Duda, Trzaskowski i pedofilia
Andrzej Duda ułaskawił człowieka skazanego za znęcanie się nad rodziną, kazirodcze zgwałcenie małoletniej córki oraz łamanie zakazu zbliżania się do konkubiny i córki. Wbrew zakazowi człowiek ten zamieszkał z rodziną, którą utrzymuje, a jego żona i dorosła już córka – po odbyciu kary więzienia przez sprawcę – zwróciły się do prezydenta o skorzystanie z prawa łaski i zniesienie zakazu przebywania w ich bliskości.
Takie prośby zdaniem specjalistów są wymuszone i nieautentyczne, bo gwałt i przemoc trwale niszczą więź rodzinną. Duda ułaskawił sprawcę z silnym poparciem wiceministra sprawiedliwości. Można domniemywać, że za tą decyzją stały jakieś względy ideologiczne związane z wyidealizowanym i anachronicznym imaginarium konserwatywnym wokół pojęcia rodziny, nie ma jednak żadnych przesłanek dla twierdzenia, że Andrzej Duda bagatelizuje akty pedofilskie dokonywane przez osoby świeckie (jeśli chodzi o księży, PiS trwale i jednoznacznie angażuje się w kłamstwo pedofilskie, mówiące, że księża gwałcą dzieci nie częściej niż inni mężczyźni).
Moim zdaniem raczej brzydko zagrała opozycja, wyciągając Dudzie „ułaskawienie pedofila”. Miała być bomba w stylu PiS, a wyszedł kapiszon w stylu PiS. Jest to smutne tym bardziej, że na społecznym lęku przed pedofilami próbował już kiedyś grać Donald Tusk, postulujący tzw. chemiczną kastrację pedofilów. Pamiątką po tej histerii jest ośrodek w Gostyninie (Krajowy Ośrodek Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym), który zamiast być placówką leczniczą, jest więzieniem bez wyroku i bez terminu, w którym przetrzymuje się pedofilów po odbyciu przez nich kary więzienia. Nigdy wobec nikogo nie wolno stosować piętnowania, a prawa przysługują nawet najgorszym przestępcom i zwyrodnialcom. Czy jeszcze trzeba o tym przypominać politykom PO?
Duda prawie zawsze robi rzeczy złe i nieustannie łamie prawo – trochę z głupoty, trochę z pychy i fanatyzmu, ale najczęściej po prostu dlatego, że tak mu każe jego szef. Tym razem też postąpił źle. Ułaskawił przestępcę w zakresie restrykcji karnej, jaką jest zakaz zbliżania się do rodziny w czasie, gdy ów przestępca zakaz ten łamał. Wina Dudy nie polega na tym, że akt łaski odniesiony został do winnego przestępstw seksualnych względem własnej córki, lecz na tym, że złamał absolutną zasadę praworządności, w myśl której darowanie kary musi być poprzedzone ustaniem przestępstwa. Nie wolno używać prerogatywy prezydenckiej do sankcjonowania (w tym wypadku: legalizowania) stanu bezprawnego, jakim jest lekceważenie wyroku sądu. Przestępca miał zakaz zbliżania się do swej rodziny, lecz go nie respektował. W takiej sytuacji wola (prawdziwa czy pozorna) jego żony i córki nie może mieć żadnego znaczenia – najpierw podporządkowanie się wyrokowi sądu, a dopiero potem ewentualna łaska.
Jednak ten akurat objaw niskiej kultury prawnej, z jakim mamy tu do czynienia ze strony prezydenta, nie nadaje się do walki wyborczej. Podobnie jak bezprawne nominowanie sędziów Trybunału Konstytucyjnego i nienominowanie tych, którzy zostali prawidłowo desygnowani. Podobnie jak ułaskawienie Mariusza Kamińskiego i kilku innych osób przed zakończeniem postępowań przed sądami. Czy Duda nie rozumie, że ułaskawić można wyłącznie kogoś w świetle prawa winnego i za winnego uznanego przez sąd? Czy rozumie, że prezydent w żadnym przypadku nie może wchodzić w rolę sędziego i „wyręczać” sądu?
Z jego wypowiedzi na te tematy wynika, że te dość proste rzeczy przekraczają jego horyzont intelektualny. Dlatego zapewne nie rozumie też, że nie miał prawa ułaskawiać człowieka, który mieszkał z osobami, do których sąd zakazał mu się nawet zbliżać.
Zostawmy Dudę – niech się bawi w swoją podpaskową kampanię i błaznuje jak ten jarmarczny kuglarz na ryneczkach polskich sztetli. Od opozycji oczekujemy więcej pod względem moralnym i intelektualnym. Dlatego pozwolę sobie na kilka słów napomnienia dla speców od propagandy pracujących dla PO.
