. Siłą rzeczy, prowadząc swoją wojnę o przetrwanie i zabijając w niej mężczyzn, kobiety i dzieci, czyni to wedle tak surowych reguł etyki wojennej, że cały świat musi się od niego uczyć. Doprawdy nie ma drugiego państwa prowadzącego wojnę i mordującego ludzi, które popełniałoby zbrodni tak mało jak zbrodniczy Izrael. Bo z prowadzeniem wojny tak już jest, że mierzymy i oceniamy strony konfliktu właśnie wedle tego kryterium – która z nich mniej jest zbrodnicza.
Jest więc Izrael reżimem najmniej zbrodniczym ze wszystkich reżimów wojujących. A jego sukcesy militarne i potęga wojskowa nie mają sobie równych – w proporcji do wielkości kraju. Biorąc pod uwagę te proporcje, można powiedzieć to samo o izraelskiej technologii, nauce, sztuce… Zaiste niebywały to kraj i jedyny w swoim rodzaju. A więc życzmy mu wielu setek lat istnienia, życzmy mu pokoju, o którym tak bardzo marzy, życzmy mu prosperity i bezpieczeństwa. Życzmy mu, aby stał się kiedyś tzw. normalnym krajem. A jak ktoś nie będzie życzył, to bez łaski – Żydzi poradzą sobie i bez tego.