Przestępstwa seksualne wobec dzieci są okropne i bulwersujące. Takich przestępstw popełnia się bardzo wiele, choć tylko nieliczne są osądzane i karane. W ogromnej większości dopuszczają się ich osoby niespełniające klinicznych kryteriów parafilii (w tym pedofilii); nazywanie sprawców pedofilami jest tu daleko idącym uproszczeniem i ma charakter raczej umowny. Na ogół nie są pedofilami, lecz sprawcami czynów pedofilskich – przestępstw seksualnych, w których ofiarami są nieletni. Przestępstwa te najczęściej wpisane są w szeroki kontekst przemocy będącej codziennym elementem funkcjonowania sprawców.
W patologicznych środowiskach społecznych i patologicznych rodzinach bicie, lżenie i molestowanie seksualne jest na porządku dziennym – niemal zawsze wszystkie te krzywdy spotykają również dzieci żyjące w takim otoczeniu. Dzieci te są bite, poniżane, a czasami również molestowane seksualnie, najczęściej zresztą w następstwie pijaństwa i awantur (choć to nie jedyny scenariusz). Ludzie, którzy dopuszczają się takich czynów, prawie zawsze sami byli traktowani w ten sposób przez swoich rodziców. Patologie i przemoc przenoszą się z pokolenia na pokolenie.
Przemoc seksualna wobec dzieci jest szczególnie wielkim złem, lecz jej potępienie nie może przekraczać granicy piętnowania i zachęcania do linczu. Społeczne tabu i atmosfera linczu wokół pedofilów nie tylko jest czymś odrażająco archaicznym i prostackim moralnie, lecz w dodatku świetnie się nadaje do maskowania innych form przemocy. Można być przemocowym alkoholikiem i głośno potępiać pedofilów bądź osoby LGBT (takie skojarzenie jest bardzo silnie utrwalone w niższych warstwach społeczeństwa i cynicznie wykorzystywane przez zdemoralizowanych polityków), ciesząc się dzięki temu aprobatą społeczną. Politycy przyłączający się do nagonki na pedofilów i „pedofilów” przyczyniają się nie tylko do kultywowania plemiennej moralności, nastawionej na lincz jako karę zastępczą, wykonywaną na koźle ofiarnym, mającą usprawiedliwiać codzienną nieprawość, lecz – co gorsza – dokonują milczącej hierarchizacji przestępstw, umniejszając rangę innych potwornych czynów.
W dodatku odbywa się to poprzez szantaż moralny o następującej formie: wypowiadasz się w sposób empatyzujący lub co najmniej korzystny dla pedofilów? A więc jesteś obrońcą pedofilii! To doprawdy żałosne. Dlatego powiedzmy sobie jasno i otwarcie – na przekór idiotom tak podłym, że posuwającym się do insynuowania wspólnictwa w pedofilii komuś, kto domaga się respektu dla moralności i prawa: istnieją rozmaite przestępstwa równie złe oraz gorsze niż molestowanie, a nawet gwałcenie dzieci. Jakie? Ano morderstwa i napady rabunkowe, porwania dla okupu, gwałt ze szczególnym okrucieństwem, zamachy terrorystyczne.
Nie ma żadnych przesłanek etycznych (a jedynie widoki na zyski z rozbudzania archaicznych lęków przed złamaniem tabu) dla skrajnego wyróżniania przestępstw pedofilskich na tle innych zbrodni. Nic, ale to nic nie uzasadnia prowadzenia specjalnych rejestrów i ośrodków przeznaczonych dla tej akurat kategorii przestępców – nie są oni bowiem w niczym gorsi od bandytów recydywistów, psychopatów siejących terror i przemoc, seryjnych morderców czy fanatyków religijnych mordujących „niewiernych”. Sprawcy nadużyć seksualnych wobec dzieci są normalnymi przestępcami, winnymi bardzo ciężkich przestępstw, a czasami zbrodni. „Normalnymi”, to znaczy mają być traktowani tak samo jak inni przestępcy. Czy naprawdę tak trudno pojąć, że napad rabunkowy i gwałt albo porwanie nie jest ani trochę bardziej „zrozumiałe” niż atak seksualny na dziecku?
Jestem przekonany, że dzieci powinny znajdować się pod szczególną ochroną państwa i instytucji. Przestępstwa przeciwko dzieciom powinny być traktowane surowiej niż przestępstwa przeciwko dorosłym. Niestety, zasada ta stosowana jest (słusznie!) wyłącznie w odniesieniu do przestępstw na tle seksualnym. W kategorii znacznie powszechniejszych przestępstw, jakimi są naruszenia nietykalności cielesnej poprzez bicie, sprawa ma się dokładnie odwrotnie. Jeśli naprawdę chcemy bronić dzieci przed przemocą, zajmijmy się biciem, poniżaniem, zniewalaniem, głodzeniem i zaniedbywaniem, których to przestępstw tysiące dzieci w Polsce stają się ofiarami każdego dnia. To jednak mało kogo obchodzi.
Tymczasem przemoc jest integralna – skoro bezkarne jest bicie, to prędzej czy później do bicia przyłącza się poniżanie na tle seksualnym i wreszcie przemoc seksualna. Skupianie się wyłącznie na tej ostatniej jest hipokryzją i żerowaniem na niskich instynktach społecznych. Tak się nie godzi politykom poważnej partii. I nie mam tu na myśli, rzecz jasna, PiS.